Przykładem państwa szczególnie dotkniętego kryzysem demograficznym jest Korea Południowa, która w ostatnich dziesięcioleciach osiągnęła niesamowity sukces gospodarczy. Razem z tym sukcesem jednak w kraju zaczęło rodzić się coraz mniej dzieci. W 1960 roku, w biednej Korei Południowe kobiety rodziły średnio szóstkę dzieci. W okresie wzrostu gospodarczego dzietność zaczęła gwałtownie spadać i w ostatnich latach wartość ta wynosi 0,8.

- „Co to oznacza dla gospodarki? Pokolenie liczące milion osób urodzi zaledwie 400 tys. dzieci, a te będą miały tylko 160 potomków. Utrzymanie ochrony zdrowia i systemu emerytalnego będzie coraz trudniejsze. Spadną dochody podatkowe, powstawać będzie mniej innowacyjnych firm, a wzrost gospodarczy się załamie. Zabraknie młodych lekarzy, żołnierzy, policjantów i opiekunów dla osób starszych”

- wyjaśnia na łamach portalu Forsal.pl red. Radosław Ditrich.

Jak jednak zauważa dziennikarz, wkrótce to nie Republika Korei może być niechlubnym liderem depopulacji. Na prowadzenie wysuwają się Chile. Kiedy w Korei Południowej spadek dzietności z poziomu 2,0 poniżej 1,0 zajął 35 lat, w Chile było to jedynie 15 lat. Tylko w ciągu ostatniego roku spadek dzietności w tym kraju wyniósł 22,4 proc. Autor wskazuje, że przykład tego kraju może stać się cenną lekcją dla naszego kraju, który nie może się pochwalić wiele wyższą dzietnością.

- „Co w kwestii dzietności może zrobić państwo? Czy możemy zatrzymać jej spadek w Polsce? To pytania, na które dziś starają się znaleźć demografowie i politycy. Stawką jest nasza przyszłość”

- podkreśla.