Donald Tusk był dzisiaj w Białymstoku i jego wystąpienie miało charakter dość jednoznacznie uporządkowany i nakierowany przeciwko obozowi rządzącemu. W trakcie ostatniego weekendu spotkał się także z Małgorzatą Kidawą-Błońską, więc mimo, że nie wypowiadał się wprost przeciwko lub negatywnie na temat prezydenta Andrzeja Dudy, to nie trudno się domyśleć, że te wypowiedzi w konsekwencji miałyby szkodzić właśnie jego kampanii.

Tusk nie wypowiada się wprost. Czyżby więc nabrał już europejskiego formatu, czy może po prostu realizuje założenia, które mu zlecono?

Tradycyjnie straszył Polexitem. Powiedział m.in.:

- Prowincjonalizm, jeśli zatryumfuje w polskiej polityce, będzie dla nas zabójczy

Trudno powiedzieć, co miał na myśli mówiąc „prowincjonalizm”.

Kolejnym tematem mantrą Tuska były ponoć słabe relacje w NATO oraz – jak powiedział – krytykę UE przez prezydenta USA Donalda Trumpa. Tusk powiedział:

- Jeśli na Chiny spojrzymy jak na obiektywne wyzwanie, nie jak na wroga czy przeciwnika, to wszystkie miary - gospodarcze, demograficzne, także potencjału militarnego - będą kazały nam myśleć o nas w tej kategorii „my, wspólnota” wyłącznie wtedy, gdy będziemy mówili o całym politycznym Zachodzie

Nie omieszkał tradycyjnie skrytykować rządu i PIS. Oberwało się agentowi Tomkowi, byłemu posłowi PIS (bo to mimochodem chciał podkreślić, jak się wydaje). Nie oszczędził też prezesa NIK Mariana Banasia.

Podsumowując, gdyby z tego całego potoku słów próbować wycisnąć jakiś sens, to lepiej zrobić sobie przerwę i napić się kawy albo zjeść coś słodkiego dla poprawienia nastroju po czytaniu lub słuchaniu jego wystąpienia.

 

mp/pap