Duchowny przypomina, że na terenie stolicy swoje siedziby mają aż cztery diecezje (warszawska, warszawsko-praska, greckokatolicka i polowa) oraz znaczna ilość zakonów męskich i żeńskich. "Jak więc zachowają się liczni biskupi, księża, zakonnicy i zakonnice, którzy z racji swego zameldowania mają prawo wyborcze? Czy pójdą za głosem obywatelskiego obowiązki i wezmą udział w referendum, czy też posłuchają obozu rządzącego z Bronisławem Komorowskim i Donaldem Tuskiem na czele i pozostaną w domu, aby obniżyć frekwencję?" - zastanawia się ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. 

Duchowny zgadza się, że na krótszą metę bardziej opłaca się zostać w domu, wtedy "premier z pewnością sypnie dotacjami, a prezydent hojnie obdarzy orderami, które będzie można przypiąć do fioletowych czy czarnych sutann". "Na dłuższą jednak metę warto kontynuować tę wielowiekową tradycję polską, która powodowała, że w chwilach trudnych Kościół był z ludem" - ocenia duchowny i jako przykład podaje czasy "wszechwładnej PZPR, która kijem i marchewką starała, na szczęście bezskutecznie, zjednać sobie duchownych".

"Niech więc warszawiacy uważnie obserwują, kto pójdzie do urny, a kto nie. A wtedy przekonają się, po której stronie są ich pasterze" - apeluje ks. Isakowicz-Zaleski. 

MBW