A jeśli Piskorski nie zmyśla? Jeśli początek lat 90. to nie tylko pożyczka moskiewska (przynajmniej rozliczona i stosunkowo jawna!), ale i pożyczka berlińska? Z jednej strony możemy - za politykami PO - usprawiedliwić reklamówki niemieckich marek specyfiką tamtych lat. Możemy machnąć ręką mówiąc, że wydarzenia sprzed ćwierć wieku maja się nijak do wyzwań teraźniejszości, możemy wreszcie - za rzecznik rządu - temat zignorować lub w ślad za politykami PO historii tej po prostu zaprzeczyć. Tyle, że pytanie o źródła finansowania KLD nie dotyczą tylko spraw księgowo-podatkowych, ale fundamentów polskiej demokracji.

Wszelkie zmiany polityczne budzą zainteresowanie państw ościennych. Z tej perspektywy zwiększona aktywność Moskwy i Berlina w latach polskiej transformacji ustrojowej nie zaskakuje. Obydwa kraje chciały zabezpieczyć w Polsce swoje strefy wpływu. Nie dziwi mnie zatem, że pożyczka moskiewska sfinansowana została z zaskórniaków KGB, ale kto finansował KLD i czego chciał w zamian? Odwrócenie się od tych pytań będzie głupotą, a kontekst dwóch „pożyczek” - w przypadku KLD pożyczki zapewne bezzwrotnej - każe zupełnie inaczej spojrzeć chociażby na projekt Nord-Stream, czy też zadziwiającą nieskuteczność prób dywersyfikacji dostaw gazu.

Czy staliśmy się miejscem spotkań KGB i BND? Jaką to „wdzięczność” kupiono za kilka reklamówek pełnych pieniędzy? I na co pieniądze te wydano? To smutne pytania, bo nie rozmawiamy już o tym, czy polityków można kupić, lecz jaka jest ich cena. Czy słowo „wartości” potraktowane zostało zbyt literalnie? Nie wolno nam zlekceważyć zdarzeń sprzed dwudziestu pięciu lat. Bo wtedy staniemy się ich uczestnikami.

Jacek Żalek