Ale właśnie ten element pewnej nieokreśloności, chaosu, uciekania od górnolotnych deklaracji mógł skłonić, na przełomie 1986 i 1987 roku grupę studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie do stworzenia nowego typu pisma podziemnego. „brulion” stworzyli: Robert Tekieli, student Wydziału Geografii UJ, Bogdan Serafin, jego kolega z roku i Olga Okoniewska, utalentowana graficzka z Warszawy.
Periodyki tzw. drugiego obiegu czyli wydawanie nielegalnie pisma zajmowały się w tym czasie niemal wyłącznie polityką lub kwestiami kulturalnymi, ale zazwyczaj z bardzo wyraźnym przechyłem antysystemowym. Było to w jakiś sposób logiczne wobec obowiązującej w państwie komunistycznym cenzury i w sytuacji surowych kar za drukowanie publikacji niezależnych wydawało się absurdem publikować w drugim obiegu czasopismo, którego treści od biedy mogłyby przejść przez sito cenzury.
Ale trzeba pamiętać, że okres przełomu 86/87 to wyłonienie się młodej generacji, która była już zmęczona „wysokim C”, głównie solidarnościowej opozycji wobec rządów ekipy Jaruzelskiego. Na tle tego znużenia wyłonił się szereg nowych inicjatyw, które unikały uczestnictwa w oficjalnym obiegu kultury, ale które na zasadzie pewnej przekory chciały uciec od wzniosłego tonu wezwań do demonstracji, budowania „społeczeństwa alternatywnego” czy klimatu kościelnych mszy za ojczyznę. Dlatego pierwszy numer brulionu był szokiem dla wielu opozycjonistów w Krakowie, w którym to pismo zaczęło się ukazywać.
Pierwszy numer poświęcony był sztuce kabaretowej w Polsce. Opowiadano w nim o festiwalu PAKA czyli przeglądzie kabaretów a swoje teksty na temat specyfiki kunsztu kabaretowego napisali dla młodych kontestatorów z Krakowa tacy autorzy jak Wojciech Młynarski czy Jacek Fedorowicz. Krakowscy opozycjoniści np. z środowiska podziemnego np. Arka uznali brulion za dziwaczny rodzaj dziecinady przy demonstrowaniu dystansu wobec politycznej opozycji na siłę. Sami autorzy woleli określenie „trzeciego obiegu wydawniczego” czyli nurtu wydawnictw, które z konsekwencją odmawiały schylania karku przed peerelowską cenzurą, ale chciały pisać o tym, co ich interesuje a nie o tym co jest polityką. Podobny klimat miały rozmaite inicjatywy, które szybko nawiązały kontakt z Brulionem, czyli gdańskie środowisko happenerów z kręgu pure-nonsensowego gdańskiej „Tranzytoryjnej Formacji Totart” czy grupy poetyckiej „Zlali my się do środka” czy wrocławskiej „Pomarańczowej alternatywy”.
Robert Tekieli, jeden z założycieli pisma tak wyjaśniał klimat, w którym powstawało pismo: „Byliśmy znudzeni, a nawet zniesmaczeni poziomem większości pism opozycyjnych. Nudziło nas już powtarzanie zaklęć i nadęty ton. Trochę przekornie głosiliśmy prawdę o rzeczywistości. Na zasadzie prowokacji artystycznej napisaliśmy, że tylko 7% społeczeństwa przynależy do opozycji, zaś bazę ich sympatyków należy ocenić jedynie na około 18-20% Polaków. Nie było to dalekie od prawdy. Czyli stan wojenny złamał Polaków”.
Takie dosyć bolesne dla solidarnościowców tezy wywołały oczywiście szum wokół pisma, na którym zależało jego twórcom. Autorzy „Brulionu” chwalili się w tamtym czasie, że ich drugi numer z 1987 roku sprzedać miał się w Krakowie lepiej niż polityczny kwartalnik podziemny Arka. Pismo, w którym czołowymi piórami byli tacy autorzy jak Ryszard Legutko czy Andrzej Nowak.
Ten pierwszy okres istnienia Brulionu nazywany jest przez samych jej twórców okresem literackim. Istotnie wtedy podziemne pismo przyciągnęło do siebie całą grupę początkujących poetów, wśród których byli Marcin Świetlicki, Marcin Baran, Marcin Sendecki czy jeden z twórców pisma Robert Tekieli.
W 1991 roku z wierszy opublikowanych na łamach Brulionu wydano nawet tomik pod nazwą „Przyszli barbarzyńcy”, którego autorów nazywano potem „pokoleniem Brulionu”.
Gdy w 1990 roku pojawiły się już możliwości drukowania pisma „na powierzchni” zaczęła się faza anarchistyczna. Dominantą periodyku stały się artykuły na temat kontrkultury, nurtów marginalnych czy tzw. szeroko rozumianej kultury alternatywnej. Drukowano np. teksty Janusza Korwin-Mikke, ale tuż obok Jana Waluszko z gdańskiego Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego. Co jednak znamienne wydawcy Brulionu na czele z Robertem Tekielim od początku krytycznie podchodzili - wpierw do Okrągłego Stołu a potem do dominującego wówczas w świecie wyznaczania „gospodarowaniem prestiżu” środowiska Gazety Wyborczej. Swoistym casus belli pomiędzy Brulionem a tzw. salonem było opublikowanie tekstu „Sypiąc”. Był to swoisty kapitulacyjny raport jednego z aresztowanych w marcu 1968 Andrzeja Mencwela, późniejszego historyka literatury oraz krytyka w którym scharakteryzował on środowisko komandosów. Mencwel oburzył się na opublikowanie tego tekstu i zagroził krokami prawnymi wobec kogokolwiek, kto będzie ten tekst publikował lub cytował. Jednak opublikowanie tego materiału dobrze pokazywało nowy etap w dziejach Brulionu, który chciał ukazywać obszary rzeczywistości przemilczane przez innych. Ale w ramach tego publikowania „ego o czym nie piszą inni” – autorzy Brulionu nie mieli skrupułów, by publikować np. bardzo drastyczny wywiad o obyczajach seksualnych środowiska sadomasochistów. Ten niekiedy dosyć efekciarski okres szokowania zaczął powoli przejadać się głównym autorom. Zaczęły też się rozchodzić ich drogi. Od 1995 roku Robert Tekieli przeżywa okres nawrócenia w kierunku głębokiej wiary. Jak sam wyznaje, takim punktem przekroczenia i samootrzeźwienia było zorganizowanie przez niego filmów satanistycznych na początku lat 90-tych, które oczywiście w tamtym okresie wydawały mu się po prostu demonstracją egzekwowania prawa do wolności artystycznej. W tym samym czasie inny ze znanych twórców Brulionu Zbigniew Sajnóg związał się z grupą religijną „Niebo” Bogdana Kacmajora. Pismo wyczerpało swoją formułę około 1999-2000 roku. Tekieli kres wydawania pisma tłumaczy bardzo lakonicznie: „W końcu przestaliśmy z sobą rozmawiać i wtedy dotarło do nas, że formuła pisma się wyczerpała.”
Jak każde wyraziste środowisko artystyczne Brulion wywarł bardzo duży wpływ na okres przełomu między okresem PRL a III RP i zaowocował bardzo wieloma inicjatywami artystycznymi. Fundacja Brulionu w latach 1993-96 nadawała program radiowy Ultrafiolet i nawet wkraczała na teren telewizji w formie programów „Alternativi” i „Dzyndzylyndzy”, co zresztą charakterystyczne - było to możliwe wyłącznie dzięki prezesurze Wiesława Walendziaka w TVP, który wbrew przypinanym mu etykietkom konserwatywnego taliba wprowadzał wówczas na Woronicza prawdziwe standardy pluralizmu opinii.
Sam Robert Tekieli zakłada obecnie Radio Niepokalana FM, które ma mieć bardzo wyraźny rys dawania konserwatywnego świadectwa. Z kolei np. Manuela Gretkowska, która kiedyś była aktywną autorką Brulionu jest dzisiaj zdecydowaną zwolenniczką feminizmu. I tylko po latach ktoś, kto nie pamięta tamtych czasów może dziwić się, że w jednym piśmie spotykały się tak różne z dzisiejszej perspektywy osobowości, jak Marcin Sendecki, Andrzej Stasiuk, Olga Tokarczuk czy z drugiej strony Krzysztof Koehler lub Wojciech Wencel. To już zachęta do zgłębiania metamorfoz polityczno-literackich polskich twórców w ciągu ostatniego czterdziestolecia.
