Portal Fronda.pl: Premier Słowacji Robert Fico mówi, że budowa Nord Stream II to „zdrada” Europy Środkowej. Ma rację?

Andrzej Talaga: Niech premier Fico i jego kraj otrzeźwieją ze swojej prorosyjskości i zobaczą, jak Rosja załatwia swoje interesy ich kosztem. To dobry zwiastun na przyszłość, gdy idzie o prorosyjską politykę części krajów Europy Środkowej. Widzą same, co na tym tracą. Powodem, dla którego Słowacja mówi tak, a nie inaczej, jest tranzyt. Słowacja jest ogromnym przekaźnikiem rosyjskiego gazu do Europy, więc straci na tym wymierne kwoty, Polska zresztą także. Nie to jest jednak najważniejsze, że Polska i Słowacja stracą na umowie gazowej z Rosją konkretne sumy. Główny problem to inne rozumienie różnorodności energetycznej. Europa Zachodnia, a zwłaszcza Niemcy, postrzegają ją inaczej, niż Polska i inne kraje regionu. Dla Niemców dywersyfikacja nie musi oznaczać pozyskiwania różnych źródeł gazu, a tylko budowa różnych systemów przesyłania surowca tego samego pochodzenia. Według Berlina to, że rosyjski gaz jest przekazywany pod morzem, a nie tylko pod ziemią przez Słowację czy Polskę, jest dywersyfikacją. Natomiast dla nas nie jest to żadna dywersyfikacja, bo chodzi nam o pochodzenie surowca.

Budowa Nord Streamu poważnie uderza w polskie interesy?

Ostatnie tendencje powodowały, że udział rosyjskiego gazu na rynku energetycznym w Europie malał, zarówno w procentach, jak i w kwotach bezwzględnych. Pierwszym powodem stał się kryzys wiążący się ze spadkiem produktywności Europy, a drugim – polityka oszczędnościowa zakładająca ograniczenie zużycia gazu. Pomimo tego, jeżeli gaz z Moskwy popłynie przez drugą nitkę Nord Streamu, to na rynku europejskim nastąpi procentowy wzrost jego zużycia.  Nie będzie odejścia od rosyjskiego źródła dostaw, przeciwnie – ono się utrwali. Jest to groźne. Zależność od rosyjskiego gazu w 30-40 proc. Niemcy będą musiały uwzględniać w swojej polityce, na przykład na Ukrainie. Po drugie Rosja będzie mogła dowolnie kształtować swoją politykę wobec Europy Środkowo-Wschodniej, bo nie będzie już od tych państw w ogóle zależna. Polska ma obecnie potężny atut w postaci gazociągu. Europę Zachodnią można łatwo odciąć od rosyjskiego gazu, a Rosję odciąć od dewiz. Oczywiście sami byśmy na tym tracili, ale mogłoby  to być potrzebne w jakiejś szczególnie trudnej sytuacji. Ten atut po budowie tego gazociągu z pełną przepustowością zniknie. Nie będziemy mogli już odciąć żadnego gazu, bo nie będzie płynął przez nasze terytorium. Strategicznie, w sensie możliwości uderzenia w Rosję, bardzo poważnie stracimy. Z kolei polska polityka europejska mająca na celu przekonanie Europy do takiej dywersyfikacji gazowej, by uniezależnić się od Rosji, całkowicie bierze w łeb.

A nie podważa to naszego bezpieczeństwa energetycznego?

Gdy chodzi o nasze bezpieczeństwo energetyczne, to nie stanowi to żadnego zagrożenia. Po zbudowaniu przełączników między Polską a Niemcami, rosyjski gaz możemy kupować od Niemców – i zgodzą się na to w pełni obie strony, Niemcy i Rosja. W tym sensie więc gaz u nas będzie i Moskwa nie może go poprzez Nord Stream odciąć. Strategicznie tracimy jednak bardzo mocno.

Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk wezwał Komisję Europejską do zablokowania planu rozbudowy Nord Stream. Jest prawdopodobne, by Komisja to zrobiła?

Komisja Europejska mogłaby oczywiście to zrobić. Czy będzie chciała? Kluczowa jest tu sprawa gazociągu OPAL, który biegnie wzdłuż granicy polskiej po stronie niemieckiej, z północy na południe, prowadząc gaz z Nord Streamu. Ten gazociąg jest własnością konsorcjum, w którym jest Gazprom. Komisja Europejska próbowała go zablokować, bo według europejskich dyrektyw ten sam podmiot nie może sprzedawać gazu i posiadać gazociągów. Kompromis, na jaki tam przystano, polega na tym, że Gazprom może w 50 proc. napełniać OPAL swoim gazem. Skoro jest już taki precedens, to obawiam się, że może być stosowany dalej. W przypadku Nord Streamu może być tak samo. Komisja Europejska może zgodzić się na jego pełną przepustowość, ale pod warunkiem, że konsorcjum z udziałem Gazpromu będzie mogło przesyłać nim tylko 50 proc. swojego gazu. W praktyce jednak nikt inny nie będzie mógł pompować gazu przez ten gazociąg, tylko i wyłącznie Rosjanie, czy będzie to Gazprom, czy jakaś inna spółka. Taki kompromis utrwali więc stan faktyczny. Podsumowując, Komisja Europejska nie zablokuje tego planu.

Polska ma choćby teoretyczną możliwość, by wywrzeć na Komisję Europejską presję kwestią uchodźców, na przykład godząc się na ich przyjęcie, a w zamian oczekując korzystnych decyzji dotyczących Gazociągu Północnego?

Wszystkim można grać. Polityka Komisji Europejskiej w sprawie uchodźców jest w pełni spójna z polityką Niemiec. Czego chcą Niemcy, to proponuje Komisja Europejska i jej przewodniczący. Sprawa robi się więc o wiele trudniejsza, bo nie możemy oddziaływać na Niemcy Gazociągiem Północnym. Trop jest jednak rozsądny: co się ugra, to się ugra. Być może nic, ale na pewno warto byłoby te sprawy połączyć.   

Rozmawiał Paweł Chmielewski