Luiza Dołegowska, Fronda.pl: Prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz nie chce Pana w Radzie Europejskiego Centrum Solidarności, wygłasza zastrzeżenia  o rzekomej konfliktowości, o 'szukaniu agentów' - czyżby obawiał się Pańskiej obecności w Radzie?

Krzysztof Wyszkowski: Pan Adamowicz może sobie wygłaszać swoje opinie, ale ta wypowiedź odnośnie mojego członkostwa w radzie IPN jest mało istotna, bo Pan Adamowicz nie jest właścicielem ECS-u, a tylko przewodniczącym Rady. Członków Rady w liczbie czterech zgłasza Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zgłoszenie przez Wicepremiera Glińskiego mojej kandydatury, i między innymi Kornela Morawieckiego - ludzi, którzy publicznie potwierdzali agenturalną przeszłość Lecha Wałęsy - to powodowałoby, wg Adamowicza, że ci ludzie nie mogliby uczestniczyć w życiu publicznym. Rada ECS-u jest w części jest w gestii ,,Solidarności'' i tu tak samo Adamowicz nie ma prawa narzucać niczego rządowi. To jest kompletne nadużycie prawa.  Adamowicz kontynuuje tę zabawę z puczem - jakkolwiek by to nie było śmieszne, to jest jednak ponure. Samorządowiec nie uznaje porządku prawnego Rzeczypospolitej - naprawdę, jest to skandal.

Poseł Kornel Morawiecki, odnosząc się do argumentów prezydenta Adamowicza powiedział, że Pan wręcz za mało, albo wcale nie tropił agentów, bo ufał Pan, że po '92 roku i zdemaskowaniu współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL-u Wałęsy i innych, oni ''odpuszczą''.

Ja nie tropiłem agentów, tylko wręcz przeciwnie - Lecha Wałęsy broniłem, mimo różnych informacji, aż do 4. czerwca '92 roku, kiedy nazwisko Wałęsy znalazło się w dokumencie, przedstawionym przez rząd Jana Olszewskiego, przez ministra Macierewicza. Wtedy uznałem fakty, więc za tropiciela absolutnie nie można mnie uznać. Przyjaźniłem się z Wałęsą, ochraniałem Wałęsę, nawet brew mocnym już wskazówkom, że coś z jego przeszłością jest nie w porządku - ale nie dawałem temu wiary, dopóki nie zobaczyłem dokumentów. Nie jestem tropicielem, tylko uznaję fakty.

Co Pan sądzi o tym, że prezydent Gdańska chciał, żeby historyczna Stocznia Gdańska nosiła imię Lenina, i trzeba było stanowczych działań, żeby do tego nie dopuścić? Pan Adamowicz stara sie utrwalać w historii imię Lenina a Pana chce obrazić - to nowe metody gdańskiego włodarza?

Ja myślę, że to wrogie działanie względem mojej osoby ze strony Adamowicza, i to jest m. in. właśnie skutek afery z nazwą stoczni 'imienia Lenina', którą chciał narzucić stoczniowcom i opinii publicznej. I wtedy rzeczywiście wziąłem czynny udział w manifestacjach pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej - faktycznie, popierałem zdjęcie przez stoczniowców tego haniebnego napisu. Później ukazywały się moje wypowiedzi na ten temat, więc rozumiem, że Adamowicz zapamiętał to sobie, i że moje uwagi pod jego adresem spowodowały później tę 'zemstę'. Jednak jak rozumieć prywatną mściwość samorządowca w stosunku do dyspozycji rządowych? Takie rzeczy nie mogą mieć miejsca.

Co działo się w piatek, na konferencji IPN - Lech Wałęsa ponownie przypuścił na Pana atak?

Ja jestem do tego przyzwyczajony. Można powiedzieć, że znam Lecha Wałęsę najdłużej ze wszystkich ludzi, którzy są czynni w polskiej polityce - on do mnie przyszedł w '72 roku, zapukał do drzwi, otworzyłem mu i podjąłem z nim rozmowę. Jestem przyzwyczajony do jego zadziwiających zachowań. Zaczął do propozycji wysadzania w powietrze komend i zabijania milicjantów, zaczął od 'trzęsienia ziemi', więc te nowe trzęsienia ziemi już mnie teraz nie dziwią. Muszę jednak powiedzieć, że po dzisiejszym jego wystąpieniu, myślę, że niekontrolowanym rozumowo - to była erupcja, autentyczny wulkan złych emocji. On był na skraju załamania nerwowego. Na początku zadałem jakieś pytania, organizatorzy tak zarządzili, że to będzie jednak rozmowa - ale natychmiast okazało się, że rozmowa jest niemożliwa, że Wałęsa nie jest w stanie podjąć dialogu, a tylko krzyczy. Krzyczy i to było bardziej przemawiające i wymowne, niż  krzyki pani Sawickiej na schodach Sejmu, gdy płakała i mówiła, że została uwiedziona. Wałęsa twierdził, że nigdy był uwiedziony przez Służby Bezpieczeństwa. Jednocześnie słychać płacz Wałęsy, łkanie, że nie ma siły się bronić, że wszyscy go atakują - a z drugiej strony padają jego zarzuty, że teczka, którą dostarczyła żona Kiszczaka została rzekomo sfabrykowana po '89 roku, w wolnej Polsce, jak mówił - to już robi wrażenie szaleństwa, niekontrolowanego wybuchu. Myślę, że rodzina powinna zająć się teraz Lechem Wałęsą i nie pozwolić mu na dalsze samoponiżanie.

Dziękuję za rozmowę