„Adios mutherfucker!”- powiedział do żurnalistów były gubernator podczas jednej z konferencji prasowych myśląc, że ma wyłączony mikrofon. Kontrowersyjne i nawet szokujące wypowiedzi są specjalnością tego polityka i jego największym przekleństwem. Mimo tego, że niektórzy porównują go do jego poprzednika na stanowisku gubernatora Texasu, Georga W. Busha, który również pozował na kochającego wolność kowboja, to Perry nie daje się łatwo zaszufladkować i z pewnością przebija nawet najbardziej niekonwencjonalne zachowania „W”. Perry nie rozstaje się ze swoim pistoletem - kaliber 38, z którego bez kozery strzela do kojotów, zabiegających mu drogę; podczas swoich  rządów w Teksasie ułaskawił tylko jednego z ponad 200 skazanych na śmierć więźniów, sprzeciwiając się nawet amnestii dla upośledzonych umysłowo skazańców. Pojawia się na wiecach z uznawanymi za rasistów politykami, dopuszcza myśl o oderwaniu się Teksasu od USA i pragnie wycofać wojska z Afganistanu… by umieścić je na granicy z Meksykiem. Wielu amerykańskich komentatorów jest zgodnych, że Perry może być zbyt wielkim obciążeniem nawet dla ruchu, który odnowił oblicze amerykańskiej prawicy czy "herbaciarzy". Żaden z obecnych kandydatów na prezydenta USA nie ma tak ogromnie negatywnego elektoratu. Z drugiej strony nie można zapominać, że Perry jest jednym z najdłużej rządzących gubernatorów w USA (3 kadencje) . Na dodatek polityk ten  znakomicie radzi sobie z gospodarką Teksasu i jest jedną z sił napędowych ruchu Tea Party. Podczas jego rządów w Teksasie powstało 732 tys. miejsc pracy. Takiego wyniku nie osiągnął nawet w przybliżeniu żaden stan w Ameryce. Czy więc lewicowego, wypalonego bożka zastąpi w Białym Domu stuprocentowy konserwatywny kowboj?

Rick Perry z gnatem na kojoty.

 

Modlitwa o deszcz i wolny kraj


Kilkanaście miesięcy temu Perry podczas wiecu Tea Party w Austin powiedział, że jeżeli rząd federalny nie zmieni swojej polityki to on nie wyklucza oderwania się Teksasu od USA.  „Mamy wielką unię. Nie ma powodu, aby tego nie doceniać. Ale jeśli Waszyngton nadal będzie wtykał nos między amerykański lud, kto wie co może się stać. Teksas jest bardzo wyjątkowym miejscem i jesteśmy wystarczająco niepodlegli, aby odejść" – mówił Perry, który teraz zamierza być prezydentem całej unii. Trudno jednak posądzać Perry`ego o tani populizm bowiem w powszechnej opinii jest to człowiek, który przesiąkł wartościami teksańskimi. Toby Harnden zauważył w "The Telegraph", że Perry wyrósł jako piąte pokolenie teksańskiej rodziny, która nigdy nie wyobrażała sobie egzystencji bez kościoła, rodziny, ciężkiej pracy, społeczeństwa obywatelskiego i wolności osobistej. Sam Perry przyznaje, że z dzieciństwa najlepiej pamięta trzy rzeczy: szkołę, kościół i skautów. Religijność polityka jest szczerze żarliwa. Trudno się więc dziwić, że gardzi on lewicowym modernizmem „chrześcijańskim” Obamy czy pozornym przywiązaniem do nauk Jezusa, chwiejnego w kluczowych dla cywilizacji życia kwestiach, Mitta Romneya. Perry jest metodystą i należy do tego samego kościoła co George W. Bush. Tak jak były prezydent USA, Perry zdecydowanie wspiera prawa chrześcijan do otwartego praktykowania wiary. W 2007 roku podpisał ustawę “Religious Viewpoint Anti-Discrimination Act”, która gwarantowała studentom i uczniom prawo do publicznego manifestowana ich przekonań religijnych. Polityk doprowadził również do szału lewicę, gdy w dobie powszechnego odchodzenia od publicznej modlitwy zainicjował  modlitwę o deszcz, która miała wybawić Teksas od suszy. Lewicowe media (również w Polsce) szydziły sobie również z jego „modlitwy za Amerykę”, która niedawno zgromadziła na stadionie w Huston ponad 30 tysięcy ludzi. „Jak wy wszyscy głęboko kocham ten kraj. Jedna jest tylko rzecz, którą kocham bardziej: żywy Chrystus” - mówił w porywający sposób do tłumu. Perry, który jest świetnym mówcą przypominał Amerykanom, że „serca płaczą za Ameryką. Widzimy waśnie w naszym domu. Widzimy strach na rynkach finansowych. Widzimy gniew na wiecach politycznych. W czasach, kiedy rynki są niestabilne, a Amerykanie nie potrafią dostrzec światełka w mroku, prośmy Boga o odnowę Ameryki!” Słowa Perry`ego oburzyły anty-teistów i zwolenników „oderwania kościoła od państwa”. Podczas imprezy pojawili się manifestanci z banerami o prawach gejów i wyższości Darwina nad Biblią. „Modlimy się do Boga, który nie należy do żadnej partii”- skwitował protesty polityk.

 

Zaglądanie pod kołdrę i obrona życia najsłabszych


Rick Perry to najbardziej konserwatywny republikanin.

Środowiska homoseksualne w USA nie mają w tych wyborach łatwego życia z kandydatami Partii Republikańskiej na najwyższy urząd. W poprzednich wyborach najważniejsi kandydaci (poza Sarą Palin i Mikem Huckabee) GOP byli raczej centrowi w sprawach obyczajowych i mieli umiarkowanie dobre stosunki ze środowiskami LGTB. Teraz jednak zarówno Bachmann jak i Perry powodują omdlenia wrażliwych chłopców kochających inaczej i wściekłość męskich pań. Perry nigdy nie ukrywał swojej niechęci do postulatów gejowskich i ich próbie przedefiniowania tego czym jest małżeństwo. Gubernator od lat postuluje wprowadzenie poprawki do konstytucji, która zakazywałaby małżeństw jednopłciowych. W 2005 roku poparł on taką zmianę w konstytucji Texasu. Jednak sprzeciw Perry`ego wobec ingerencji państwa w prawa stanów spowodowała, że niespodziewanie przyznał on, po tym jak stan Nowy York zalegalizował „małżeństwa gejowskie”, że mało go obchodzi co robią w tym stanie i nikt nie ma prawa się w to wtrącać. Polityk jednak nie widzi nic złego w zaglądaniu pod kołdrę obywateli USA. Kilkakrotnie przyznawał bowiem, że sodomia powinna być w ogóle nielegalna. Wielu amerykańskich konserwatywnych komentatorów politycznych zwraca uwagę, że Perry posuwa się za daleko w swoich postulatach i zniechęca tym do siebie umiarkowanych konserwatystów i libertarian. Bez wątpienia próba zakazywania sodomii jest ingerencją w najświętszą rzecz dla każdego Amerykanina, czyli w wolność wyboru, która jest podstawą tożsamości tego kraju. Na dodatek każdemu prawdziwemu liberałowi takie podejście może kojarzyć się z dyktatorskimi zapędami. Dużo rozsądniejsze i mniej sprzeczne ze sobą poglądy Rick Perry prezentuje w kwestii zabijania dzieci nienarodzonych.


„50 milionów dzieci straciło życie od haniebnego wyroku Roe vs Wade. Musimy z tym walczyć” - mówił podczas jednego z wywiadów. Antyaborcyjne „The National Right to Life”, które w tym roku prześwietla wszystkich kandydatów pod kątem ich poglądów dotyczących aborcji zauważa, że: „jako gubernator Perry podpisał ustawę, które uchylała wspieranie z publicznych pieniędzy Planned Parenthood. Perry wspiera również ustawę, która zakazałaby wpieranie aborcji z pieniędzy podatników w całym USA". „Perry zawsze walczył o prawo do życia każdego dziecka od jego poczęcia. Zawsze był obrońcą świętości życia i udowodnił to wiele razy”- mówi portalowi LN dyrektor Texas Right to Life, Elizabeth Graham. Antyaborcyjne poglądy, sprzeciw wobec „małżeństw” gejowskich, suwerenność poszczególnych stanów, wolność gospodarcza, walka z biurokracją i globalnym ociepleniem czy zachowania prawa do posiadania broni nie różnią Perry`ego znacząco od pozostałych kandydatów na prezydenta USA z ramienia prawicy, która jest wciąż pod wielkim wpływem Tea Party i tak naprawdę żaden liczący się obecnie polityk republikański nie może odejść od postulatów "herbaciarzy". Jednak po wycofaniu się z wyścigu o Biały Dom Mike Huckabee i Tima Pawlentego, wejście Perrego było o tyle mocne, że natychmiast zagroziło faworytowi do stanięcia na ringu z Obamą - Mittowi Romneyowi. I zagrożenie to wynika właśnie z powodów czysto ideowych.

 

Walka skautów


Czy uda się pokonać Obamę?

Walka między Perrym a Romneyem będzie o tyle fascynująca, że panowie mają zatarg z przeszłości, który kładzie cień na ich rywalizacji. Wszystko zaczęło się od postulatów środowisk gejowskich by amerykańscy skauci byli zobowiązani do przyjmowania w swoje szeregi osoby homoseksualne. Podczas debaty z ultralewicowym senatorem Edwardem "Tedem" Kennedy prawo takie poparł Mitt Romney, który do tej pory jest atakowany przez religijną prawicę USA za liberalne poglądy w sferze obyczajowej. Perry napisał w swojej książce „On My Honor”, że zerwał swoje związki ze skautami po tym, jak ugięły się pod pręgierzem postulatów środowisk LGTB. Romney może również obawiać się gubernatora Teksasu właśnie z powodów religijnych. Wiele środowisk protestanckich i katolickich może mieć problemy z akceptacją w Białym Domu mormona. Natomiast bez problemu wyborcy zaakceptują ewangelika. Romney zresztą co jakiś czas „podkłada się” konserwatystom podczas swoich przemówień. "Uważam, że klimat ociepla się z winy człowieka i powinniśmy ograniczyć emisję spalin" - stwierdził kilka dni temu na jednym ze spotkań wyborczych. Do tej pory nie podpisał również „Zobowiązania pro-life”, w którym kandydaci przysięgają obrońcom życia, że będą walczyć z aborcją. Na dodatek Perry będzie mógł wykorzystać fakt, że Romney mówił o nim ciepłe słowa. Kilka miesięcy temu, gdy Perry nie był zdecydowany by usiąść na fotelu swojego dawnego pryncypała George W. Busha, Romney powiedział, że Barack Obama powinien baczniej obserwować Perry`ego, będącego przykładem dla wszystkich, którzy chcą się dowiedzieć jak prowadzić politykę gospodarczą. „Obama robi wszystko na odwrót” - dodał Romney. Wydaje się, że były to ostatnie entuzjastyczne słowa Romneya o gubernatorze Texasu przed przyszłorocznymi wyborami. 

Jeżeli Amerykanie będą chcieli radykalnie zerwać z pijarowską polityką Obamy i jego lewacką rewolucją, Perry z pewnością jest idealnym kandydatem by o 180 stopniu odwrócić obamowską rewolucje. Czy jednak możliwe jest by po lewackim rewolucjoniści w Białym Domu zasiadł bezkompromisowy konserwatywny kowboj? Nie ulega wątpliwości, że Ameryka znów potrzebuje „zmiany”. I Perry zdaje się ją gwarantować.

 

Łukasz Adamski