Wenezuela to państwo, które obecnie przeżywa prawdziwą gospodarczą katastrofę. Czy Zachód może spotkać podobny los?

Obecnie w Wenezueli możemy mówić o prawdziwej apokalipsie. Nie ma jedzenia i podstawowych dóbr niezbędnych do życia. Ludzie z głodu przeszukują śmietniki, jak relacjonują dziennikarze udający się do tego kraju, kobiety na ulicach oferują masową usługi seksualne w zamian za pieluszki dla dzieci, czy kawałek chleba.

Wydawałoby się, że taka tragedia nie mogłaby się wydarzyć w Europie. Ale czy na pewno? Wszak Grecję dotknął już potężny ekonomiczny kryzys. Co prawda nie tak ogromny jak Wenezuelę, ale może to być sygnał ostrzegawczy. Jakich błędów nie powinien popełniać Zachód, by nie znaleźć się w takim położeniu?

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Wenezuela dzięki ropie, powiązaniu tamtejszej waluty z dolarem amerykańskim i kilku trafnym reformom była relatywnie bogatym krajem. Potem nastały jednak rządy kolejnych socjalistycznych ekip, które doprowadziły kraj do upadku. Ludziom odbierano ziemię i nacjonalizowano ją. Podobnie stało się z bankiem centralnym, który w całości przeszedł pod kontrolę państwa. Wydatki państwa wynosiły aż 36 proc. PKB. To sprawiło, że sytuacja kraju stawała się coraz gorsza.

Pod koniec lat osiemdziesiątych na mocy umowy podpisanej przez prezydenta Wenezueli z Międzynarodowym Funduszem Walutowym przeprowadzono pozorne reformy, jednak to tylko pogorszyło sytuację. Zlikwidowano ceny maksymalne, ale ponieważ przedtem nie zmniejszono inflacji, po zmianie uderzyła jeszcze mocniej. Prywatyzowano też państwowe przedsiębiorstwa, ale skala korupcji przy tych przemianach była gigantyczna.

Wenezuelczycy byli niezadowoleni z sytuacji. W 1994 roku do władzy doszedł Rafael Caldera, a pięć lat później Hugo Chavez. Odwrót w stronę totalnego socjalizmu był odpowiedzią obywateli na źle przeprowadzone reformy. Za jego rządów nastąpił wzrost inflacji, dewaluacja, powrót limitów cen, redukcja niezależności banku centralnego, czy nacjonalizacja prywatnych przedsiębiorstw. Chavez zapowiadał, że zaprowadzi w kraju socjalizm i tak też zrobił.

Apokalipsa zaczęła się od spadku cen ropy na światowych rynkach, który najmocniej uderzył uzależnioną od tego surowca Wenezuelę. Potem gdy władzę przejął kolejny prezydent Madaura w kraju nastał totalny chaos, jaki trwa do dziś.

Tak oto przesadny interwencjonizm przerodził się w socjalizm, który zniszczył Wenezuelę. Trwają dyskusje, czy wszelki interwencjonizm prowadzi do takich skutków, czy tylko przekroczenie pewnej granicy jest groźne. Nie ulega jednak wątpliwości, że przykład Wenezueli może być przestrogą również dla krajów Europy.

przk/forsal.pl