Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Premier Beata Szydło wraz z ministrem sprawiedliwości i ministrem finansów zapowiedzieli dziś projekt zakładający walkę z wyłudzeniami podatków. Pieniądze, które nie wpływają do budżetu państwa w wyniku wyłudzania podatków, to są pieniądze, które nie mogą być przeznaczone na sprawy ważne dla nas wszystkich - na szkoły, służbę zdrowia, na realizację tych zadań publicznych, do których zobowiązane jest państwo-zapowiedziała prezes rady ministrów podczas konferencji prasowej ze Zbigniewem Ziobrą i Pawłem Szałamachą.

Janusz Szewczak, ekonomista, poseł: Przede wszystkim jest to potwierdzenie sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia w ciągu ośmiu lat rządów koalicji PO-PSL. Skala oszustw podatkowych, wyłudzeń i strat po stronie dochodów podatkowych była tak gigantyczna, że można to nazwać po prostu rozbojem w biały dzień. Tylko na podatku VAT traciliśmy ok. 40 mld zł rocznie. Podatek CIT- który z kolei płacili właściwie tylko mali i średni przedsiębiorcy i spółki skarbu państwa, ponieważ ci, którzy mieli możliwość unikania tego podatku w dużej mierze go nie płacili- to znów straty, które oszacowano na ok. 30-46 mld złotych. Do tego przemyt towarów akcyzowych, czyli kwoty rzędu 10, 15, a może nawet 20 mld złotych, jeśli doliczyć do tego kwestię przemytu paliw. Olbrzymie zorganizowane grupy przestępcze żerowały na tym, że nie płaciły tych podatków lub wręcz otrzymywały ich zwroty, mimo że niczego nie produkowały, nie prowadziły żadnej działalności. Restrykcyjne podejście obecnego rządu do tego typu przestępczej działalności, działalności „obok prawa”, przez tzw. optymalizację podatkową, jest właściwym kierunkiem. Nie może być bowiem tak, że- przykładowo- krawcowa z Podlasia musi oddać prawie 50 procent swojego rocznego przychodu skarbowi państwa, podczas gdy wielkie firmy czy koncerny uzyskują zwolnienia podatkowe na lata albo po prostu unikają płacenia podatków lub płacą ich śladowe ilości. Mieliśmy zresztą nawet przypadki wielkich sieci handlowych, którym te podatki zwracano, tak jakby te firmy prowadziły w Polsce działalność charytatywną. Te uszczuplenia, karuzele finansowe czy wyłudzenia to nie są działania przypadkowe, tylko świetnie zorganizowane, nawet o międzynarodowym charakterze, nie mówiąc już o krajowych mechanizmach wyłudzania wielkich kwot. Dlatego ci, którzy dopuszczają się takich oszustw, powinni ponosić nie tylko odpowiedzialność finansową, ale także karną.
Rząd podejmuje również coraz więcej działań w kierunku uszczelnienia systemu podatkowego: kwestia ordynacji podatkowej, jednolitego pliku kontrolnego, spółek specjalnego znaczenia, które mają zwiększyć kontrolę obrotu finansowego. To inicjatywy racjonalne, opłacalne i miejmy nadzieję, że szybko przyniosą znaczące skutki. Dziś można bowiem oszacować, że do tej pory rocznie traciliśmy z wpływów podatkowych, które powinny się znaleźć w budżecie państwa, ok. 100 mld złotych. Warto przypomnieć, że za poprzedniego rządu NIK wyliczył wartość samych fałszywych faktur na blisko 81 mld złotych, a najwyższe faktury opiewały nawet na miliard złotych. Pokazuje to skalę patologii systemu podatkowego i ściągalności podatków. Bardzo dobrze, że nowy rząd to zmienia. Z całą pewnością spotka się to z przychylnością zarówno parlamentarzystów, jak i zwykłych obywateli.

Czyli upada mit „Zielonej Wyspy” Donalda Tuska?
Ta „zielona wyspa” to raczej „Bajki z mchu i paproci” w wykonaniu neoliberałów z Platformy Obywatelskiej. Ten mit budowała przede wszystkim kreatywna księgowość ministra Jana Vincenta Rostowskiego, życie na kredyt, gigantyczne zadłużenie państwa polskiego, z którym będzie musiało się zmierzyć kilka pokoleń. Była to także beztroska w wydawaniu publicznych pieniędzy i dziś coraz więcej mamy dobitnych przykładów tego ewidentnego marnotrawstwa. Okazuje się, że jakiejkolwiek dziedziny życia byśmy nie dotknęli: długi, wyprzedany majątek, brak młodych rąk do pracy albo po prostu zwykła bieda. Miejmy nadzieję, że takie inicjatywy jak 500 Plus, Mieszkanie Plus, czy też projekt, który nazwałbym „Emerytura Plus”, czyli pomysł zwrotu Polakom przynajmniej części pieniędzy z OFE; realnie rozruszają gospodarkę, a pieniądze Polaków będą wreszcie sensownie inwestowane, z korzyścią dla- przede wszystkim- polskich obywateli. Dobrze, jeśli dojdzie do tego kwestia repolonizacji sektora bankowego, zwrot Polakom pieniędzy w ramach tych oszukańczych instrumentów finansowych, jakimi okazały się być polisolokaty; ale oczywiście też rozwiązanie kwestii tzw. kredytów frankowych- jeśliby te pieniądze choćby w znaczącej części wróciły do polskich rodzin, będą miały pozytywne znaczenie dla koniunktury gospodarczej.

Minister Ziobro powiedział z kolei: Państwo nie może być słabe wobec silnych, a silne wobec słabych, tak jak to obserwujemy dziś, jak to obserwowaliśmy w czasach, kiedy rządził rząd Donalda Tuska. Szef resortu sprawiedliwości przywołał tu m.in. przykład emerytki prowadzącej punkt ksero, ukaranej za wykroczenia w wysokości 2 gr karą grzywny rzędu 300 zł.
Zgadzam się z wypowiedzią ministra Ziobry, a co więcej, chciałbym przypomnieć słowa prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego sprzed kilku tygodni: dość okradania Polaków, dość wyzysku i lichwy. Trzeba rozwiązać kwestię tzw. polisolokat, które okazały się produktami oszukańczymi, jak i tzw. kredytów frankowych. To wszystko stanowi dowód na to, że Polaków można było rabować w biały dzień do gołej skóry i nikogo to specjalnie nie absorwowało, a przynajmniej w zakresie instytucji kontroli, nadzoru finansowego, jak np. KNF, UOKiK, instytucje typu Generalny Inspektor Informacji Finansowej czy Kontroli Skarbowej. Myślę, że nastał czas stawiania z powrotem na nogi tego, co poprzedni rząd postawił na głowie. Przyszła pora na to, by prawo było restrykcyjne wobec tych dużych i silnych, a nie małych, słabych i często bezbronnych, a system podatkowy był rygorystycznie egzekwowany od wielkich koncernów czy banków, które od lat mają w Polsce prawdziwe Eldorado, a nie od tej przysłowiowej „krawcowej z Podlasia” czy niewielkich polskich firm, które nie są w stanie udźwignąć często nieuczciwej konkurencji ze strony dużych podmiotów, koncernów czy zagranicznych banków działających w Polsce. Są to więc deklaracje bardzo ważne. Kapitał wbrew pozorom ma narodowość, a portfel- właściciela. Zwłaszcza, gdy ów portfel jest mocno wypchany, wtedy nierzadko znajduje się nawet dwóch właścicieli. I mimo totalnej, a jednocześnie- totalnie absurdalnej opozycji, która zajmuje się wyłącznie trzeciorzędnymi sprawami dla Polski, jak kwestia. Trybunału Konstytucyjnego, która de facto przeciętnego Polaka nie interesuje, dla rządu ważne są realne zmiany w podejściu do bezpieczeństwa ekonomicznego Polaków. Wszystkie te zmiany mają służyć z jednej strony poprawie bezpieczeństwa ekonomicznego obywateli, ale też koniunktury gospodarczej, bo jeśli w polskich portfelach pozostaje więcej pieniędzy, to te środki trafiają na rynek i wracają do budżetu państwa, dając możliwość wyższych wynagrodzeń czy świadczeń. Wydaje się więc, że kierunek jest słuszny, wraca normalność. Nie można bowiem przez cały czas drżeć na tupnięcie nogą jakiegoś lobby bankowego. Moim zdaniem kluczowym rozwiązaniem jest w tej chwili kwestia kredytów frankowych. Rzecznik Finansowy, bardzo poważna instytucja państwowa, przedstawił przecież niedawno profesjonalny raport wskazujący, że można mieć bardzo poważne wątpliwości, czy w ogóle były to kredyty, a na pewno nie kredyty walutowe. Równowartość „kredytów” we frankach, tych blisko 40 mld franków, których banki nie miały i mimo to udzielały tych kredytów, to przecież 140 mld zł. Przecież zwykły przedsiębiorca nie mógłby sprzedawać produktu, którego nie ma w magazynie, zostałby natychmiast surowo ukarany. Również polisolokaty to blisko 40 mld złotych i mam nadzieję, że i ta kwota wróci do polskich portfeli, gdyż wyraźnie widać, że były to- jak niektórzy to określają „rażąco oszukańcze produkty finansowe”.