Fronda.pl: Gdzie możemy odnaleźć źródło szczególnego upodobania naszego narodu do Litanii Loretańskiej?

Dr Wincenty Łaszewski: Proszę wybaczyć, ale pytanie z łatwością sugeruje nam niewłaściwą odpowiedź. O czym myślę? O tym, że przez wieki wcale nie byliśmy szczególnym narodem — pod względem maryjności. O tym, że od końca XVI wieku Litania Loretańska (a inne litanie maryjne wcześniej) była bardzo popularne w całej katolickiej Europie.
W perspektywie historycznej pytanie, które słyszymy, jest więc tożsame z innym: Gdzie możemy odnaleźć źródło szczególnego upodobania narodów Europy i świata do Litanii Loretańskiej? Odpowiedź jest dość prosta: W zdrowym zmyśle wiary ludu, który przejął powstałe w klasztorach czy sanktuariach teologiczno-dewocyjne formuły modlitw i odnalazł w nich głos swojej duszy. To godny uwagi fenomen: teologia spotyka się z ludową pobożnością, która zawsze czuła potrzebę bycia jak najbliżej Maryi. Bo - znów odwołajmy się do zmysłu wiary - ludzie, czasem wbrew teologom, noszą w sercach doświadczenie maryjnego wstawiennictwa, maryjnej pomocy, wsparcia, umocnienia, ratowania przed złem w każdej jego formie. Już we wczesnym średniowieczu znajdujemy dowody na to, że pobożność maryjna zaczyna wypierać pobożność chrystusową. To właśnie wtedy różaniec „Pater noster” zaczął ustępować miejsca rożańcowi „Ave Maria”.

Można od razu dalej pytać: Dlaczego w chrześcijaństwie — w którym Chrystus znajduje się w centrum — jest tyle miejsca na „maryjaństwo”? Ale odpowiedź na to pytanie (jedno z najważniejszych w naszej wierze) pozostawmy innym.
Wróćmy do pytania o Polskę. To dobre pytanie w perspektywie teologicznej i tu niech wystarczy powiedzieć, że jesteśmy narodem, który rzeczywiście „oddycha dwoma płucami” (św. Jan Paweł II) , przez co możemy cieszyć się bogactwem doświadczenia religijnego, jakie innym narodom wciąż pozostaje zadane. Mamy myślenie zachodnie, ale ducha wschodniego, zaś Litania Loretańska powstała w środowisku zachodnim doskonale wpisuje się w litanijność liturgii wschodniej. Tak, jako ludzie obu kultur litanie mamy mocno we krwi.

Na to pytanie możemy odpowiedzieć także w perspektywie czasów współczesnych i powiedzieć, że my, którzy dzięki Prymasowi Wyszyńskiemu i Karolowi Wojtyle, kardynałowi a później papieżowi, nie straciliśmy nic z wielowiekowej maryjności, a nawet ją ubogaciliśmy, nie straciliśmy wiary w Chrystusowe zbawienie. Gdy Kościół na Zachodzie starzeje się i umiera, nasz pozostaje dojrzały i żywy. Dzięki pobożności maryjnej. Nasze upodobanie do Litanii Loretańskiej nie jest jednak dziś szczególne, ale właściwie jedyne. Przynajmniej w Europie. Bo nasze chrześcijaństwo dalej ożywia maryjność.

[koniec_strony]

Dlaczego maj jest miesiącem, w którym w szczególny sposób czcimy Matkę Bożą?

Maj w wielu kulturach kojarzono z początkiem życia i z pięknem. Tak patrzyli na ten miesiąc Grecy, oddając w jego dniach cześć bogini płodności Artemis. Podobnie Rzymianie czcili w tym miesiącu boginię Florę.

Ale chrześcijaństwo nie poszło tym pogańskim tropem, bowiem bardzo stara tradycja umieszczała trzydziestodniowe nabożeństwo do Maryi, tzw. tricesimum w dniach 15 sierpnia - 14 września. W okresie baroku poświęcano Matce Bożej trzydzieści dni specjalnych ćwiczeń pobożnych, ale nie wyznaczano im ram czasowych.

Dopiero w XIX wieku miesiącem Maryi stał się maj. Miał przygotowywać wiernych do przeżywania kolejnego miesiąca — poświęconego Najświętszemu Sercu Jezusa. Tymczasem, jak wskazuje praktyka, przesunął go w cień.

Pobożność ludowa przyjęła ideę poświęcenia tego wiosennego miesiąca roku Maryi tak, jakby idea ta była oczywista i powszechna od wieków. Może dlatego nam się wydaje, że tradycja maryjnych majówek sięga daleko w przeszłość. A tymczasem cieszy się nią zaledwie kilka pokoleń.

Dlaczego Litanię do Matki Bożej śpiewamy klęcząc przed Najświętszym Sakramentem, a nie jedynie przed obrazem z Jej wizerunkiem?

Niestety, to pytanie nie otrzymuje zwykle dobrej odpowiedzi i w imię jakiejś niebezpiecznej poprawności teologiczno-ekumenicznej w wielu kościołach nie ma już litanii śpiewanych przed Najświętszym Sakramencie (i na nabożeństwa przestają przychodzić wierni). Problem widzą teologowie-teoretycy, zapominając zresztą, że nie miał go papież Benedykt XVI, kiedy odprawiał z nami nabożeństwo majowe na szczytach jasnogórskich — klęczał przed Najświętszym Sakramentem i śpiewał z nami litanię. A to przecież nie tylko Biskup Rzymu, ale i największy z teologów! Podobnie jak on, nie mają z tym problemu zwykli ludzie. Nie rozumieją, dlaczego ktoś mówi, iż nie wolno im modlić się do Matki Bożej patrząc na Jezusa.

Przecież odpowiedź na to pytanie jest bardzo soborowa: Maryja jest po naszej stronie, jest z nami jako najdoskonalsza uczennica swego Syna i jako Jemu najbliższa, jako najświętsza, jako zbawiona „doskonale”, bo duszą i ciałem zabrana do Nieba. Śpiewamy nie Jej chwałę (wtedy byłby teologiczny problem), ale prosimy Ją i wstawiennictwo. Wołamy: „Módl się za nami”. Do kogo ma się Ona modlić? Do Jezusa, w którego wierzymy, którego kochamy, czcimy, naśladujemy, ale wciąż tak niedoskonale. Gdy Ona czyniła to doskonale. Śpiewać Litanię to jakby mówić: „Święta Maryjo, módl się za nami do Jezusa, którego wraz z Tobą adorujemy. Wyproś nam łaskę, abyśmy umieli adorować Go jak Ty, kochać jak Ty, trwać przy Nim jak Ty…”

Doświadczenie ostrzega, że jeśli zabraknie Jej przy nas w naszej pobożności, wiara w Polsce podzieli los chrześcijaństwa na Zachodzie. I odwrotnie: że jeśli pobożność maryjna stanie się „samodzielna” i nie będzie odnosić nas do Chrystusa, szybko stanie się czysto emocjonalna i straci swoją moc, a za tym popularność.

Rozmawiała Agata Bruchwald