- Rozumiem, że na miesiąc przed wyborami wszystko jest podejrzane, ale apeluję o spokój - mówi pisarz Zygmunt Miłoszewski, komentując projekt ustawy o statusie artysty zawodowego. "Dla środowiska artystycznego to zmiana rewolucyjna i pozytywna. Dzięki temu stajemy się widoczni w systemie ubezpieczeń społecznych" - dodaje 

- Rozumiem, że na miesiąc przed wyborami wszystko jest podejrzane, ale apeluję o spokój. Bo choć jestem w opozycji do obecnej władzy, to uczciwość każe docenić jej dobre ruchy i nie wylewać zdrowego dziecka z pisowską kąpielą. A ta ustawa jest zwyczajnie bardzo dobra. Dla artystów, a co za tym idzie, dla polskiej kultury - powiedział Miłoszewski.

Chodzi o  fragment programu PiS, z którego wynika, że każdy zawodowo zajmujący się rozrywką musiałby wystąpić o potwierdzenie statusu artysty zawodowego oraz dostać specjalną kartę.

Według Miłoszewskiego, nieprawdą jest jakoby projekt był "furtką, by ci, którzy nie mają statusu artysty, nie mogli wydawać książek czy śpiewać po domach kultury".

- Najważniejsze: to nie jest ustawa wymierzona przez rząd w nieświadomych artystów. Powstała na zlecenie ministerstwa w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina, który najpierw, w czasie Ogólnopolskiej Konferencji Kultury, a potem w czasie spotkań z przedstawicielami środowiska de facto napisał ją razem z artystami. Proszę mi wierzyć, że to całe środowisko jest dziwne, egotyczne, swarliwe, a mimo to dogadaliśmy się i ze sobą i z przedstawicielami władzy, z którą większości z nas nie jest po drodze. Niech to świadczy o tym, jak ważny jest to projekt  - mówił pisarz.

- A ważny jest dlatego, że mało kto o tym wie, iż artysta jest obecnie w polskim systemie prawnym nikim. Nie jesteśmy pracodawcami, pracownikami, przedsiębiorcami, nie jesteśmy nawet przedstawicielami wolnych zawodów. Czyli gdybym chciał pójść do ZUS jako pisarz i powiedzieć, że chcę sobie sam płacić ubezpieczenie emerytalne, nie mam takiej możliwości. I faktycznie taki był pierwszy zamysł tej ustawy - żeby w ogóle dostrzec to, że jest taka grupa zawodowa - stwierdził 

Według niego, dzięki tej ustawie, ta grupa zawodowa mogłaby być objęta ubezpieczeniem społecznym.

- Ale nie na zasadzie, że państwo da, tylko żeby umożliwić nam ubezpieczanie się samemu. Z dodatkową furtką tzw. Funduszem Artysty Zawodowego mówiącą, że osoby będące artystami zawodowymi, które utrzymują się z tego, że tworzą tkankę kulturową w Polsce, dziedzictwo narodowe dla przyszłych pokoleń, którzy się ubezpieczają, a chwilowo cienko przędą, będą dostawali dopłatę do składki ZUS z tego Funduszu. Który, podkreślmy, nie ma być finansowany z budżetu, tylko z tzw. opłaty od czystych nośników - zauważył.

- Ważne jest, że to rzecz absolutnie dobrowolna. Ja, Zygmunt Miłoszewski, mogę sobie pisać książki, wydawać, sprzedawać w księgarniach i nie potrzebuję do tego żadnego glejtu, statusu czy legitymacji. Ale jeśli chcę, to jako pisarz z dorobkiem, utrzymujący się w większości z działalności artystycznej, mogę złożyć wniosek i dostanę legitymację i np. będę mógł się ubezpieczyć. Ale nie muszę z tego korzystać - podkreślił

- Dla środowiska artystycznego to zmiana rewolucyjna i pozytywna. Stajemy się widoczni w systemie ubezpieczeń społecznych i to jest najważniejsze. To jest rozwiązanie skierowane jedynie do artystów zawodowych, którzy utrzymują się ze sztuki, budują tkankę kulturalną i którzy przede wszystkim chcą z tego skorzystać. Tak wygląda ustawa w swoim obecnym kształcie. Rozumiem, że to jest okres przedwyborczy i wszystko jest gorące, ale my nad tą ustawą jako środowisko pracujemy od dwóch lat, nie jesteśmy zaskoczeni, nikt nam nie wbija noża w plecy. Wręcz przeciwnie, jest to pierwsza sytuacja - mam wrażenie od 30 lat - kiedy mamy z kim rozmawiać - dodał Miłoszewski.

 

bz/niezalezna.pl/PAP