Monika Olejnik szydzi dziś na łamach „Gazety Wyborczej” z polskich biskupów, których nazywa... „pogromcami smoków”. Wszystko dlatego, że hierarchowie podczas ostatniego spotkania Episkopatu dość mocno skrytykowali „Nasz Elementarz”. W dużej mierze biskupi prezentowali nie swoje własne przemyślenia na temat podręcznika, ale powoływali się na opinie ekspertów w dziedzinie edukacji. Skrytykowali więc fakt, że elementarz prezentuje nieco dziwne spojrzenie na podział ról i obowiązków w rodzinie, nie mówi zbyt wiele o chrześcijańskich zwyczajach (choćby poruszając temat Bożego Narodzenia). Z wszystkimi tymi argumentami można polemizować, ale oczywiście najprościej jest je wyśmiać, bo ośmieszając swojego przeciwnika nie trzeba się silić nad merytorycznymi odpowiedziami.

Po taką właśnie metodę sięga Olejnik, kiedy szydzi z „pogromców smoków z Warszawy”. Dziennikarka nie rozumie też wątpliwości, jakie mają biskupi po ogłoszeniu pierwszego sprawozdania z synodu. Wszystkie głosy zaniepokojenia, jakie zaprezentowali choćby abp Gądecki czy bp Stanisław Stefanek, redaktorka sprowadza do zdartego jak stara płyta zarzutu, że polski Kościół, ciemny i zaściankowy, jak zwykle nie chce być miłosierny, nie idzie z duchem czasu, z duchem świata... A przecież zupełnie nie o to chodzi. Ale po co dyskutować z konkretnymi, merytorycznymi argumentami, skoro można jest sprowadzić ad absurdum?

Z felietonu Moniki Olejnik wynika ponadto, że czytuje ona nasz skromny portal. Jest nam z tego faktu niezmiernie miło, szkoda tylko, że z rozmowy z o. Dariuszem Kowalczykiem (bo właśnie o ten wywiad chodzi), redaktora nie zrozumiała praktycznie nic.

„Pogromcy smoków z Warszawy mają niezłą zagwozdkę w Watykanie, muszą walczyć z biskupami, którzy są miłosierni wobec środowiska homoseksualistów. Ale jak mówi we Frondzie ks. Dariusz Kowalczyk, nie można ulegać pseudomiłosiernym koncepcjom” - pisze dziennikarka, nie kryjąc radości z faktu, że polscy biskupi „mają pecha”, bo nawet gdyby „zbuntowali” kolegów z synodu, to „i tak najważniejsze jest słowo papieża”.

„Jak każe być otwartym na homoseksualistów, to tak się musi stać” - konstatuje dziennikarka. Ale i pani Olejnik ma wielkiego pecha, bo jak na razie, wcale nie zanosi się na to, by papież miał „nakazać” jakaś zmianę w podejściu do homo-związków. A co więcej, właśnie ukazała się nowa wersja językowa sprawozdania z synodu, która w stosunku do pierwszej, znacznie łagodzi kontrowersyjne sformułowania na temat otwartości względem par homoseksualnych.

Polskim biskupom jednak udało się „nabuntować kolegów”? Nie, pudło, pani redaktor. Bo i nie o buntowanie tu chodzi, ale o znalezienie jedności pomiędzy ojcami synodalnymi i wypracowanie stanowiska wobec niezwykle dramatycznego problemu. A tego nie rozwiązuje się na zasadzie przepychanek.

Marta Brzezińska-Waleszczyk