Portal Fronda.pl: Poinformowali Państwo, że właśnie udało się zebrać 100 tys. podpisów (czyli wymagane minimum) pod obywatelskim projektem ustawy „Rodzice chcą mieć wybór”. Kiedy projekt trafi do Sejmu?

Karolina Elbanowska: Podpisy zaniesiemy do Sejmu 17 grudnia. Teraz wciąż zbieramy. Im więcej będzie podpisów, tym większa moc naszych postulatów i tym większa pewność, że Sejm doliczy się również 100 tysięcy ważnych podpisów. Tyle właśnie trzeba, by ustawą musiał zająć się Sejm.

Czego dotyczy akcja?

Akcja „Rodzice chcą mieć wybór” to ostatnia szansa dla wszystkich rodziców 6latków. Już od najbliższego września rząd chce całkowicie pozbawić nas wyboru. Do szkół ma trafić cały rocznik dzieci urodzonych w 2009 roku, a do tego połowa rocznika 2008. Najmłodsze dzieci w pierwszych klasach będą miały 5 lat i 8 miesięcy. Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji włączyć się do akcji, ma na to ostatni tydzień. Formularz znajdzie na stronie rzecznikrodzicow.pl.

Podobne projekty składali Państwo już dwukrotnie, ale za każdym razem były one odrzucane. Czy teraz jest już klimat (wśród rodziców i nauczycieli, ale także polityków), sprzyjający przyjęciu projektu?

Rodzice i nauczyciele coraz bardziej zdają sobie sprawę z tego, jaką porażką jest reforma obniżenia wieku szkolnego. Zdarza się, że pierwszą klasę musi powtarzać cała klasa sześciolatków tak, jak to miało miejsce w Olszewnicy. Reformę wprowadzano chaotycznie, bez planu, bez pieniędzy i bez szacunku dla dzieci i rodziców. Cały wysiłek ministerstwa kierowany był w propagandę, a nie w poprawę warunków w szkołach. Dlatego zdecydowana większość społeczeństwa nie popiera obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Rodzice, którzy najlepiej znają swoje dzieci, chcą mieć po prostu wybór w sprawie ich edukacji. Politycy też w końcu będą musieli pogodzić się z rzeczywistością. Nie ma na to lepszego momentu niż rok wyborczy.

W Polsce nie da się ludzi przymusić do tego typu rzeczy na siłę. Nawet w PRLu ówczesne totalitarne władze musiały po kilku latach wycofać się z kolektywizacji ziemi, bo chłopi stawili opór. Byliśmy jedynym krajem bloku wschodniego, w którym kolektywizacja się nie udała. Dziś rodzice stawiają opór, bo wychowanie dzieci to nasza odpowiedzialność i najważniejsze zadanie w naszym życiu. Decyzja należy do nas i nie pozwolimy jej sobie odebrać.

Jakie są Wasze zarzuty wobec obniżenia wieku szkolnego? 

Reforma trwa już szósty rok i widać wyraźnie, że główny ciężar problemów spada na rodziców i oczywiście na dzieci. To one muszą wieczorami nadganiać materiał, godzinami ćwiczyć to, czego nie zdążą wykonać na lekcjach. Szkoła nie jest w stanie wypełnić zobowiązań, jakie zaciągnęli autorzy reformy. Problem nasila się w kolejnych klasach. Rodzice czwartoklasistów skarżą się na to, że nikt z nauczycieli przedmiotowych nie zwraca już uwagi na wiek dzieci. Młodsze czy starsze, mają zrealizować program. Te, które poszły do pierwszej klasy jako sześciolatki, mają często bardzo słabe oceny, jeszcze więcej pracy po lekcjach i są bardzo sfrustrowane.

Państwa projekt kojarzony jest przede wszystkim z kwestią posłania 6-latków do szkoły, ale przecież to nie wszystko. Jego głównym celem jest umożliwienie rodzicom podejmowania decyzji na różnych płaszczyznach.

Rola rodziców w naszym systemie edukacji jest spychana na margines. Nie możemy się na to zgodzić. Tym bardziej, że sposób wprowadzania zmian przez ministerstwo budzi poważny niepokój. Nie chcemy, aby MEN autorytarnie narzucał rodzicom, nauczycielom i dzieciom podręcznik, który niekonieczne musi być dobry. „Nasz elementarz” pozostawia wiele do życzenia, przede wszystkim pod względem merytorycznym. Trudno, aby było inaczej, skoro pisano go pod presją czasu, niemal na kolanie. Podręczniki mogą być finansowane przez państwo, tak jak w Wielkiej Brytanii czy choćby w Czechach, ale nauczyciele i rodzice muszę mieć wpływ na ich wybór.

Co jeszcze chcą Państwo osiągnąć?

Nasz projekt zwiększa kompetencje rad rodziców i wpływ rodziców na to, co dzieje się w szkole. Chcemy, aby rodzice mieli możliwość wpływania na treści przekazywane w szkole, na przykład aby realizowanie z dziećmi programów przez edukatorów spoza szkoły wymagało ich pisemnej zgody. To ważne, bo jak pokazały nasze ostatni doświadczenia, w razie naruszania praw rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, nie można liczyć na pomoc Rzecznika Praw Obywatelskich czy innych powołanych do tego instytucji.

Jednym słowem, chcą Państwo dać głos rodzicom.

Chcemy, żeby ustawa była praktycznym dopełnieniem konstytucyjnych gwarancji. Skoro rodzice są uznani za pierwszych i najważniejszych wychowawców swoich dzieci, nie może być tak, że w szkole ich głos jest na szarym końcu i że decyzję o sposobie edukacji podejmują wszyscy oprócz rodziców. Urzędnicy ministerstwa edukacji czy lokalnych wydziałów oświaty, nie kochają naszych dzieci. To my je kochamy i nie zrezygnujemy z naszych rodzicielskich praw i obowiązków. To nasza odpowiedzialność.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk