Media pikują w dół. Ostatni głośny spektakl był żenujący. Całkiem świeży, bo z tego tygodnia. W programie Polsatu Neews „Tak i nie”. Nieznana dotąd szerzej niejaka Rafalala, transseksualistka, zaatakowała w studio telewizyjnym nieco zapomnianego polityka Ruchu Narodowego Artura Zawiszę. Podczas programu Rafalala poderwała się ze swego fotela, podbiegła do siedzącego naprzeciw Zawiszy i chlusnęła na jego twarz wodą ze szklanki. Zrobiła to chwilę po tym jak były poseł nazwał ją „tym czymś”.

To był dobry i pouczający przykład współczesnej publicystyki w polskich mediach. Coraz więcej programów telewizyjnych i radiowych „formatowanych” jest - czyli z góry nastawionych - na zwarcie, starcie, bijatykę słowną, pranie się po pyskach. Dziennikarze i wydawcy pod takim właśnie kątem dobierają gości do programów.  Świadomie dążą do tego, aby studio zamienić w arenę albo ring, na których dwoje współzawodników zetrze się ze sobą w wolnej amerykance.  Im więcej „słownej krwi” lub zachowań ocierających skandal,  tym program uznaje się za bardziej udany. Dziennikarz zaś  wypina dumnie pierś  do przodu, oczekując orderów. Nie ważne, że prowadzący nie ma kwalifikacji niezbędnych do prowadzenia publicystycznych programów. Wystarcza, jeśli uda mu się – wspólnie z wydawcą - skompletować odpowiedni skład gości. Nawet nie musi pociągać za zawleczkę, żeby jeden z granatów wybuchnął podczas programu. Któryś z gości rzucił się do gardła swojemu interlokutorowi.  

Skądinąd sympatyczna i ładna autorka programu Agnieszka Gozdyra, która jest gospodarzem i twórczynią konfrontacyjnego programu „Tak i nie” , pełni w nim często rolę „paprotki”.  Rzuca na początku pytanie, pokazuje podprowadzającą pod temat sondę uliczną i spokojnie czeka na rozwój gorącej kłótni, pyskówki, z której najczęściej nic nie wynika. 

Mógłbym teraz autorkę owego nieszczęsnego programu,  zapytać, a czego się spodziewała zapraszając do studia takich gości? Wybuch był przesądzony. Niewiadoma była tylko jedna rzecz. W której minucie programu nastąpi eksplozja. Bo jakikolwiek dialog tej pary był niemożliwy. Interesuje mnie też, co Agnieszka Gozdyra chciała tym programem przekazać?

Raczej jest pewne, że nie zamierzała lansować nikogo z tej dwójki. Co jednak ma ciekawego do powiedzenia w studio Rafalala? Bo doprawdy mało interesujące jest jej doświadczenie filmowej dokumentalistki, w roli autentycznej  transseksualistki, która chodziła z kamerą po ulicach Warszawy i pytała przechodniów, co sądzą o „kobiecie z penisem”. 

A może pasjonuje ją problem uruchomienia w Polsce fabryki samochodów marki Pendolino? W czymś przecież musi być dobra.

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl