39-letni Ryszard Zaręba wracał z narzeczoną we wtorek wieczorem z pizzerii. Kiedy szli ul. Okulickiego zauważyli ogień w domu przy przejeździe kolejowym. "Zdziwiłem się, bo to wyglądało, jakby ktoś palił ognisko - mówi pan Ryszard dla portalu dzienniklodzki.pl. Podeszli bliżej i szybko przekonali się, że pali się parterowa altanka stojąca przy domu jednorodzinnym. - Nie mogłem wejść na posesję, bo tam było drewniane ogrodzenie - mówi. Postanowi wybić deski gołymi rękoma. "Ogień miał kilka metrów, a przez okna widać było tylko dym. Nie wiadomo było, czy ktoś jest w domu.

Ewa Piotrowska, narzeczona Ryszarda zadzwoniła po straż pożarną. Pan Ryszard nie mógł wejść do domu, bo drzwi nie miały klamki. Mężczyzna nie zastanawiał się ani chwili. Wybił szybę i przez okno wszedł do budynku. Po chwili wyprowadził z domu dwie osoby. Okazało się, że lokatorzy spali i nie mieli pojęcia, że ich dom się pali. - Gdy ich wyprowadziłem powiedzieli, że w drugim końcu domu jest starsza, schorowana kobieta. W budynku nie można było normalnie oddychać, było za dużo dymu".  Mężczyzna zerwał zasłonkę z okna, owinął nią twarz i wszedł ponownie przez okno do zadymionego domu, by szukać kobiety. W ostatnim pomieszczeniu leżała na łóżku półprzytomna staruszka. Nie wiedziałem jednak, jak ją wynieść. Mężczyzna próbował otworzyć okno, ale okazało się, że na zewnątrz jest roleta antywłamaniowa. - Częściowo ją wyrwałem, ale zrozumiałem, że tędy kobiety nie wyniosę - opowiada. Z pomocą przyszła pani Ewa, która też weszła do domu przez to samo okno. Kobieta martwiła się o narzeczonego. Udało im się przeprowadzić staruszkę przez zadymiony budynek aż do okna w kuchni i tam wydostali się na zewnątrz. Po chwili pojawili się strażacy.

Łódzcy strażacy planują uroczyście uhonorować pana Ryszarda i jego narzeczoną za wzorową postawę. Przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. 

Oto zwyczajni, codzienni bohaterowie!

mod/dzienniklodzki.pl