Sławomir Broniarz ogłosił koniec strajku. Tłumaczy to troską o maturzystów, bo - jak powiada - rząd rzucił ich los na szalę i to nauczyciele muszą wziąć odpowiedzialność za swoich podopiecznych. 

To obrzydliwa manipulacja. Przez kilka tygodni maturzyści bali się, czy będą mogli przystąpić do egzaminów. Nie z winy rządu, ale z winy Sławomira Broniarza i wierchuszki ZNP. To właśnie ta organizacja doprowadziła do kryzysu. Rząd PiS zaoferował konkretne propozycje, które przyjęła nauczycielska "Solidarność". Broniarz szedł w zaparte i postanowił zagrać maturzystami.

Przegrał, bo okazało się, że rząd jest w stanie znaleźć wyjście awaryjne i specjalną ustawą zapewnić spokojny przebieg matur. W ten sposób Broniarz utracił wszystkie argumenty i ogłosił, że strajk zwija. 

Po co była więc cała ta dotychczasowa hucpa? ZNP nic nie osiągnęło. Nie podpisano dobrej umowy, którą podpisała "Solidarność"; wystawiono na szwank reputację nauczycieli; doprowadzono do wielkiego stresu u tysięcy maturzystów. Wszystko na nic. 

Teraz Broniarz zapowiada, że strajk rozpocznie się ponownie we wrześniu, jeśli do tego czasu rząd PiS nie przedstawi propozycji satysfakcjonujących ZNP. 

Można być pewnym, że takich propozycji nie będzie - z prostej przyczyny, ZNP nie da się usatysfakcjonować. Broniarz celowo stawia tak duże postulaty, by rząd nie był w stanie ich wypełnić.

Tu chodzi wyłącznie o zadymę. Teraz, przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, rozegrano pierwszy akt tego paskudnego dramatu. We wrześniu ma zacząć się drugi, zatruwając atmosferę przed wyborami parlamentarnymi. 

Ale i z Broniarzem Polacy sobie poradzą. Na nic te brudne zagrywki; wybory parlamentarne przyniosą triumf opcji polskiej, a proniemiecka opozycja znowu zostanie z niczym. Zadymą niczego się nie osiągnie. By pokonać PiS trzeba byłoby dać Polakom dobrą ofertę. Ale na to totalnych nigdy nie będzie stać - bo ich życiowym interesem jest przecież coś innego.

bsw