Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiada, że nie odda Warszawy bez walki – równocześnie chce odzyskać serce i przychylność warszawiaków. Trudno to sobie wyobrazić. Jaka Pana zdaniem będzie przyszłość polityczna prezydent Warszawy? Kiedyś przecież mówiło się nawet, że może zastąpić Donalda Tuska na fotelu szefa partii.

Pani Gronkiewicz-Waltz ma jedną cechę, która jej się w polityce dotąd bardzo przydawała i być może jeszcze się przyda. Ona ma takie niezwykłe szczęście Nikodema Dyzmy. I cała jej kariera jest właśnie taką karierą Nikodema Dyzmy.

Skąd to porównanie?

Została prezesem Narodowego Banku Polskiego, ponieważ był potrzebny akurat taki ktoś kto, jakby to ująć delikatnie, nie był w stanie zablokować pewnych rzeczy, które tam robili ludzie rzeczywiście rozdający karty, a z jakiegoś powodu, zrozumiałego zresztą, nie chcący być twarzami tej całej sytuacji. Potrzebowano kogoś sympatycznego, najlepiej kobiety, najlepiej prawicowej i pobożnej, która by temu wszystkiemu twarz dawała. Ponieważ Gronkiewicz-Waltz zadeklarowała wtedy ogromną lojalność wobec Lecha Wałęsy, była, przypomnę, kandydatką takiej efemerycznej partii wyborczej Lecha Wałęsy o nazwie „Victoria”, więc jako taki ukłon ze strony Wałęsy została szefem NBP, gdzie, niech to rozstrzygają fachowcy, nie wykazała się specjalnymi zdolnościami. Ponieważ potem potrzebna była prezesura NBP dla Leszka Balcerowicza – nie dało się wtedy inaczej rozegrać odwołania go z rządu, Gronkiewicz-Waltz wylądowała w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju – nie zadecydowały o tym względy merytoryczne, ale wzięła stołek, który się Polsce należał z rozdzielnika. Każdy kraj ma tam swojego człowieka w zarządzie i chociaż nie odpowiadała za wielkie sprawy, była jedyną osobą na tym stanowisku, której przydzielono asystenta do pracy merytorycznej. Innym dyrektorom się nie przydzielało kogoś takiego. Później została, na fali nienawiści do Jarosława i Lecha Kaczyńskich platformerskim prezydentem Warszawy. I szczerze mówiąc ta nienawiść to było jedyne paliwo, na którym jechała. Pani Gronkiewcz-Waltz jest prezydentem tego warszawskiego Lemingradu, tego strachu przed Smoleńskiem. Jedyna jej chyba zrealizowana obietnica, to obietnica, że póki żyje i póki rządzi Warszawą nie zostanie w żaden sposób upamiętniony Lech Kaczyński, nie zostanie w żaden sposób upamiętniona katastrofa w Smoleńsku. Teraz widać, że to jednak przestaje działać, rośnie w Warszawie liczba wyborców, którzy oczekują czegoś więcej i myślę, że wszystkie zapowiedzi o odzyskiwaniu serc warszawiaków są oczywistą fanfaronadą. W referendum jedyną dla niej nadzieją może być słaba frekwencja i wtedy Gronkiewicz-Waltz przeczołga się jeszcze przez ten rok do końca kadencji.

Będzie startowała w następnych wyborach?

Sądzę, że nie.

Czy jakąś inną funkcję PO zaoferuje Gronkiewicz Waltz?

Też jestem przekonany, że nie. Ponieważ ona nie za bardzo do tej Platformy pasuje. Ona była produktem takiego etapu kiedy partia ta chciała zająć pewien prawicowo-zdroworozsądkowy elektorat. Kiedy pokazywała się jako partia, która tak jak większość Polaków jest przeciwko aborcji, jest przeciwko nowinkom obyczajowym, przeciwko gejo-lesbijskim rewolucjom.

Był taki moment, kiedy o PO mówiło się jako o partii post-liberalnej, czyli w zasadzie konserwatywnej.

Wtedy pani Gronkiewicz-Waltz pasowała. Od jakiegoś czasu widzimy ewidentne przesuniecie PO na lewo, ku środowiskom Gazety Wyborczej i obecna prezydent Warszawy do tego ewidentnie nie pasuje i nie pasuje też do tego aparatu, który Platformę tworzy. Przecież ksywa „Bufetowa” nie została wymyślona przez PiS, tylko przez kolegów z PO. Wiadomo, że ona jest tam raczej osobą ośmieszaną, wyszydzaną, a na pewno nie traktowaną poważnie, czemu się zresztą trudno dziwić, ale jak powiedziałem może liczyć na to swoje szczęście Dyzmy. Ono się przejawiło też w tym, że w dalszym ciągu jest wiceprzewodnicząca Platformy, bo Donald Tusk do wykończenia swoich rzeczywistych przeciwników sprytnie wykorzystał hasło wprowadzania kobiet do polityki. Proszę zobaczyć, że on wypromował wiele kobiet zupełnie bezwolnych, całkowicie pozbawionych jakiegokolwiek talentów i szczerze mówiąc kompromitujących udział kobiet w polityce – takich jak Ewa Kopacz, jak Julia Pitera, Joanna Mucha. Gronkiewicz-Waltz ze swoim niewielkim potencjałem intelektualnym i politycznym tutaj dobrze pasowała. Jeżeli Tusk odzyska swoją pozycję w partii to nadal będzie taką politykę stosował i takie osoby jak Gronkiewicz-Waltz będą wynoszone na stanowiska, na których ludzie z jakąkolwiek osobowością by mu zagrażali. Wydaje mi się jednak mało prawdopodobne by Tusk odzyskał swoją dawną pozycję w PO. Sadzę, raczej, że elity tej partii będą się chciały Tuska pozbyć i obstawić jakiś inny wariant i jakkolwiek sobie taki scenariusz wyobrazić to Hanna Gronkiewicz-Waltz żadnej funkcji już nie otrzyma. Raczej czeka ją to, co eufemistycznie nazywa się powrotem do pracy naukowej, czyli raczej koniec będzie z polityką.

Rozmawiał Tomasz Rowiński