Komentatorów po samolotowej quasi konferencji prasowej papieża Franciszka, można podzielić na cztery kategorie. Pierwsza to fantaści i manipulatorzy, a więc ci, którzy dokonują euforycznej egzegezy słów papieża jako nowego, rewolucyjnego otwarcia w nauczaniu na temat rozwodów i homoseksualizmu. Druga to romantycy, którzy z zapałem równym fantastom i manipulatorom, traktują każdą sylabę i gest papieża jako świeży, ubogacający (a jakże !), radykalny powrót do krynicy katolickiej ortodoksji. Trzecia grupa to opozycjoniści par excellence, zakresowo mniej lub bardziej tożsami z tzw. tradycjonalistami, gdzie to ostatnie rozumiem jako postawę co najmniej niezbyt entuzjastyczną względem reform Soboru Watykańskiego II. Dla opozycjonistów pierwsze pół roku pontyfikatu Franciszka, to oczywista zapowiedź roku 1789 w Kościele, w której brak mucetu podczas inauguracji był zwołaniem Stanów Generalnych, a słowa o homoseksualistach i rozwodnikach wstępem do rzezi wandejskiej.

Czwarta grupa, ważna i duża, to milczący. Wiem, że argument "ex silentio" nie jest zbyt mocny. Tym niemniej każdy doświadczał w życiu sytuacji, w której nie widział i nie wiedział, a doskonale czuł, niemal namacalnie, że coś jest tuż, za jego plecami. Milczący nie do końca rozumieją słowa papieża, albo lepiej, nie do końca rozumieją ich intencje. Jeśli już muszą się wypowiedzieć, to uciekają w interpretację "ad literam" – w słowach papieskich nie było bowiem nic co wprost kwestionowałoby katolickie nauczanie o prawdach wiary i moralności. Cisza milczących powodowana jest zasadniczą przesłanką – szacunkiem do Ojca Świętego i jego autorytetem jako najwyższego pasterza. Obawiają się, że okazanie choćby dystansu, będzie prezentem dla fantastów i manipulatorów, a otwarcie jakiegokolwiek sporu mogłoby się stać jakże wyczekiwaną iskrą w prochowni.

Trzeba się zgodzić, że przedstawiony podział jest zaledwie szkicem, zapewne nie spełnia wymogów całkowitej rozłączności, a w ramach poszczególnych kategorii zaznacza się różne nasilenie opisanych postaw. Tym niemniej może być użyteczny. Przedstawiciele wszystkich grup zdają się przyjmować dość opaczne rozumienie papieskiego autorytetu. Czasem, zwłaszcza u fantastów- manipulatorów, brakuje podstawowej, katechizmowej, rudymentarnej wiedzy o nieomylności papieskiej, a czasem, jak u kościelnych romantyków, czy niejako podświadomie u milczących, jest z nią mylony należny papieżowi szacunek. Opozycjoniści par excellence bywają natomiast niezrównanymi mistrzami znajomości zakresu papieskiej władzy. Z taką gracją operują kościelnymi paragrafami, że potrafią być całkowicie posłuszni Ojcu Świętemu, poprzez akt wypowiedzenia mu posłuszeństwa.

Można być dobrym katolikiem i wręcz nie zgadzać się z jakąś papieską wypowiedzią. Jest bowiem gigantyczna przepaść między rozmową, a encykliką. Między rozmową, a definicją dogmatyczną, przepaść jest kosmiczna. Istnieje zatem granica, której katolik w kwestionowaniu papieskich słów nigdy nie może przekraczać, ale i spora przestrzeń pozwalająca mu na dystans, a nawet brak zgody. Nie oznacza to, że Biskupa Rzymu wolno lekceważyć, stąd bardzo istotne jest dobre uzasadnienie swojego stanowiska oraz szacunek, delikatność i wyczucie przy jego wyrażaniu.

Chodzi o to aby komunikując z innymi prawdę o rzeczywistości, co jest niezbywalnym ludzkim prawem, nie zapoznać jednocześnie objawionej prawdy o Kościele i roli jaką pełni w nim papież.

Wydaje się, że znacznie więcej pola do uprawnionej krytyki słów Ojca Świętego mają osoby świeckie. Papież jest najwyższym i bezpośrednim przełożonym każdego duchownego, dlatego publiczne, otwarte recenzowanie jego słów jest dla nich raczej niestosowne.

Uzbrojony w powyższe, z trochę drżącą klawiaturą, piszę przecież o Zastępcy Chrystusa na ziemi i Następcy św. Piotra, stawiam tezę, że papież Franciszek podczas swojego spotkania z dziennikarzami, popełnił trzy duże błędy. I wynikają one raczej ze stylu sprawowania przez niego posługi i formy w jakiej się wypowiadał, mniej natomiast dotyczą treści.

Łatwość nawiązywania bezpośrednich relacji, łamanie utartych schematów postępowania i otwartość na rozmówców, jest jednym ze znaków rozpoznawczych tego pontyfikatu. Papież traktuje watykańskie zwyczaje trochę jak więzienie, z którego symbolicznie uciekł do domu św. Marty. Protokół zdaje mu się być kajdanami, ograniczającymi w duszpasterskiej pracy, murem wyrastającym między nim, a wiernymi. To autorski styl sprawowania posługi, papież jest w jego wyborze całkowicie autonomiczny i nikomu nic do tego. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że wykręcenie protokolarnych bezpieczników, może czasem rodzić awarie, spięcia i przynajmniej teoretycznie blackout (choć wierzymy, że bramy piekielne Go nie przemogą). Żyjemy bowiem w czasie masowej i błyskawicznej informacji, w której jedno potknięcie może urosnąć do miary skomplikowanego otwartego złamania. Dla mediów informacja jest towarem, na którą popyt liczy się ilością kliknięć. Nawet cień awantury, skandalu, dekonstrukcji, wolty, warto podchwycić, podsycić, opracować tak, by miał szansę stać się żyłą złota. Media, przynajmniej w swojej masie, żyją napięciem, Kościół katolicki jest dla nich interesujący o tyle, o ile płynie pod prąd współczesności. Wielu specjalistom od kościelnego życia, po nocach śni się ten dzień kiedy wreszcie tama pęknie, rysy które z taką pieczołowitością opisują, zamienią się w zawał. Ów wyczekiwany dzień pięknej katastrofy, chcą opisać, sfotografować, sfilmować i dobrze sprzedać. Przesadziłem, ale tylko odrobinę. Pewne jest w każdym razie, że w luźnej, wolnej, nieautoryzowanej wypowiedzi niełatwo ustrzec się dwuznaczności, wątków podatnych na opaczną interpretację, a wreszcie diametralnie od siebie różnych relacji samego wydarzenia. Z drugiej strony nie można już powrócić do nagranych zawczasu, czytanych po łacinie wystąpień. Żywe słowo ma w sobie "to coś", jest ożywione, to znaczy ma ducha, znacznie łatwiej trafia do ludzi. Z tej szansy papież nie chce zrezygnować i jak widać ze sporym entuzjazmem ją wykorzystuje. Doskonale zresztą umie to robić, rażąc dokoła humorem i przyjacielska atmosferą:

Andrea Tornielli: (...) Chciałbym więc po pierwsze zapytać, dlaczego Ojciec Święty sam niósł teczkę, a nie któryś ze współpracowników, i po drugie – czy może nam Ojciec Święty powiedzieć, co w niej było... Dziękuję.

Papież Franciszek:Nie było w niej klucza do bomby atomowej! Ha!(...)

Papież Franciszek: Mamy tego prałata w więzieniu, myślę, że wciąż tam siedzi. Nie poszedł do więzienia za to, że był wierną kopią błogosławionej Imeldy, nie, nie był błogosławiony.

Papież Franciszek:Pytałem o godzinę, ponieważ mają podawać kolację, ale czy jesteście głodni?

Z tyłu: Nie, nie ...

W tak przyjemnej, niemal beztroskiej atmosferze, tym więcej potrzeba ostrożności i świadomości faktu, że media, a więc ci, którzy papieskie słowa przekazują, nie zawsze mają czyste ręce. Nieostrożność to właśnie pierwszy błąd Ojca Świętego Franciszka.

Wiąże się on ściśle z błędem drugim, to znaczy z niejednoznacznością. To sytuacja, w której z papieżem można się zgadzać, nie zgadzać, albo nie rozumieć jego wypowiedzi, w zależności od interpretacji jaką się przyjmie. I nie ma tu praktycznego znaczenia kontekst interpretacyjny, który przez każdego rzetelnego komentatora powinien zostać przyjęty. Czyli zwyczajne nauczanie Kościoła, wyrażone w niezliczonych dokumentach i wypowiedziach poprzednich papieży, oraz wcześniej głoszone, powszechnie znane poglądy Jorge Bergoglio - Franciszka, a nawet poglądy, które głosi w tym samym wywiadzie, klika akapitów wcześniej. Ten interpretacyjny horyzont nie ma tu praktycznego znaczenia, ponieważ jego przyjęcie zakłada rzetelność mediów, a to z kolei założenie obarczone jest opisaną wyżej nieostrożnością. Świetnym przykładem będzie tu samolotowa wypowiedź o homoseksualizmie. Papież dotyka problemu dwukrotnie - najpierw na początku wywiadu. Tutaj jego stanowisko jest w pełni przejrzyste, klarowne i całkowicie komunikatywne.

Patricia Zorzan: Mówię w imieniu Brazylijczyków. Społeczeństwo się zmieniło, zmienili się ludzie młodzi i w Brazylii można zobaczyć bardzo wielu młodych. Ojciec Święty nie wspominał o aborcji, małżeństwach między osobami tej samej płci. W Brazylii, została uchwalona ustawa poszerzająca prawo do aborcji i zezwalająca na małżeństwa między osobami tej samej płci. Dlaczego Ojciec Święty o tym nie mówił?

Papież Franciszek: W tych sprawach wypowiedział się już doskonale brazylijski Kościół. Nie trzeba było powracać do tych spraw, tak jak nie mówiłem o oszustwach, kłamstwie czy innych sprawach, odnośnie do których nauczanie Kościoła jest jasne!

Patricia Zorzan: Ale jest to kwestia interesująca młodych...

Papież Franciszek: Tak, ale nie było konieczne mówienie o tym, lecz o rzeczach pozytywnych, które otwierają młodym drogę. Czyż nie? Ponadto młodzi ludzie doskonale znają stanowisko Kościoła.

Patricia Zorzan: A jakie jest stanowisko Waszej Świątobliwości, czy możemy prosić o wypowiedź na ten temat?

Papież Franciszek: Moim stanowiskiem jest stanowisko Kościoła. Jestem synem Kościoła!

Franciszek w oparciu o niezmienne, zwyczajne nauczanie Kościoła w pełni podtrzymuje dotychczasową doktrynę. Konkluduje, nie pozostawiając cienia wątpliwości: Moim stanowiskiem jest stanowisko Kościoła. Jestem synem Kościoła! Po raz drugi Franciszek mówi o homoseksualiźmie na samym końcu konferencji. Włoska dziennikarka pyta o aferę księdza Ricca, który był dyrektorem Domu Św. Marty, a przez papieża został mianowany pełnomocnikiem w watykańskim banku IOR. Tygodnik L'Espresso ujawnił jakoby ksiądz Ricca prowadził aktywne życie homoseksualne, za które miał być wyrzucony z nuncjatury w Urugwaju.

Ilze Scamparini: Chciałabym prosić o pozwolenie na zadanie pytania dość delikatnego: świat obiegł także nieco inny obraz, wizerunek ks. prał. Ricca i wiadomości o jego życiu. Chciałabym wiedzieć, co Wasza Świątobliwość ma zamiar zrobić w tej sprawie? Jak podjeść do tej kwestii i jak Wasza Świątobliwość zamierza rozwiązać cały problem lobby gejowskiego?

Papież Franciszek: W przypadku ks. prał. Ricca zrobiłem to, co nakazuje czynić prawo kanoniczne, to znaczy investigatio previa [dochodzenie wstępne]. Z tego dochodzenia nie wynika nic, o co jest oskarżany, nie znaleźliśmy nic z tego. Taka jest odpowiedź. Ale chciałbym dodać jeszcze jedno na ten temat: widzę, że często w Kościele, poza tym przypadkiem, ale także i w tym przypadku, szuka się na przykład „grzechów młodości”, i to jest publikowane. Nie chodzi o przestępstwa. Przestępstwa to inna sprawa: wykorzystywanie nieletnich jest przestępstwem. Nie, chodzi o grzechy. Ale jeśli jakaś osoba, człowiek świecki, ksiądz lub zakonnica, popełniła grzech, a potem się nawróciła, to Pan przebacza, a kiedy Pan przebacza, to zapomina, i to jest ważne dla naszego życia. Kiedy idziemy do spowiedzi i szczerze mówimy: „zgrzeszyłem w tej dziedzinie”, to Pan zapomina, i my nie mamy prawa nie zapominać, bo grozi nam, że Pan nie zapomni nam naszych [grzechów]. Istnieje takie niebezpieczeństwo. To ważne: teologia grzechu. Często myślę o św. Piotrze: dopuścił się jednego z najgorszych grzechów, to znaczy zaparł się Chrystusa, a mimo to został papieżem. Trzeba to solidnie przemyśleć. A wracając do pani bardziej konkretnego pytania: w tym przypadku nakazałem przeprowadzenie dochodzenia wstępnego, i nic nie znaleźliśmy. Tyle na pierwsze pytanie. Następnie mówiła pani o lobby gejowskim. Cóż, tak dużo się o tym pisze. Jak dotąd nie spotkałem w Watykanie nikogo, kto by miał w dowodzie tożsamości zapisane: „gay”. Mówią, że tacy są. Sądzę, że jeśli ktoś ma do czynienia z osobą o takiej orientacji, musi odróżnić fakt homoseksualizmu od uprawiania lobbingu, bo wszelkie lobbowanie jest niedobre. To jest złem. Jeśli ktoś jest homoseksualistą, a poszukuje Pana Boga, i ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby go osądzać? Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia to bardzo pięknie, że tych osób nie należy z tego powodu marginalizować, powinny być włączone do społeczeństwa. Problemem nie jest posiadanie tej skłonności, nie – musimy być braćmi. To jedna kwestia, inną jest natomiast lobbing, lobbing biznesowy, polityczny czy lobbing masoński – tak wiele rodzajów lobbingu. To jest, moim zdaniem, najpoważniejszy problem. Dziękuję pani za to pytanie, bardzo dziękuję!

Papież mówi o ludzkim grzechu i o odpowiedzi Boga na grzech, którą jest przebaczenie i miłosierdzie. W tym kontekście umieszcza domniemane czyny homoseksualne wzmiankowanego księdza. Następnie odróżnia homoseksualizm od lobbowania za homoseksualizmem. Najpierw stwierdza, że wszelkie lobbowanie jest niedobre. Nie bardzo wiadomo co ma tutaj na myśli, istnieje przecież lobbing w dobrych sprawach, choćby antyaborcyjny. Sprawa jeszcze się komplikuje, gdy zajrzymy do angielskiego tłumaczenia stenogramu. Tutaj bowiem czytamy, że not all lobbies are good czyli, że nie wszystkie lobby są dobre, co akurat wydaje się logiczne. To nie koniec translatorskiego rollercoastera, hiszpański zapis okazuje się bowiem tożsamy z polskim, czyli znów wszystkie lobby są złe. Inaczej niż w tłumaczeniu włoskim, portugalskim i francuskim. Wersja nie wszystkie lobby są dobre wygrywa ostatecznie stosunkiem 4:2. Łacino wróć!

Jakkolwiek papież się wypowiedział w kwestii lobbowania, nie ma to znaczenia dla jego oceny moralnej samego homoseksualizmu. Jest raczej potwierdzeniem słynnego włoskiego powiedzenia, że każdy tłumacz jest zdrajcą (gra słów traduttore – traditore), a zarazem wskazaniem jednego z zewnętrznych źródeł niejednoznaczości.

Prawdziwy crux interpretum znaleźć można w następnym, słynnym już zdaniu. Jeśli ktoś jest homoseksualistą, a poszukuje Pana Boga, i ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby go osądzać?. Wszystkie tłumaczenia, poza polskim, posługują się tutaj potocznym terminem gej. Problem w tym, że Kościół w swoim moralnym nauczaniu, od wielu lat promuje rozróżnienie dwóch postaw – gejów, a więc osób będących czynnymi homoseksualistami, oraz osób o skłonnościach homoseksualnych, które nie podejmują jednak aktów homoseksualnych i nie żyją w homo-związkach. Na tym właśnie rozróżnieniu osadzone jest nauczanie Kościoła zawarte we wspomnianym przez papieża Katechizmie. Kogo ma na myśli Franciszek, mówiąc o poszukującym Boga homoseksualiście – geja czy osobę o skłonnościach homoseksualnych? Nie wiadomo. Nikomu, także gejowi, nie można odmawiać dobrej woli i poszukiwania Pana Boga, pytanie tylko czy nie jest to równoznaczne z porzuceniem gejowskiego stylu życia. A może chodzi o osobę o skłonnościach homoseksualnych i podkreślenie faktu, że są one ułomnością jakich wiele, nie przekreślającą naszego powołania do życia w komunii z Bogiem.

Następnie papież pisze o konieczności włączenia homoseksualistów do społeczeństwa. To znów otwiera drogę do spekulacji, o jaką formę włączenia do życia społecznego chodzi. Czy mowa o odrzuceniu dyskryminacji, poniżania, piętnowania, nieludzkiego traktowania ze względu na orientację, czy o instytucjonalizacji i wsparciu budowanych przez homoseksualistów relacji? Jeśli chodziłoby o to pierwsze, to gdzie w zachodnim świecie, najbardziej zainteresowanym tematem praw dla homoseksualistów, społeczna dyskryminacja tego rodzaju ma jeszcze miejsce? Wszelkie pojawiające się tu akty wrogości są dziełem jednostek, nie mają bowiem charakteru systemowego i prawnego. Trudno domagać się zrównania w sferach, w których została już ona osiągnięta.

Papież dodaje również, że: Problemem nie jest posiadanie tej skłonności, nie – musimy być braćmi. To jedna kwestia, inną jest natomiast lobbing.

I znów nie wiadomo czy Franciszek wskazuje po prostu na największą trudność w dyskusji o homoseksualizmie – a więc istnienie silnych, ofensywnych, bogatych progejowskich lobby, które ludzkie nieuporządkowanie w sferze seksualnej wynoszą na sztandary i czynią osią swojej ideologii, czy też inaczej, skłonności homoseksualne są w jego optyce preferencją, a stają się problemem dopiero wtedy, gdy zaczynają być promowane.

Tak, wiem. Kilka akapitów wyżej, Franciszek powiedział: Moim stanowiskiem jest stanowisko Kościoła. Jestem synem Kościoła! Rzecz w tym, że tutaj przy końcu konferencji prasowej nie wybrzmiało ono jednoznacznie. A dziennikarze są dość kapryśni - czasem miewają doskonałą, czasem znów bardzo słabą pamięć.

Jak już wspomniałem, niejednoznaczność wypowiedzi Franciszka potęgował fakt, że różne media przekazywały sprzeczne z sobą tłumaczenia i relacje z konferencji, albo prezentowały ją wybiórczo, w zależności od potrzeb, cenzurując lub podkreślając jej fragmenty. Tymczasem oficjalny, pełny zapis ze spotkania z 28 lipca został opublikowany na stronach watykańskich (http://www.vatican.va/holy_father/francesco/speeches/2013/july/documents/papa-francesco_20130728_gmg-conferenza-stampa_pl.html) dopiero 30 lipca w języku włoskim, 2 sierpnia w angielskim, a piątego w polskim. Grzech zaniedbania służb prasowych Watykanu zaprzepaścił szansę szybkiego sprostowania metodą najprostszą – pokazania wydarzeń wraz z ich kontekstem, bez odwoływania się do nieopanowanej przez wielu dziennikarzy umiejętności streszczania.

Trzeci błąd papieża, to... brak miłosierdzia. W kontekście dotychczasowego papieskiego nauczania zarzut ten brzmi absurdalnie lub co najmniej ekstrawagancko, ma jednak swoje uzasadnienie. Warto najpierw przytoczyć drugi z fragmentów konferencji prasowej, który wzbudził szczególne zainteresowanie mediów.

Gian Guido Vecchi: Ojcze Święty, także podczas tej podróży wiele razy Wasza Świątobliwość mówił o miłosierdziu. Czy istnieje możliwość, że coś się zmieni w dyscyplinie Kościoła w kwestii dopuszczenia do sakramentów osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach? Że te sakramenty staną się okazją, aby przybliżyć tych ludzi, zamiast być przeszkodą, oddzielającą ich od innych wiernych?

Papież Franciszek: Jest to temat, który zawsze powraca. Miłosierdzie jest większe niż przypadek, który pan przedstawia. Myślę, że to jest czas miłosierdzia. Ta zmiana epoki, a także wiele problemów Kościoła – jak niedobre świadectwo niektórych księży, a także problemy korupcji w Kościele, również problem klerykalizmu, aby podać kilka przykładów – pozostawiły wielu poranionych, wielu zranionych. A Kościół jest Matką: musi iść leczyć zranionych z miłosierdziem. A skoro Pan nie przestaje przebaczać, to my nie mamy innego wyjścia niż to: przede wszystkim leczyć zranionych. Kościół jest matką i musi iść tą drogą miłosierdzia; i znaleźć miłosierdzie dla wszystkich. Myślę o tym, że kiedy syn marnotrawny powrócił do domu, to ojciec nie powiedział do niego: „Słuchaj, usiądź: co zrobiłeś z pieniędzmi?". Nie! Wyprawił ucztę! Później być może, kiedy syn zechciał mówić, mówił. Kościół musi tak postępować. Kiedy ktoś jest… nie tylko po prostu na niego czekać, ale wyjść, szukać go! To jest miłosierdzie. Sądzę, że jest to kairós: ten czas to kairós miłosierdzia. Tę pierwszą intuicję miał Jan Paweł II, kiedy odwołując się do Faustyny Kowalskiej, zapoczątkował kult Miłosierdzia Bożego... przeczuwał, zdawał sobie sprawę, że była to potrzeba obecnego czasu. W odniesieniu do problemu komunii dla osób żyjących w drugim związku trzeba pamiętać, że osoby po rozwodzie mogą przyjmować komunię św., nie ma problemu, natomiast kiedy żyją w nowym związku – nie mogą. Uważam, że trzeba na to spojrzeć w całości duszpasterstwa małżeństwa. Dlatego jest to problem. Ale także – teraz czynię nawias – prawosławni mają inną praktykę. Oni trzymają się teologii ekonomii, jak ją nazywają, i dają drugą szansę, pozwalają na to. Ale myślę, że ten problem – zamykam nawias – musi być badany w ramach duszpasterstwa małżeństwa. Z tego względu – powiem dwie rzeczy: po pierwsze, jednym z problemów, który trzeba będzie omówić z tymi ośmioma członkami Rady Kardynałów, z którymi spotkamy się 1, 2 i 3 października, jest to, jak rozwijać duszpasterstwo małżeństwa, a ten problem tam wyjdzie. I druga sprawa: był u mnie ze dwa tygodnie temu sekretarz Synodu Biskupów, aby ustalić temat najbliższego Synodu. Chodziło o temat antropologiczny, a rozmawiając i omawiając, podchodząc z tej i tamtej strony, dostrzegliśmy ten temat antropologiczny: jak wiara pomaga zaplanowaniu osoby, ale w rodzinie, a zatem pójście ku duszpasterstwu małżeństw. Zmierzamy ku głębszemu duszpasterstwu małżeństw. Jest to problem wszystkich, bo jest ich tak wielu, prawda? Podam tylko jeden przykład: kardynał Quarracino, mój poprzednik [w Buenos Aires], powiedział, że jego zdaniem połowa małżeństw to małżeństwa nieważne. Dlaczego tak mówił? Bo pobierają się ludzie niedojrzali, pobierają się, nie zdając sobie sprawy, że to do końca życia, albo biorą ślub, ponieważ powinni się pobrać ze względów społecznych. W to wchodzi także duszpasterstwo małżeństwa. I również problem prawny, orzekania nieważności małżeństwa, wymaga rewizji, ponieważ nie wystarczają do tego sądy kościelne. Problem duszpasterstwa małżeństwa jest złożony. Dziękuję.

W jaki sposób wypowiedź, w której jak refren powtarza się słowo "miłosierdzie" może być podstawą do wysuwania zarzutu o jego brak ? Przecież Ojciec Święty przez pryzmat niezgłębionego Bożego miłosierdzia, którego miarą jest śmierć Chrystusa na krzyżu, każe spojrzeć na pogmatwane ludzkie losy. Postuluje wyjście ku drugiemu, miłość niestawiającą warunków, przyjęcie ludzi ze wszelkimi ich biedami i niedoskonałościami. W tym właśnie kontekście mówi o problemie rozwodów i poprzedzającej je często niedojrzałości do podjęcia życia małżeńskiego. Przypomina zarazem dyscyplinę sakramentalną, w świetle której wejście w nowy pozamałżeński związek jest grzechem ciężkim, co uniemożliwia jednoczenie się z Chrystusem w Komunii Świętej. Z pasją wypowiadając się o miłosiernym profilu duszpasterstwa, oraz o zadaniach, jakie przed nim stoją, papież dosłownie nawiasem mówiąc, wspomina o praktyce Kościoła wschodniego, który daje drugą szansę. Kreśli tym samym możliwy, mniej lub bardziej prawdopodobny horyzont, czy punkt dojścia, który przez Kościół mógłby być rozważany. Tak jakby chciał się zastanowić na ile kairos, a więc ten czas na dziś, który naznaczony jest wołaniem o miłosierdzie, mógłby znaleźć odpowiedź w przyzwoleniu na zawieranie powtórnych małżeństw. Trudno wskazać inny cel tego ekumenicznego wtrętu.

Na samym początku Franciszek przypomina przypowieść o synu marnotrawnym, czy jak chcą niektórzy teologowie, o miłosiernym Ojcu. W postawie wyczekującego Ojca, który cieszy się bezgranicznie z powrotu marnotrawnego, widzi wzór dla Kościoła. Jedną z ważnych postaci tej przypowieści jest drugi syn, zazdrosny o miłość Ojca, tym bardziej, że zawsze był wierny. Ojciec nie gorszy się jego gniewem, ale wychodzi do niego, prosi go i z niezwykłą delikatnością tłumaczy mu logikę miłosierdzia. Logikę, w której grzech nie przestaje być grzechem, zdrada nie jest tym samym co wierność, a zarazem taką, w której miłość jest większa niż zło. Okazuje się więc, że jest to przypowieść o Ojcu, który wychodził, szukał, okazywał miłosierdzie obu swoim synom. Tego miłosierdzia względem starszego syna w papieskiej wypowiedzi zabrakło. Jeśli bowiem sugeruje on możliwość przepracowania teologii małżeństwa (dyscyplina sakramentalna jest tu prostym przełożeniem teologii) w kierunku relatywizacji jego nierozerwalności, to zostawia z olbrzymim ciężarem wątpliwości, tych którzy bardzo serio traktując swoją przysięgę, po rozpadzie małżeństwa, nie wchodzą w nowe związki. Może to wszystko nie ma sensu? Może nierozerwalność małżeństwa jest tylko jedną z koncepcji teologicznych, którą Kościół na dziś przyjmuje, ale jest władny w przyszłości zmienić ? Logika miłosiernego Ojca nie kwestionuje grzechu, ani wierności starszego syna, bo żadna, nawet Boża miłość nie abstrahuje od prawdy. Właśnie dlatego jest czasem bardzo droga, a jej ceną bywa krzyż.

Czy Ojciec Święty Franciszek, rzeczywiście zasugerował możliwość zmian w rozumieniu sakramentu małżeństwa? Bardzo wątpię, tym niemniej wracamy tu do omówionych wcześniej błędów nieostrożności i niejednoznaczności.

Mamy niezwykłego, pełnego życzliwości, ciepła, humoru i zwyczajnej dobroci Ojca Świętego, którego w krótkim czasie pokochał świat. Człowieka, potrafiącego działać nieszablonowo, skromnymi środkami, w pokorze. W "samolotowym" wywiadzie powiedział:

Lubię na przykład, kiedy ktoś mi mówi, "nie zgadzam się", i z tym się spotkałem. „Ja tego nie widzę, nie zgadzam się: ja mówię, Wasza Świątobliwość decyduje." To prawdziwy współpracownik. I z tym się spotkałem w Kurii. I to jest dobre. Ale kiedy są tacy, którzy mówią: "Jakie to piękne, piękne", a potem gdzie indziej mówią coś odwrotnego... (...)

Mam wielką nadzieję, że ten skromny tekst wpisał się jakoś w taką realną współpracę z papieżem dla dobra Kościoła. Że będąc krytyczny ustrzegł się krytykanctwa; na swój sposób odważny, nie stał się świadectwem pychy, ale wolności. Wolności której przestrzenią jest miłość do Kościoła i Ojca Świętego, wolności która pozwala - parafrazując Mariusza Max Kolonkę - mówić jak jest.

Łukasz Kubiak (teolog, autor książki, "Msza Święta w pytaniach i odpowiedziach")

[oprac. ToR]