W wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej minister sprawiedliwości i prokurator generalny, Zbigniew Ziobro odnosi się do publikacji "Gazety Wyborczej". Autorzy: Wojciech Czuchnowski i Ewa Wilczyńska sugerują, że Śp. prezydent Lech Kaczyński, w czasach, gdy kierował resortem sprawiedliwości oraz pełnił funkcję prokuratora generalnego, wywierał naciski w sprawie Tomasza Komendy.

"Mamy dowód na to, że na postawienie ciężkich oskarżeń Tomaszowi Komendzie naciskał ówczesny prokurator generalny Lech Kaczyński"-napisała w poniedziałek "Wyborcza". Tym "dowodem" miał być archiwalny wywiad, którego w 2000 r. udzielił "GW" Lech Kaczyński. 

Pytany o tę sprawę przez PAP Zbigniew Ziobro ocenił artykuł jako "perfidny atak" gazety na tragicznie zmarłego prezydenta, który nie ma możliwości obrony. 

"GW" rodem z esbeckich instrukcji manipuluje faktami i pomija podstawową informację, że gdy prokurator stawiał panu Komendzie zarzuty popełnienia przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem, kiedy występował z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie i kiedy niezawisły sąd go tymczasowo aresztował, Lech Kaczyński nie był jeszcze prokuratorem generalnym. I nawet nie myślał, że nim zostanie. Zarzuty postawiono po trzech latach śledztwa 18 kwietnia 2000 roku, a Lech Kaczyński objął urząd dwa miesiące później"-wskazał szef resortu sprawiedliwości. 

Jak tłumaczył prokurator generalny, cały materiał dowodowy, kluczowy dla prowadzenia tej sprawy, był zgromadzony już zanim Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS. 

(...) wbrew relacjom "GW" prokurator, kierując na podstawie tych dowodów akt oskarżenia do sądu, nie zmienił później zarzutu. Był on dokładnie taki sam, jak postawiony panu Komendzie, zanim jeszcze Lech Kaczyński został prokuratorem generalnym"-podkreślił rozmówca PAP. Zdaniem ministra Ziobry, przesądza to, że Lech Kaczyński nie wpłynął na postępowanie. 

"To sąd zdecydował, że pan Komenda został potraktowany jak zabójca, a więc znacznie surowiej niż chciała prokuratura. Sąd zmienił bowiem kwalifikację czynu ze zgwałcenia ze skutkiem śmiertelnym na zabójstwo w związku ze zgwałceniem i było to wtedy, gdy Lech Kaczyński nie był już dawno ministrem sprawiedliwości"- zaznaczył polityk Zjednoczonej Prawicy. Jak tłumaczy Ziobro, właśnie ta decyzja sądu umożliwiła skazanie niewinnego człowieka na 25 lat więzienia. 

"Taką karę wymierzył zresztą sąd po apelacji rodziny ofiary, która nie zgodziła się z wyrokiem 15 lat więzienia wydanym przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu"-dodał rozmówca Polskiej Agencji Prasowej. 

Zbigniew Ziobro zwrócił uwagę, że sama chronologia zdarzeń dowodzi, jak ogromnych manipulacji dopuściła się "Gazeta Wyborcza", sugerując, że Śp. prezydent Lech Kaczyński w czasach, gdy podlegało mu sądownictwo i prokuratura, wywierał naciski na postępowanie. Gdyby bowiem Kaczyński chciał wydawać jakieś polecenia w tej sprawie, zrobiłby to, ponieważ miał takie możliwości- tłumaczył szef MS. 

"Były sprawy, w których Prokuratura Krajowa na jego polecenia takie działania podejmowała. Mógł np. polecić zmianę kwalifikacji prawnej czynu na zabójstwo, ale tego właśnie nie uczynił. Przeciwnie, prokurator, który później kontynuował postępowanie, nie zmienił zarzutów postawionych przez prokuratora pierwotnie prowadzącego to śledztwo"-wskazał lider Solidarnej Polski. Minister sprawiedliwości wskazał, że zmiana prokuratora nastąpiła na wniosek prokuratora apelacyjnego, wskutek wielu zarztów natury dyscyplinarnej wobec pierwszego referenta sprawy Komendy.

"Przypomnę, że jest to prokurator, który został ostatecznie skazany m.in. za korupcję i wydalony ze służby"-tłumaczył. Prokurator generalny zwrócił również uwagę, że dziennik cytuje w tytule artykułu słowa prezydenta, których ten nie wypowiedział. Co więcej, autorzy artykułu skupiają się tylko na Śp. Lechu Kaczyńskim, choć sprawa ciągnęła się latami i w jej trakcie kilkakrotnie zmieniało się kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości. 

"W czasie, gdy w sprawie pana Komendy popełniano rażące błędy, kiedy niewłaściwie zebrano i oceniono materiał dowodowy, kiedy stawiano panu Komendzie, opierając się na nim, niesłuszne jak się okazało zarzuty, prokuratorem generalnym była Hanna Suchocka z hołubionej przez "Gazetę Wyborczą" Unii Wolności, a nie Lech Kaczyński"- przypomniał minister. Ziobro dodał, że wyroki skazujące Komendę wydano w 2003 i 2004 r., kiedy rządziło w Polsce SLD. W przytoczonym przez "GW" wywiadzie z 2000 r. ówczesny prokurator generalny po prostu komentuje słowa pełnomocnika rodziny bestialsko zamordowanej nastolatki. 

"Ani pełnomocnik rodziny, ani dziennikarze "GW", ani Lech Kaczyński nie wiedzieli wówczas, że ustalenia policji i prokuratury o rzekomo niezbitych dowodach wskazujących na pana Komendę są nieprawdziwe. A informacje o dowodach, w tym o zgodności zabezpieczonego na śladach genotypu DNA z genotypem DNA Tomasza Komendy oraz o zbieżności odcisku jego uzębienia ze śladem na ciele ofiary, czyli wówczas jednoznacznie wskazujących na pana Komendę, zostały podane do opinii publicznej, zanim Lech Kaczyński został prokuratorem generalnym"-powiedział minister Ziobro. Rozmówca PAP przypomniał, że w tamtym czasie również dziennikarze "GW" opisywali uniewinnionego niedawno mężczyznę jako sprawcę zabójstwa. Zresztą wiele mediów, relacjonując proces, przedstawiało Tomasza Komendę w jak najgorszym świetle. 

"Lech Kaczyński nie prowadził tej sprawy, nie nadzorował jej. Także Lech Kaczyński był zszokowany brutalnością zbrodni. I chyba również dziś nikt nie ma wątpliwości, że rzeczywisty sprawca, który z takim okrucieństwem zabił dziewczynkę, zasłużył na miano zbira"- tłumaczył minister.-(...)"To była oczywista reakcja każdego wrażliwego człowieka, który słyszy o potwornej zbrodni i pobłażliwości prawa wobec sprawców. To Lech Kaczyński jako pierwszy powiedział: "dość, nie ma pobłażania dla przestępców" i dzięki temu zyskał uznanie Polaków, którzy na taką zmianę czekali". 

Jak dodał prokurator generalny, gdyby nie zmiany wprowadzone w prokuraturze przez rząd Zjednoczonej Prawicy, Tomasz Komenda wciąż siedziałby- niewinnie- w więzieniu i uchodziłby za sprawcę odrażającego przestępstwa, które popełnił ktoś inny. Polityk przypomniał, że w czasie rządów PO, w 2010 r. prokurator Bartosz Biernat sygnalizował nieprawidłowości w postępowaniu. Alarmował przełożonych, że Tomasz Komenda nie jest sprawcą brutalnego morderstwa na 15-letniej Małgosi. Sprawa została jednak zamieciona pod dywan, a "GW" również ją przemilczała. 

"Trzeba było czekać latami na ostatnie wybory do parlamentu i zwycięstwo koalicji PiS oraz reformę prokuratury i zmianę jej kierownictwa"-podkreślił Ziobro. 

yenn/PAP, Fronda.pl