O tym, co dla Polski oznacza brak w sejmie Zjednoczonej Lewicy oraz o zadaniach i zagrożeniach jakie stoją przed nowym rządem Prawa i Sprawiedliwości rozmawiamy z Bartoszem Kownackim – posłem poprzedniej, a także przyszłej kadencji sejmu.

 

Prawo i Sprawiedliwość najprawdopodobniej będzie dysponowało samodzielną większością w parlamencie. Niektórzy określają to zwycięstwo jako najważniejsze wydarzenie w polskiej polityce po 89 roku. Zgodziłby się Pan z tym stwierdzeniem?

Przede wszystkim poczekajmy na ostateczne wyniki, to znaczy na podział mandatów. To będzie miało znaczenie, czy będzie ich 235, czy 250. Dopiero kiedy będziemy wiedzieć, że mamy większość, będzie można ogłosić zwycięstwo, a także przystąpić do dalszych działań. Ale rzeczywiście, jeżeli potwierdziłyby się te przewidywania i PiS miałoby większość, byłby to wielki przełom, który po 26 latach w końcu pozwoliłby na wprowadzenie prawdziwych reform w naszym państwie. Oczywiście będzie to bardzo ciężka praca, bo stan państwa jest opłakany. Gdyby taka zmiana jak teraz nastąpiła w 89 roku można byłoby zrobić bardzo dużo, bardzo szybko, teraz czeka nas zaś trudna praca, ale fakt że w końcu wygrał obóz niepodległościowy, w którym znajdują się takie osoby jak Jarosław Kaczyńskie, które całym życie pokazywały, że służą Polsce, daje nam nadzieję.

 

Za to zdecydowanie przegrał obóz postkomunistycznej lewicy

Wreszcie sprawiedliwości stało się zadość. Po ponad dwóch dekadach w końcu nie mamy partii postkomunistycznej w polskim parlamencie. Szkoda, że przez te lata nie udało się przeprowadzić lustracji, ale w pewnym sensie możemy dziś powiedzieć, że wyborcy sami takiej lustracji dokonali. Do pełni szczęścia brakuje tylko nieobecności w sejmie Polskiego Stronnictwa Ludowego, czyli kontynuatora ZSL, któremu jednak minimalnie udało się przekroczyć próg.

 

Brak Zjednoczonej Lewicy w parlamencie możemy odczytać jako symbol końca epoki postkomunistycznej w Polsce?

Tak, jest to symboliczne postawienie kropki nad i. Jest to epilog układu okrągłostołowego. To czego nie udało się zrobić wtedy, dziś dokonało się poprzez wyborców. W pewnym sensie tego zakończenia dokonała też sama lewica, która zaprzepaściła wiele szans. Ludzie wchodzący w skład koalicji pochodzący z Ruchu Palikota i SLD od lat nie mieli nic do zaoferowania wyborcom. Koncentrowali się na bezsensownej walce z Kościołem, zamiast atakować rząd, atakowali opozycję, czyli PiS. Antyklerykalizm był głównie udziałem posłów z Ruchu Palikota, zaś członkowie SLD byli przykładem typowej partii władzy zainteresowanej przede wszystkim obsadzaniem stanowisk, a nie realizacją jakiegokolwiek programu. Nie można być niewiarygodnym względem swoich wyborców, nawet tej małej niszy czującej sentyment do PRL. Ludzie o poglądach lewicowych odwrócili się od tej partii i oddali swoje głosy w dużej mierze na PO.

 

Stoją Państwo teraz przed wielkim zadaniem przejęcia rządów po ośmiu latach panowania Platformy. Czy w PiS przeważa teraz nastrój radości związanej z faktem, że po latach będziecie Państwo mogli w końcu działać, czy też powaga wynikająca ze świadomości ogromu pracy, jaki czeka na PiS?

Byłbym nieuczciwy, gdybym udawał, że się nie cieszymy z wyborczego sukcesu, to oczywiste, że po takim wyniku w partii panuje nastrój optymizmu i radość z tego, że ciężka praca zaprocentowała i udało się osiągnąć taki wynik. Tak naprawdę w tej chwili wciąż odbudowujemy energię po wielu nieprzespanych nocach w tej kampanii i w ostatnich dniach. Jednocześnie panuje wśród nas przekonanie, że spoczywa na naszych barkach ogromna odpowiedzialność za los naszego kraju. Stoi przed nami wielkie wyzwanie zmiany polityki prowadzonej w naszym kraju. Chcemy wprowadzić nowe standardy, działać dla dobra obywateli, nie przeciw nim. Będziemy też bardzo wymagający wobec samych siebie w tej kadencji. Chcemy spełnić obietnice wyborcze. Nie będzie łatwo, tym bardziej, że atak na nas przyjdzie szybko.

 

Skąd to przypuszczenie?

To jest ostatnia szansa dla dotychczasowych elit III RP, aby uratować swoją pozycję i stan posiadania. Nasi przeciwnicy będą robić wszystko, aby zablokować zmiany, bo wiedzą, że jeżeli zaczniemy realizować nasz program, a ludzie zobaczą, że kraj zmierza ku lepszemu, to Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić nie jedną kadencję, ale tak jak Orban na Węgrzech o wiele dłużej. Jeżeli pokażemy owoce naszej pracy, a ludzie je docenią, ci wszyscy, którzy przez ostatnie 25 lat żerowali na naszym państwie. Oni to wiedzą i spróbują nam przeszkodzić.

 

Spodziewa się Pan, że będą w tym dalej dopomagać media przychylne starej władzy?

Uderzenie z tych środowisk na pewno nastąpi. Tak samo przyjdzie atak ze środowisk politycznych, nie tylko ze strony Platformy, ale również ze strony partii Ryszarda Petru. To są wspólne grupy interesów i zależeć im będzie na tym, by w jakikolwiek sposób przeszkodzić nam w realizacji programu. Nie będzie to łatwe, zwłaszcza jeśli osiągniemy ostatecznie większość w sejmie, na co mam szczerą nadzieję.

 

Rozmawiał MW