Duch Święty to chyba najbardziej tajemnicza Osoba Trójcy Świętej. Dlaczego tak Go postrzegamy?
Myślę, że wynika to ze sposobu objawiania się samego Boga. W Starym Testamencie pośród ludu Izraela Pan Bóg objawiał się jako Stworzyciel i Ojciec. W Nowym Testamencie apostołowie, którzy wiedzę o objawieniu wynieśli z domu i pobożności izraelskiej czy z kultu w Świątyni Jerozolimskiej, dołączyli swoje zdumiewające odkrycie Syna Bożego – Jezusa Chrystusa, który do Boga Ojca zwracał się słowami: „Ojcze mój”. Natomiast objawienie Ducha Świętego zostało zachowane jakby na ostatnią chwilę, jakby za pięć dwunasta tego całego procesu. Pełnia objawienia Ducha Świętego to przecież dopiero dzień Zielonych Świątek. W późniejszym okresie apostołowie dokonali tego odkrycia wiary. Nic więc dziwnego, że także w naszym życiu jest taka kolejność. Powoduje to, że Duch Święty – mówiąc językiem kolokwialnym – pozostaje osobą tajemniczą. Oczywiście tajemniczymi osobami pozostają także Bóg Ojciec i Syn Boży, bo przecież Stwórca jest nieskończenie większy od możliwości naszego zrozumienia.
Tajemniczość to natura Ducha Świętego czy raczej nasze zaniedbanie?
Na pewno jest w tym coś z naszego zaniedbania, bo kto z nas w dostateczny sposób zgłębia prawdy wiary i poświęca się w odkrywaniu Bożych tajemnic? Ale do natury Ducha Świętego należy przecież objawianie tajemnicy Ojca i pokazywanie Jezusa Chrystusa – Syna Bożego. Dlatego Duch Święty prowadzi nas w modlitwie przez Chrystusa do Ojca. Modlitwa wprost do Trzeciej Osoby Trójcy Świętej jest rzadkością, a w Nowym Testamencie nie spotkamy się z bezpośrednim wezwaniem do Ducha Świętego (także w tekstach modlitw Kościoła występuje ono rzadziej niż akty skierowane do Boga Ojca czy Jezusa Chrystusa). Nawet w liturgii, gdzie modlimy się często: Bożej Ojcze, obdarz nas swoją łaską… przez Chrystusa…, tylko na końcu dodajemy: w jedności Ducha Świętego. Nie oznacza to, że Duch Święty jest mniej ważny, lecz że ma On w naszym życiu inną funkcję do spełnienia. Wynika to z natury Ducha Świętego i z roli, jaką spełnia w modlitwie.
Jeszcze większy problem mamy z działaniem Ducha Świętego: z jednej strony uznajemy jego fundamentalny charakter, pamiętając o nim jako podstawowym warunku naszego uświęcenia, a z drugiej z niepokojem patrzymy na ludzi deklarujących, że to, co mówią i czynią, pochodzi bezpośrednio z natchnienia. Z czego to wynika?
Podejrzliwość w tym wypadku jest nie na miejscu. Lepsze jest spojrzenie krytyczne. Do takiego podejścia zachęcali apostołowie: proroctwa nie lekceważcie, ale wszystko badajcie! W Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł Apostoł pisał do ludzi, którym się wydawało, że mają Ducha Świętego: Ja też mam Ducha Bożego (1 Kor 7, 39; por. 1 Kor 14, 36-37).
Na czym polegałby krytycyzm?
Na tym, że z jednej strony wierzymy bardzo praktyczne, namacalnie i doświadczalnie w działanie Ducha Świętego, a z drugiej sprawdzamy, czy w osobie mającej natchnienia działa Pocieszyciel. W człowieku może działać Duch Święty lub fantazja, wybujałe ambicje, wyobraźnia czy nawet zły duch. Okazuje się to dopiero po krytycznym sprawdzeniu. Taka weryfikacja nie zawsze jest łatwa, o czym pisał św. Paweł Apostoł: „Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości” (2 Kor 11, 14). Musimy wziąć pod uwagę wszystkie możliwości.
Czy istnieje katalog działań Ducha Świętego, który dzieli je na natchnienia, dary, charyzmaty?
Najlepiej sięgnąć po pierwsze biblijne doświadczenie Ducha Świętego, które miało miejsce w życiu apostołów Chrystusa. W Dziejach Apostolskich spotykamy się z charyzmatami Ducha Świętego objawiającymi swoją moc: z opisami natchnień oraz łask prowadzących bądź umacniających, a nawet wizji. W Piśmie Świętym spotkamy też ludzi, którzy uzurpują sobie prawa do działania Ducha Świętego.
Dzisiaj w rozmowie o biblijnych katalogach charyzmatów dominuje maniera, która nie pozwala wyjść poza dwunasty rozdział Pierwszego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian. Z niewiadomych powodów uważa się, że wyłącznie ten fragment mówi o tym zagadnieniu, a tymczasem wystarczy spojrzeć do spisu treści czy sięgnąć po konkordancję biblijną, by zauważyć, że wiele uwag o charyzmatach znajduje się w innych rozdziałach Listu do Koryntian, a także w innych listach, np. do Rzymian, Tymoteusza. Zatem w mówieniu o charyzmatach nie ograniczajmy się tylko do jednego rozdziału, ale patrzmy bardzo szeroko, aby objąć bogate nauczanie św. Pawła na ten temat.
Czy charyzmaty są konieczne dla każdego chrześcijanina? Jaką rolę odgrywają dary Ducha Świętego w naszym życiu?
Charyzmaty są konieczne do owocnej i skutecznej służby w Kościele. W Piśmie Świętym czytamy: „Nie masz nic, czego byś nie otrzymał”. A otrzymuję właśnie charyzmat. Nie należy jednak myśleć o nim jako rzeczywistości nadzwyczajnej i cudownej. Charyzmat to łaska Boża, która przejawia się w normalnym życiu. W Liście do Rzymian (Rz 12, 1-21) św. Paweł wymienia: miłosierdzie, rozdawnictwo, napominanie, nauczanie... Natomiast w Pierwszym Liście do Koryntian (1 Kor 7, 7) napisał o dwóch stanach życia jako charyzmacie: małżeństwie i bezżeństwie. Jeżeli dzisiaj następuje kryzys małżeństwa i bezżeństwa, to dlatego, że bardzo mało ludzi traktuje swój sposób życia jako charyzmat, czyli Boży dar. I zapomina, że trzeba się o niego modlić, otwierać serce i z wdzięcznością go przyjmować. Gdy tak spojrzymy na znaczenie charyzmatów, odpowiedź na postawione pytanie będzie twierdząca – charyzmaty są konieczne.
Które charyzmaty są ważniejsze: zwykłe czy szczególne, jak chociażby dar proroctwa?
Mówiąc „charyzmaty zwyczajne”, zauważamy, że w tym nazewnictwie wybrzmiewa jakaś szarość, powszechność i banalność. To tak, jakbyśmy powiedzieli, że coś jest banalne, szare i nijakie. Tymczasem w Kościele są święci, którzy zabłysnęli w codzienności. Czy Joanna Beretta Molla nie zajaśniała heroicznym charyzmatem? Nazwiemy go niezwykłym i Bożym, chociaż udzielonym dla spełnienia zwykłego powołania małżeńskiego.
Które charyzmaty są ważniejsze? Odpowiedź uzyskamy, wczytując się w Pismo Święte oraz w teksty najwcześniejszej Tradycji Kościoła. W pismach ojców Kościoła zachęca się do otwartości na dar proroctwa i nowe impulsy, idee, pomysły czy nowe kierunki nauczania. Należy przy tym sprawdzić, czy spełniają one dwa warunki: zgodności z Tradycją (wyrażaną przez prezbiterów, biskupów i poprzednie pokolenia) i z kształtem życia danej osoby (czyli objawianiem spolegliwości, miłosierdzia, pobożności, pomocy innym i dawaniem dobrego świadectwa, co jest skutkiem przyjęcia charyzmatów).
Charyzmaty i urzędy budują wspólnotę Kościoła. Jego Eminencja pasterzuje w Kościele, a nadto od wielu lat jest związany z ruchem Odnowy Charyzmatycznej. Czy w życiu osobistym ksiądz biskup otrzymał jakieś szczególne dary i charyzmaty Ducha Świętego?
O charyzmatach lepiej mówić w odniesieniu do innej osoby niż do siebie samego. Trudno samemu opisywać działanie Ducha Świętego w sobie. Moje spotkanie z Odnową Charyzmatyczną trwa już 25 lat. W tym ruchu, jak w soczewce, skupiają się wszystkie tematy, które poruszyliśmy do tej pory, a więc pożyteczne i wartościowe wczytywanie się w Pismo Święte oraz odwoływanie do Tradycji w celu ożywienia bogactwa charyzmatów. Jednak tam, gdzie są ludzie, tam także – z różną intensywnością – pojawiają się problemy. Jakie? Te same, co w Dziejach Apostolskich, listach św. Pawła i w historii Kościoła, ponieważ ludzie zawsze są tacy sami.
Mówi się, że Duch Święty jest duszą Kościoła…
Obecność Ducha Świętego przenika całą rzeczywistość – rzeczywistość myśli, egzystencji, nadziei, wspomnień, modlącej się wspólnoty, tekstu Pisma Świętego, Kościoła i całej historii. Zaś modlitwa liturgiczna to wołanie w jedności Ducha Świętego. Modlitwa jest jednością, która obejmuje Boga Ojca, Syna Bożego, a także nas; jednością łączącą Boga z ludźmi, a wobec tego i ludzi między sobą. Jedność rozumiem nie tylko jako spojrzenie na Ducha Świętego, ale też poddanie się Jego prowadzeniu.
Zapewne stosunek do Ducha Świętego zmienia się pod wpływem poznawania prawd wiary i osobistych doświadczeń…
W czasach szkolnych, gdy należałem do grupy modlitwy duszpasterstwa akademickiego prowadzonej przez ks. Stanisława Orzechowskiego, zostaliśmy zachęceni do czytania psalmów (dla mnie wtedy jeszcze mało zrozumiałych i mało komunikatywnych, ale zmieniających życie). Kolejnym etapem działania Ducha Świętego było odkrycie powołania kapłańskiego i skierowanie się do seminarium duchownego (samo wytrwanie w powołaniu nie jest możliwe bez działania Ducha Świętego). Po otrzymaniu święceń kapłańskich odkrywałem ruchy odnowy Kościoła: Ruch Światło-Życie, Neokatechumenat, Comunione e Liberazione. W ich różnorodności można odkryć różnorodność i bogactwo działania Ducha Świętego. Jak ubogie byłoby moje życie, gdybym próbował ograniczyć się tylko do tego doświadczenia sprzed dwudziestu kilku lat! Starałem się rozglądać i dostrzegać działanie Ducha Świętego we wszystkich możliwych miejscach, dzięki czemu zauważyłem, jak bardzo jest bogate. Działanie Ducha Świętego porównałbym do łąki, która jest tym piękniejsza, im liczniejsze i bardziej różnorodne – ze względu na kolor, wielkość czy fazę rozkwitu – są jej kwiaty. Piękno w różnorodności – tak widzę działanie Ducha Świętego w Kościele.
Czy otrzymanie sakry biskupiej wzmacnia doświadczanie działania i charyzmatów Ducha Świętego?
Bycie pasterzem w roli biskupa to jeszcze inne wezwanie. Dzięki tej posłudze docieram bowiem do takich miejsc, parafii, gremiów, grup, zakonów, szkół, z którymi wcześniej nie miałem kontaktu. Stąd też posiadam doświadczenie Kościoła jako wielobarwnej i różnokształtnej łąki życia chrześcijańskiego. Kiedy w innych osobach widzę piękne i wartościowe działanie Ducha Świętego, staram się nie pozostawać w tyle. Zaczynam przywoływać Ducha Świętego, aby słowem i obecnością umacniać tych, którzy tak często żyją pięknie i ofiarnie.
Jak należałoby skomentować tezę, że charyzmaty to dary Ducha Świętego, o których Kościół przypomniał sobie w XX wieku?
Mam wątpliwości, czy jest ona słuszna. Rok temu wydałem książkę pt. „Dary duchowe w dawnych wiekach Kościoła”. W przeprowadzonych badaniach źródeł tekstowych nie zaobserwowałem procesu uciszenia Ducha Świętego. Przeciwnie, natrafiłem na opisy rozkwitania Jego działalności, co jednak jest mało znane. Dlatego trzeba pamiętać, że rzeka historii Kościoła nigdy nie była leniwym nurtem ani wodą stojącą w zakolach i pod szuwarami, lecz zawsze przypominała górski strumień.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa ojcowie Kościoła pisali o potrzebie osobistego doświadczenia Ducha Świętego. Nazywano je wówczas chrztem w Duchu, trzecim narodzeniem albo wylaniem i napełnianiem Duchem Świętym. Zaś św. Ireneusz pisał o pocałunkach Ducha Świętego. Ojciec Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski porównuje doświadczenie napełniania Duchem Świętym do rozpakowania prezentu złożonego w nas podczas chrztu. Czy chrześcijanin powinien prosić o takie wylanie Ducha Świętego?
Czy powinien? Myślę, że to słowo jest za słabe. Chrześcijanin musi o to prosić! Jest piękne zdanie Pawła VI na ten temat w adhortacji o radości chrześcijańskiej Gaudete in Domino, w której papież przedstawił całą paletę problemów, zagrożeń i katastrof współczesnego mu świata. Znajduje się ono pod koniec tego dokumentu i brzmi: „Wobec tak trudnej sytuacji znikąd nie możemy spodziewać się ratunku, jak tylko przez nowe wylanie Ducha Świętego!”. Koniecznie trzeba myśleć o tym zarówno w sposób indywidualny, jak i wspólnotowy, kościelny. Musimy uważać, aby nie udzielać sobie osobistej dyspensy ze względu na kościelne przejawy wylania Ducha Świętego (jak np. pielgrzymki papieża), ale prosić o indywidualne wylanie Pocieszyciela. Niebezpieczeństwo widzę w tak zwanym numerowaniu działań Ducha Świętego – jak wspomniane trzecie narodzenie. W Dziejach Apostolskich zauważamy, że wylanie Ducha Świętego następowało kilkakrotnie w życiu tych samych osób. W Ewangelii Pan Jezus po zmartwychwstaniu tchnął na apostołów i powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego”, a po czterdziestu dniach rozległ się szum z nieba i spoczęły na nich języki jakby z ognia. Na tym jednak się nie skończyło, wylanie Ducha Świętego nastąpiło jeszcze w domu Korneliusza, a także w kilku innych miejscach…
Kiedy chrześcijanin potrzebuje nowego napełnienia Duchem Świętym?
Wyobrażamy sobie wędrowca, który wspina się na Kasprowy Wierch w Tatrach (w sierpniu zeszłego roku wchodziłem na ten szczyt i wiem, co to znaczy). Po dwudziestu minutach wspinaczki wędrowiec zatrzymuje się, odwraca i ogarnia wzrokiem okolicę, przed oczami rysuje się piękny widok. Odpoczywa parę minut i dalej wspina się na szczyt. Po dwudziestu minutach znowu się zatrzymuje, by odpocząć. Czy powie wtedy, że nie ma sensu się odwracać, bo ten widok już zna? Nie, bo teraz okazuje się on szerszy. Chrześcijanin, który wzrasta duchowo, co pewien czas będzie odczuwał potrzebę wylania Ducha Świętego.
A jeśli chrześcijanin nie odczuwa takiego pragnienia?
Znaczy to, że nie wzrasta duchowo. Mówiąc obrazowo, zamiast wchodzić na Kasprowy Wierch, usiadł w restauracji na Krupówkach i z tego miejsca się nie ruszył. Dlatego chciałbym, aby słowa Pawła VI utkwiły nam w pamięci. Winniśmy się modlić o wylanie Ducha, jak czynimy to przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego: „Boże, Ty przez misterium dnia dzisiejszego uświęcasz swój Kościół ogarniający wszystkie ludy i narody, ześlij dary Ducha Świętego na całą ziemię i dokonaj w sercach wiernych tych cudów, które zdziałałeś w początkach głoszenia Ewangelii”.
Gdzie we współczesnym Kościele i świecie upatrywać szczególnych przejawów obecności Ducha Świętego?
Duch Święty jest wszędzie: w tym, że ludzie przychodzą na Msze Święte; w tym, że odbyła się katecheza; w tym, że ludzie trwają w swoim powołaniu; że chorzy przeżywają swoje cierpienie z Chrystusem; że ktoś kończy życie doczesne z nadzieją na życie wieczne; że młody człowiek podejmuje trudy studiów czy wolontariatu; że istnieją grupy i ruchy w parafiach; że rodzą się nowe powołania. Wszystko w Kościele jest owocem działania Ducha Świętego. Żeby to lepiej zobrazować, znowu posłużę się przykładem łąki (nie trzeba chyba w tym przypadku zadawać pytania o skutki działania wody – gdyby nie ona, łąka stałaby się pustynią). Jak bujność i różnorodność roślin jest wynikiem nawodnienia, tak Kościół Boży – obecności i działania w nim Ducha Świętego.
„Głos Ojca Pio” (45/3/2007)
*****
Biskup Andrzej Siemieniewski (ur. w 1957) święcenia kapłańskie przyjął w 1985 roku. Doktorat z teologii duchowości obronił na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu w Rzymie, a habilitację uzyskał na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. W 2006 roku papież Benedykt XVI mianował go biskupem pomocniczym archidiecezji wrocławskiej. Za swoją dewizę bp Siemieniewski przyjął słowa Pisma Świętego: „Bóg jest miłością” (Deus caritas est).