Wrocław, Łódź, Warszawa, Gdynia, Szczecin, Olsztyn, Kraków... Jak kraj długi i szeroki, nieustępliwe bojowniczki o prawa płci pięknej (czy takie określenie to przejaw mojego męskiego szowinizmu?) niosą przed narodem... (pardon - społeczeństwem) oświaty kaganek. Nie brakuje tradycyjnej dla manify mowy-trawy o prawach kobiet, sprzeciwie (wobec kogo i czego?), przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet (czy również dokonywanej przez kobiety?). 

 

To jednak nie wszystko. Tegoroczne obchody święta niewiast (ot, takie brzydkie, zabarwione ciemnogrodem słówko) pokazują bankructwo intelektualne ruchu feministycznego o silnie lewicowym zabarwieniu. "W tym roku nie będziemy świętować międzynarodowego Dnia Kobiet. Chcemy wyrazić swój sprzeciw. Żądamy realnych zmian w sytuacji kobiet!" - można przeczytać na stronie Manify 2012.

 

I chociaż zakusy rządzących mogłyby budzić słuszne oburzenie działaczek, którym podobno zależy na prawach kobiet, tak feministki wolą swoje wyświechtane banały. Tak też było w Krakowie, gdzie organiatorki Manify zapowiadały coś w miarę sensownego, mówiąc o walce z arogancją państwa. "Arogancja ta objawia się w różny sposób, z różnym natężeniem, w różnych sferach życia społecznego" - przekonywały feministki, ale za chwilę zarzuciły państwu "odmawianie prawa do decydowania o swojej reprodukcji".

 

Pozostałe postulaty, to po prostu hasła polityczne z uwzględnieniem interesów jednej płci. I tak słyszymy o walce o prawa lokatorek, pracownic, uchodźczyń (to określenie rozbawiło mnie najbardziej). Nie tylko taka męska szowinistyczna świnia, jak niżej podpisany (i jemu podobni) dostrzega absurd całej akcji.  Na uwagę zasługuje głos intenautki Agnieszki, która na fanpage'u portalu Moje Miasto Kraków napisała, że wspomniane postulaty dotyczą przecież wszystkich ludzi, a nie tylko kobiet. "Po prostu użyty został rodzaj żeński. Trochę to sztuczne moim zdaniem. (...) Oczywiście część z tych postulatów popieram, natomiast nie wiem, w czym bieda kobiet jest gorsza od biedy mężczyzn. Taka samosegregacja w szlachetnym celu? Jakoś nie mogę tego do końca zrozumieć" - zauważa kobieta.

 

Na tle powyższych deklaracji, bardziej sensowna wydaje się akcja wrocławskich feministek, które zwróciły uwagę na podnoszenie opłat mieszkaniowych, co ich zdaniem ma ratować wydatki związane z budową stadionu. Stąd hasło "Chcemy chleba, zamiast igrzysk". Ale co to ma, do jasnej cholery, wspólnego z Dniem Kobiet?! Czyżby obrończynie praw kobiet, widziały w tym pstryczek w nos każdego samca, rozmiłowanego w kopance i posiadającego tajemną wiedzę na temat definicji "spalonego"?

 

Aleksander Majewski