Jeśli ktoś sądził, że Putin bezradnie będzie przyglądał się, jak jego agresywna polityka wobec Ukrainy jednoczy rządy i opinie publiczne w państwach europejskich, musi porzucić próżne złudzenia. Paleta możliwości oddziaływania na Europę jest w przypadku Putina bardzo duża. Nie chodzi tutaj tylko o ekonomiczne interesy, powiązania zachodnich firm inwestujących w Rosji i ich wpływ na polityków. Możliwości jest więcej.

Putin coraz silniej dociera do prawicowych i lewicowych partii w UE, które kontestują porządek Unii Europejskiej. Robi to przez doradztwo, jak w przypadku niemieckiej Alternatywy dla Niemiec, lub przez pieniądze, jak to się dzieje w przypadku Frontu Narodowego. Putin potrafi także wykorzystywać rosnące antagonizmy interesów między państwami europejskimi, które są szczególnie ostre w wyniku kryzysu finansowego. Widzimy to choćby w naszym regionie Europy Środkowej na przykładzie polityki Orbana na Węgrzech czy Fico w Słowacji.

Putin ma jeszcze jedną istotną broń – skoncentrowane w swoim ręku środki informacji: media oraz Internet. Prowadzone w różnych językach rosyjskie kanały informacyjne mnożą się jak grzyby po deszczu. Na efekty nie trzeba czekać zwłaszcza tam, gdzie rosyjska propaganda pada na podatny grunt. Badania grudniowe pierwszego programu publicznej telewizji niemieckiej ARD pokazują, że już 51% Niemców uważa, że Rosja słusznie obawiać się może działań Zachodu – we wrześniu było to 41%.

Jeżeli nawet polityka Angeli Merkel wobec Putina zaostrzyła się – świadczyć o tym mogą jej wypowiedzi, w których mówi, że Putin stanowi egzystencjalne niebezpieczeństwo dla pokoju w Europie – to wraz z tym wzmacnia się także sprzeciw wpływowych elit niemieckich przeciwko takiej bardziej stanowczej polityce. Wdzięczny przykład z ostatnich dni to opublikowany przez niemiecki tygodnik „Die Zeit” manifest sporej grupy prominentnych przedstawicieli niemieckiej polityki i kultury pod znamiennym i dramatycznym tytułem: „Znów wojna w Europie? Nie w naszym imieniu!”. 

Tekst jest kuriozalnym, jednocześnie niestety wiernym odzwierciedleniem panujących w Niemczech poglądów. Z lektury manifestu dowiemy się między innymi, że Stany Zjednoczone, Europa i Rosja prą w ostatnich miesiącach ku nowej wojnie. Politykę Rosji można jednak zrozumieć, ponieważ została ona przez Zachód osaczona. Z tego powodu ekspansja Zachodu (szczególnie NATO) na państwa byłego bloku sowieckiego prowadzą do reakcji Rosji – tak było w 2008 wobec Gruzji, tak stało się w 2014 wobec Ukrainy (aneksja Krymu). Dlatego sygnatariusze apelu zwracają się o zaprzestanie takiej polityki, powołując się na zasady tzw. Karty Paryskiej KBWE z 1990 roku o pokojowej współpracy w Europie, którą uznają za akt kończący zimną wojnę na kontynencie.

Apel podpisał między innymi Gerhard Schröder, także Stefan Dürr (ten ostatni nazywany także mlecznym królem – potentat w branży rolnej w Rosji, a swego czasu zagraniczny ekspert przy Dumie do spraw nowej ustawy o nieruchomościach rolnych) – tu nie ma zaskoczenia. Jest także Horst Teltschik, prawa ręka Kohla w czasach zjednoczenia. Dołączyli Wim Wenders oraz Karl Maria Brandauer (jak widać logika tworzenia listy sygnatariuszy  tego typu apeli jest zawsze podobna). Przykrą niespodzianką jest Roman Herzog, były prezydent Niemiec. Jak widać, Putin zawsze może liczyć na dobre wsparcie i zrozumienie.

Marek A. Cichocki

Tekst ukazał się na łamach "Teologi Politycznej"