List z poparciem „ludzi kultury” dla spektaklu „Golgota Picnic” ma przynajmniej trzy płaszczyzny, do których trzeba się odnieść. Po pierwsze, już na samym wstępie listu zawarta jest nieprawda. Sygnatariusze pisma twierdzą, że my, protestujący nie zapoznaliśmy się ze sztuką. To kłamstwo. Wielokrotnie podkreślaliśmy, że dzięki naszym przyjaciołom z Francji, gdzie była już wystawiana „Golgota Picnic”, zapoznaliśmy się z całą sztuką. Dlatego mamy prawo do przedstawiania naszej opinii na ten temat. I wzywamy tzw. ludzi sztuki do tego, aby nie wprowadzali nieprawdziwych informacji do obiegu publicznego.

Nie dziwi mnie fakt, że pod tym listem podpisały się akurat te osoby, które w większości są znane z tego, że żyją ze środków publicznych. Można złośliwie powiedzieć, że pijawka zawsze będzie broniła źródła, z którego czerpie. Podpisane tam osoby reprezentują nota bene jeden, liberalno-lewicowy nurt poglądów. W dodatku, część polskich sygnatariuszy to osoby, które w różny sposób wspierały Platformę Obywatelską, co także daje do myślenia.

Trzecia płaszczyzna dotyczy wolności słowa. Gdyby stanąć na gruncie prawa, to zgodnie z różnymi orzeczeniami, wolność artystyczna kończy się tam, gdzie naruszane są przepisy prawa, także te odnoszące się do uczuć religijnych. Przecież to, co my proponujemy, też można uznać za przedstawienie czy instalację, którą mógłbym zatytułować „Powstrzymać barbarzyńców”, a która powinna mieć takie samo prawo do funkcjonowania w życiu publicznym. Jedyna różnica jest taka, że my na swoją instalację nie otrzymalibyśmy kilku milionów złotych z publicznych pieniędzy. Otrzymują je ci, którzy proponują nam nie sztukę i kulturę, ale powrót do barbarzyństwa. I to trzeba powstrzymać.

Na koniec stawiam pytanie, na które zapewne nie dostanę odpowiedzi. Chciałbym wiedzieć, czy sygnatariusze tego listu (zapamiętałem Krystynę Jandę i Krzysztofa Maternę), rzeczywiście popierają to, co widzom proponuje Garcia. Czy uważają, że dla pseudo-sztuki wolno torturować na scenie zwierzęta? Czy wolno wrzucać do akwarium chomiki i patrzeć, jak cierpią? Czy wolno zabijać zwierzęta, podtykając im mikrofony, by nagrać dźwięki, jakie wydają w agonii? Przecież to część „wkładu” Garcii w to, co w liście zostało nazwane kanonem sztuki, a pod czym podpisali się ludzie kultury. Rozumiem, że jednoznacznie odpowiedzieliby oni na pytanie, czy pseudo-artyście wolno obrażać ludzi wierzących. Ale myślę, że powinni zająć jasne stanowisko w sprawie torturowania zwierząt – mielibyśmy jasność w sprawie tego, czego bronią.

Not. MaR