Stany Zjednoczone były po raz kolejny celem ataków radykalnych islamistów identyfikujących się z Państwem Islamskim. Komentarze po zamachu w Orlando mają jednak inny wydźwięk.

 

W weekend Omar S. Mateen, Amerykanin pochodzący z Afganistanu, zaatakował klub gejowski w Orlando. Zabił 50 osób, ranił 53, ale kilku rannych jest w stanie krytycznym, więc prawdopodobnie bilans ofiar będzie się powiększał. Przed atakiem terrorysta zadzwonił na numer alarmowy i powiedział, że współpracuje z IS. Państwo Islamskie potwierdziło odpowiedzialność za atak.

Mimo powyższych sygnałów poprawnie polityczne media tradycyjnie odwracają kota ogonem. Podkreślają, że związki zamachowca z Państwem Islamskim są niejasne i prawdopodobnie sprawca działał sam, bez porozumienia z IS. Podobnie działo się w grudniu zeszłego roku, gdy małżeństwo zabiło 14 osób, powołując się na związki z kalifatem. Władze stanowczo zaprzeczały takim powiązaniom. Wówczas za przyczynę zamachu podawano gwałtowną reakcję na sprzeczkę z kolegami, bądź zbyt łatwy dostęp do broni w USA.

Obecnie politycznie poprawny wątek ograniczenia prawa do samoobrony przewija się równolegle, choć nie jest dominujący. Lewicowe media jak ognia unikają wiązania masakry w Orlando z radykalnym islamem oraz z Państwem Islamskim. Cytowany jest ojciec zamachowca, który prosi, aby nie wiązać tego aktu z żadną religią. Jednak najbardziej prawdopodobną przyczyną ataku terrorysty na klub gejowski, choć nie jest to powiedziane wprost, sugerowana jest… homofobia.

Według mediów najbardziej wiarygodną przyczyną tego przerażającego aktu terroru jest fakt, że spacerujący Omar zobaczył kilka miesięcy temu dwóch całujących się mężczyzn, gdy był na spacerze z kilkuletnim synem. To doprowadziło prawdopodobnie do ataku szału, który miał swój tragiczny finał w ten weekend. Takie są efekty fanatyzmu, nietolerancji i braku szacunku dla odmiennych preferencji seksualnych.

Naturalnie media również wskazują na fakt zbyt łatwego dostępu do broni w Stanach Zjednoczonych. Zamachowiec był ochroniarzem, posiadał więc pozwolenie na broń. Wiadomo, gdyby ochroniarze zamiast broni nosiliby kwiaty, do zamachu prawdopodobnie by nie doszło.

Faktem jest jednak, że Omar S. Mateen nie tylko przyznawał się do związków z islamistami, ale utrzymywał z nimi kontakty. Był także na liście obserwowanych przez FBI. Przed zamachem zadzwonił na numer 911 i krzyczał, że należy do IS i jest lojalny wobec lidera kalifatu Abu Bakra al-Bagdadiego. Odpowiedzialność za zamach wzięło na siebie Państwo Islamskie za pomocą odpowiedniego komunikatu opublikowanego przez agencję Al-Amak, związanej z organizacją.

Homofob czy bojownik IS? Fakty wskazują na tę drugą opcję. Wiadomo jednak, że, gdy fakty nie zgadzają się z ideologią, tym gorzej dla faktów.

Tomasz Teluk