- Zdecydowałam się na Biuro Interwencyjne, gdy zobaczyłam jedną rzecz: jak władza urządza prowokację, to trzeba zacząć się bronić. Zobaczyłam to 11 listopada i gdy zamykali Piotra Staruchowicza. Dla mnie dziwnym sygnałem jest to, gdy 11 listopada ktoś pali samochody na oczach 200 policjantów. Policja nie może też traktować młodych ludzi jak zwierzyny łownej. Pamiętam takie sytuacje z przeszłości i mi się to nie podoba. Oburza mnie wpuszczenie Niemców z grupy antyfaszystowskiej do Warszawy i równoczesne zatrzymywanie samochodów z południa Polski i legitymowanie w nich ludzi jadących na Marsz Niepodległości.

 

Nie mam zaufania, że wszystkie organa państwa działają praworządnie tylko wyjątkowo im się coś nie udaje. Mam właśnie poczucie, że żyjemy w głębokiej niesprawiedliwości. To wymaga interwencji. Potrzebny jest telefon, pod który można zadzwonić i zgłosić, że coś złego się wydarzyło. Jeżeli dzieję się krzywda, to trzeba ją dokumentować.

 

Wiele nieprawidłowości było zgłaszanych wcześniej do biura senatora Romaszewskiego, np. jakaś sitwa była w stanie odebrać majątek ludziom mniej zaradnym. Takich ponurych rzeczy jest wiele. Pytanie, czy jest to błąd systemowy, czy przypadek. Jeśli trzeba ludzi bronić to również przy pomocy radnych, posłów czy senatorów.

 

Ludzie często nie przyznają się publicznie, że popierają PiS. Boją się. Dlatego też, biuro interwencyjne będzie działać przy PiS. Za przyznanie się do popierania tej formacji można stracić pracę, choć oficjalnie pracodawca się do tego nie przyzna. Z naszym Biurem Interwencyjnym ruszamy od stycznia. Będzie telefon do zgłoszeń, będziemy też jeździć w Polskę i monitorować zdarzenia - dodaje Romaszewska.

 

Not. Jarosław Wróblewski