Sporym echem odbiło się spotkanie w piątek 12 września Andrzeja Dudy z działaczami klubów „Gazety Polskiej” w Sulejowie koło Łodzi.

Organizatorzy zapraszając na spotkanie byłego prezydenta najprawdopodobniej nie sądzili że zakończy się ono bardzo emocjonalnymi reakcjami po obu stronach.

Po początkowych paru pytaniach mających charakter dosyć kurtuazyjny do mikrofonu podszedł Adam Borowski. Były bohater „Solidarności” z lata stanu wojennego, bardzo popularny działacz klubów - wypomniał prezydentowi parę kwestii z prezydentury gościa. Wśród zarzutów pojawiło się niedawne nominowanie sędziego Waldemara Żurka w sytuacji gdy – jak twierdził Borowski – „było wiadomo, że będzie łamał prawo”. Wypomniano też to, że prezydent dopuścił do aresztowania w pałacu prezydenckim Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika a także to, że nie zdymisjonował szefa BBN Jacka Siewiery, gdy ten ogłosił w mediach że zatrzymanie dwójki posłów PiS było w zasadzie zgodne z prawem.

Prezydent Duda bardzo ostro zareagował na te pytania. Zastosował metodę obrony przez atak.

– A gdzie państwo byli jak oni ścigali panów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika?, gdzie byliście gdy oni otoczyli pałac prezydencki i kontrolowali samochody?” – pytał oburzony. Gdy jeden z klubowiczów oburzył się, że to nieprawda – były prezydent ostro zaripostował: „Niech pan nie kłamie. Nie byliście tam. Nie było ani państwa, ani posłów PiS”.

Obie strony po pewnym czasie zmitygowały się. Widać było, że części publiczności zrobiło się przykro, że doszło do takiego wybuchu emocji. Z kolei prezydent na komunikatorze X także łagodził emocje „Nawet najostrzejszy spór w tym gronie to zawsze konstruktywna rozmowa z ludźmi oddanymi sprawom Rzeczpospolitej. A wciąż mamy jeszcze wiele do zrobienia”.

Incydent z Sulejowa to efekt zjawiska, o którym piszę z pewnym zakłopotaniem.

Zawsze należałem do osób, które wskazywały, że jeszcze odkryjemy wiele pozytywów prezydentury prawnika z Krakowa. Problem z tym, że prezydent zerwał z dotychczasową niepisaną tradycją, że głowa państwa polskiego po zakończeniu kadencji na pewien czas odsuwała się w cień. Tak było i z Aleksandrem Kwaśniewskim i z Bronisławem Komorowskim.

A prezydent podjął swoistą ofensywę wizerunkową już w ostatnich dniach swojej kadencji, gdy zaczął lansować autobiograficzna książkę „To ja”. Co więcej, potem zaskoczył wszystkich, ogłaszając że będzie miał własny program w Kanale Zero. Teraz dowiadujemy się że były prezydent ma zamiar w połowie października wystąpić w roli wykładowcy podczas inauguracji nowego roku akademickiego w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu związanej z osobą ojca Tadeusza Rydzyka. Czy będzie to pojedynczy wykład czy też były prezydent będzie wykładać na toruńskiej uczelni?

Powstaje wrażenie, że prezydent najwyraźniej uważa, że dobrze sprawdzi się w roli kogoś, kto dzielić się będzie swoją wiedzą uzyskaną w czasie kadencji i że do twarzy będzie mu z rola recenzenta bieżącej polskiej polityki.

Zastawiam się, czy Polacy zaakceptują byłego prezydenta z Krakowa w tej roli?

Andrzej Duda sporo ryzykuje. Bardzo łatwo stworzyć wrażenie kogoś, kto nie może żyć bez włączonych kamer i rozgłosu. A naturalny kontekst efektu nowości w wypadku nowej prezydentury Karola Nawrockiego musi tworzyć wrażenie czegoś w rodzaju konkurowania o uwagę i popularność.

Czy nie lepiej trochę poczekać na moment, w którym Polacy po pewnym czasie zatęsknią do stonowanego stylu pełnienia urzędu przez sympatycznego krakowianina? Andrzej Duda jest dorosłym człowiekiem i doświadczonym politykiem, więc może podejmować takie ryzyko, jakie chce. Ale ja jako człowiek, który zawsze panu prezydentowi dobrze życzył, mogę tylko apelować o przemyślenie tej taktyki. Właśnie dlatego, że prezydenta za jego rządów bardzo lubiłem i ceniłem.

I dlatego napisałem ten felieton.