W Niemczech przed wizytą Ojca Świętego jest najwyraźniej jakaś atmosfera podminowania. Jest na pewno bardzo duże oczekiwanie, wyrażane przez biskupów niemieckich i komentatorów życia publicznego, że papież zrobi coś, co uleczy Kościół w Niemczech – takiego sformułowania użył kard. Meisner. Z czego ma uleczyć? Z rozdźwięku między dużą siłą instytucjonalną, w tym świetnie zorganizowanej pomocy charytatywnej działającej w niemieckich diecezjach, a coraz mniejszym religijnym życiem. Instytucje przypominają bardziej Armię Zbawienia, są nastawione na pomoc czy edukację, ale w o wiele mniejszym stopniu dają odpowiedź na głód Boga,  i to odpowiedź z perspektywy nadprzyrodzonego Objawienia.

 
Tak jak w ogole w Kościele, tak i w Niemczech są dwie przeciwstawne tendencje: tradycyjna i progresywna. Z tym, że w Niemczech są to jakby dwa zupełnie różne Kościoły. Tam rodzą się pytania, co Benedykt XVI powie, komu da więcej słuszności, a kogo zgani. To jednak nie jest dobry klucz, bo Papież proponuje każdemu ze środowisk, coś co jest jedyną receptą – nawrócenie, metanoję, zmianę myślenia, tak abyśmy nie myśleli kategoriami partii politycznych, ale większej wierności Chrystusowi, który jest Panem Kościoła. Musimy być przygotowani na to, aby zmierzyć się z tym co wszystkich nas przekracza.

 
Papież gdy mówi o przezwyciężaniu kryzysu duchowego - a będzie o tym mówił w Niemczech na pewno - mówi, że nie rozwiąże się tego ludzkimi rachunkami sił, tylko odwagą przyjęcia wymagań Ewangelii tak jak Kościół ją wykłada, zgodnie z logiką długiego trwania Tradycji przechowującej Wiarę dla każdego pokolenia. To jest wyzwanie dla wszystkich, choć dla każdego inaczej. Dla tradycjonalistów jest to zdanie sobie sprawy z tego, że Tradycja to nie jest tylko opór wobec zagrożeń, lecz przede wszystkim dawanie Boga światu, bez przerwy. Dla modernizujących katolików zawsze szokiem są słowa i gesty Benedykta XVI mówiące, że trzeba mieć odwagę nonkonformizmu wobec świata, odrzucenia jego miękkiego totalitaryzmu. Jednym słowem, Papież, jako namiestnik Chrystusa, jest od tego, aby mówił rzeczy jakoś niewygodne dla wszystkich - chociaż nie na zasadzie kompromisowego tworzenia równowagi między "partiami" kościelnymi, lecz na zasadzie formułowania jednego kryterium dla wszystkich. Każdy ma więc jakieś "kłopoty" z Benedyktem XVI, choć - nie ukrywajmy - niektórzy większe.

 
Jest w tej pielgrzymce oczywiście aspekt typowo niemiecki. Jest to kraj wyraźnie podzielony wyznaniowo, o dwóch dominantach: katolickiej i protestanckiej. Oczekuje się od papieża, że powie coś mobilizującego do ekumenizmu. Papież powiedział już kiedyś w Kolonii, że jeśli mówimy o wspólnych drogach chrześcijan, to pierwszym sprawdzianem jest równoczesne dawanie świadectwa w sprawach cywilizacji życia, która ma oparcie równocześnie w przykazaniach Bożych i w naturze. Jeśli w tych przestrzeniach nie będziemy zgodni i solidarni, nie będziemy dawali jednoznacznego świadectwa światu, to nie ma sensu koncentrować się na wspólnocie teologii czy oczekiwać interkomunii, bo to już na polu prostej miłości Boga i bliźniego okaże się fałszem. Przejrzystość i prawda to jedyna recepta dla ekumenizmu.

 

Not. Jarosław Wróblewski