Sakrament małżeństwa połączył nas w 1991 roku. Na początku nie staraliśmy się o dziecko, ponieważ  pojechaliśmy za granicę i woleliśmy z nim poczekać. Jednak minęło sześć lat, a dziecka dalej nie było. Kiedy wróciłam do Polski miałam już pod trzydziestkę, dlatego  postanowiłam zrobić badania i podjąć starania o jego poczęcie. Wtedy rozpoczęło się moje dziesięcioletnie „jeżdżenie” po lekarzach. Pierwsze okazało się, że mam niedrożny jajowód i problem z hormonami. Jednak pomimo tego, że zażywałam lekarstwa na podwyższenie progesteronu we krwi, dziecko nadal się nie pojawiało. To zaczęło we mnie powodować coraz większe zniechęcenie, do tego stopnia że nie chciałam nawet widzieć ginekologów. Po pewnym czasie koleżanka poleciła mi lekarza w Czechowicach, o którym słyszałam dobre opinie i przez kolejne dwa lata podjęłam u niego leczenie.

Trudności z poczęciem dziecka powodowały, że zamykałam się w sobie. Denerwowałam się, gdy  Teściowa przy każdych świętach życzyła mi dziecka, tak jakby zależało to ode mnie. I wtedy obiecałam sobie, że jeżeli kiedykolwiek zajdę w ciążę to będę mówić, że życie pochodzi od Pana Boga niezależnie czy ktoś chce w to wierzyć, czy nie. Człowiek może robić wszystko od strony medycznej, a dziecka nadal nie ma… Ponadto wiedziałam, że tak nie jest tylko w moim przypadku – znałam wiele par, które pomimo braku medycznych przeciwwskazań nie mogły doczekać się maleństwa.

I wtedy trafiłam do kolejnego lekarza, który  stwierdził, że zrobimy wszystkie badania, ale jeżeli do pół roku nie będzie poczęcia, to zostanie mi tylko adopcja. W czasie badań zostały odkryte u mnie kolejne powikłania – endometrioza, cysta, mięśniaki.  Zaczęły się kolejne zabiegi na jajnikach. Wtedy doszło do mnie, że mam już prawie czterdziestkę, a na dodatek moje jajniki są „okrojone”. I pomimo zabiegów nadal nie było dziecka. Na zewnątrz nie było widać, że cierpię, że czuję się gorsza, ale były chwile kiedy  płynęły łzy i pytałam Boga: „Dlaczego my? Może nie zasługuję na dziecko?”. W kościele św. Andrzeja Boboli było wtedy organizowane seminarium odnowy wiary. W jego ramach odbywały się modlitwy wstawiennicze. Modlił się nade mną pewien ksiądz i moja animatorka, która zapisywała słowa wypowiadane przez kapłana. Płakałam w czasie tej modlitwy. Na końcu usłyszałam słowa: „Uzdrawiam cię moja ukochana w całej kobiecości twojego człowieczeństwa”. A potem kolejne zdanie: „Uczynię cię brzemienną” to powiedziała animatorka i „Czy przyjmuję?”.  To było 5 listopada 2006 roku we wspomnienie Zachariasza i Anny. Przez moją głowę od razu przetoczyły się pytania, ile przyjdzie mi czekać na to dziecko, skoro oni otrzymali je w starszym wieku!? A ja wtedy miałam trzydzieści dziewięć lat… Jednocześnie po tych słowach  odczułam szczęście, a po mojej twarzy zaczęły spływać łzy radości.

Jednak minął miesiąc… i nadal nic. Moja koleżanka, która wiedziała o moim problemie zachęciła mnie, abym pojechała do ginekologa do Katowic. Przebadał mnie i powiedział, że nie widzi szans na poczęcie dziecka… Proponował in vitro. Ja jednak pamiętałam o obietnicy, którą dał mi Bóg!  Na stwierdzenie ginekologa pomyślałam tylko, że ja wiem swoje. On patrzył na to, co było widoczne dla ludzi - miałam czterdzieści lat, wycięty jeden jajowód, a jajniki „okrojone”, „starcze” (tak je określił pan doktor). Z medycznego punktu widzenia było beznadziejnie. Nie podniósł mnie na duchu.

I mijał czas. Byliśmy na wycieczce zagranicznej, myślałam, że tam pocznie się nasze dziecko, ale nadal go nie było. I w tym okresie dowiedziałam się, że w Szczyrku na Górce są relikwie św. Dominika Savio. To było 23 października 2007 roku. Było nabożeństwo i msza święta za osoby nieposiadające dzieci.  W tym czasie dzięki „Dzienniczkowi” s. Faustyny doszła do mnie jeszcze jedna prawda, abym nie prosiła tylko za siebie, ale także za innych, a wtedy Bóg pobłogosławi także mojej sprawie. W roku 2006 i 2007 uczestniczyliśmy z mężem w wielu mszach z modlitwą o uzdrowienie. Od paru lat pewna Rodzina , która miała trójkę dzieci modliła się w naszych intencjach. Również nasi Rodzice modlili się o potomstwo dla nas. Moja Mama, gdy była w Betlejem to zamówiła Mszę św. Która odprawiana była w Grocie Mlecznej.

W tym czasie miała miejsce także jeszcze jedna sytuacja. Pożyczyliśmy naszej znajomej pieniądze i przedłużyła ich zwrot o dziewięć miesięcy. Przyszła do nas i pytała, co w takiej sytuacji ma zrobić, a my poprosiliśmy, aby się za nas modliła. I wiem, że ona prosiła w naszej intencji Boga za wstawiennictwem Jana Pawła II i ofiarowała w tej sprawie także msze święte i post. Także w tym roku w szczególny sposób byliśmy otoczeni modlitwą. Byliśmy w Fatimie na pielgrzymce i w tym szczególnym miejscu także prosiliśmy Boga o dar macierzyństwa i ojcostwa. Ja modliłam się w intencjach dzieci poczętych, była to 10 Adopcja dziecka poczętego.

I po raz kolejny pojechaliśmy do ginekologa do Katowic i kiedy mnie zbadał, to nie chciał wierzyć. Okazało się, że jestem w ciąży! Poczęcie dziecka nastąpiło w dniach po modlitwie przy relikwiach św. Dominika, więc minął niecały rok od momentu proroctwa. To było w szesnastym roku naszego małżeństwa.

W czasie ciąży niestety okazało się, że pojawił się krwiak i życie dziecka jest zagrożone. Myślałam: „Pan Bóg obiecał poczęcie i jest, ale nie mam gwarancji, że będzie żyło”. Powierzałam cały czas dzieciątko Bogu i Niepokalanej Maryi, i codziennie uczęszczałam na msze świętą. Krwiak powoli zaczął zanikać, aż całkiem ustąpiło zagrożenie. Potem lekarz powiedział, że dziecko może być niepełnosprawne, a ja wtedy już wiedziałam, że przyjmę takie, jakie Pan Bóg mi da. Pomimo tych początkowych trudności czułam się bardzo radosna i spokojna. Po dziewięciu miesiącach urodziłam zdrowiutką dziewczynkę – Anię!

Te lata zmagania utwierdziły mnie w tym, że życie pochodzi od Pana Boga. On jest jego Dawcą. Po ludzku mieliśmy wszystko: dom, samochód, pracę, zdrowie, ale nie mieliśmy dzieci. Trzeba było z tym żyć, byliśmy szczęśliwi, ale przychodziły też chwile trudne. Zawierzyliśmy Panu Bogu, odrzuciliśmy własne pomysły na poczęcie dziecka i byliśmy otoczeni wielką modlitwą. Dziękujemy Bogu i wszystkim tym, którzy się za nami u Niego wstawiali w tych trudnych momentach. Chwała Panu!

Aldona, 47 lat

Świadectwa wysłuchała Natalia Podosek