Mija rok od zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska. Dziś składa się on już z 26 konstytucyjnych ministrów i 88 wiceministrów. Onet donosi jednak, że ma się to zmienić.
- „Coraz głośniej mówi się o tym, że premier uważa ten układ za dysfunkcjonalny. Partyjny rozdzielnik sprawia, że partie rekomendują swoich ludzi często wbrew realnym potrzebom, jakie są w ministerstwach. Do resortów często trafiają ludzie mało kompetentni”
- mówi rozmówca serwisu.
Zmienić ma się przede wszystkim zarządzanie kwestiami gospodarczymi, które obecnie są rozłożone pomiędzy Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, Ministerstwo Rozwoju i Technologii, Ministerstwo Infrastruktury, Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz mieszczące się w Katowicach Ministerstwo Przemysłu.
- „Ten rząd po prostu nie ma gospodarczej twarzy. Za pierwszych naszych rządów kimś takim był minister finansów Jacek Rostowski, potem Elżbieta Bieńkowska, która kierowała potężnym resortem infrastruktury i rozwoju. Na dodatek była wicepremierem. Dziś gospodarka jest poszatkowana na niewielkie ministerstwa. Myślę, że Donald dziś trochę żałuje, że wzięliśmy głównie tzw. resorty siłowe, bo uważaliśmy to za priorytet. Ale dziś sytuacja jest inna”
- mówi Onetowi anonimowy polityk KO.
Chęć połączenia ministerstw oznacza jednak konieczność odebrania stanowisk koalicjantom, co może doprowadzić do kolejnego gorącego sporu w trzeszczącej koalicji.