Polana przy rychwałdzkim sanktuarium była wypełniona po brzegi. Przyjechały osoby, które były na Stadionie Narodowym i te, które nie miały okazji uczestniczyć w tamtym wydarzeniu – na wózkach inwalidzkich, o kulach, z nieuleczalnymi chorobami, problemami rodzinnymi… I ci, którzy po prostu chcieli uczestniczyć we wspólnotowym uwielbieniu. Mimo wrogiej atmosfery towarzyszącej rekolekcjom w Warszawie i tym razem trudno było znaleźć skrawek wolnego miejsca. Nie zraziła ich pogoda, błoto pod stopami i niekończące się kolejki. I nie przyszli na marne. Spotkanie, odbywające się pod hasłem: „Panie, uzdrów nas”, okazało się niesamowitą lekcją i zarazem doświadczeniem tego, czym jest uzdrowienie – na ciele, duszy i psychice.

O. John na początku przeprowadzał uczestników przez najboleśniejsze obszary ich życia – zdrady i nieprzebaczenie – aby w końcu skierować wzrok każdej osoby na Jezusa. - Popatrz na krzyż! On mówi: „Ja będę mógł cię odbudować poprzez to, że zniżę się dla ciebie w Jezusie Chrystusie, abyś miał obfite życie – wzywał kapłan dotykając krzyża. – Jeżeli lekarz napisał: Twoja choroba jest nieuleczalna, to jest jedynie jego diagnoza, ale Jezus mówi: „Ja już zabrałem twoje cierpienie do Nieba”. I z ust tysięcy osób popłynęło wezwanie: „Jezu, uzdrów mnie!”.  

O. Bashabora mówił prosto i dobitnie. Kazał stanąć każdej osobie twarzą w twarz ze swoim grzechem. I przez to pewnie jest między innymi przez niektórych nielubiany – Kiedy nie robimy tego, co mówi Bóg, to łamiemy siebie. To nie Bóg nas łamie, ale to my łamiemy siebie – podkreślał o. John. – Bo my czasami chcemy taniej łaski. Będę grzeszył, a potem od święta albo na pielgrzymce pójdę do spowiedzi.

Ludzie z wyciągniętymi rękoma wołali: „Panie, proszę, uzdrów mnie!”.  Jednocześnie na twarzy ruandyjskiego kapłana malowało się pełne skupienie, jakby był zasłuchany w Kogoś Innego. - Pan uzdrawia osoby będące na wózkach inwalidzkich. Niech nikt was nie powstrzymuje, jeśli chcecie iść. Jest tutaj sześć takich osób. Jeżeli chcecie, to wstańcie! Na Stadionie Narodowym służba porządkowa kazała osobie, która powstała z wózka inwalidzkiego, siąść z powrotem, ale niech was nikt nie powstrzymuje. I w górze pokazały się jedne kule – ktoś poszedł za wezwaniem i zaczął chodzić.

Jednocześnie o. John „rozprawił” się ze wszystkimi opiniami, że uważa się za uzdrowiciela. – W każdym jednym z nas Pan buduje Swój Kościół. Moją jedyną rolą jest to, aby pomóc ludziom podejść do Jezusa. Jestem kapłanem i to jest mój jedyny przywilej – dobitnie odpowiedział na wszystkie pytania, które w ostatnim czasie obiegały media. – Nie jestem nikim wyjątkowym. Nie jestem bardziej wyjątkowy niż ktokolwiek inny, kto jest tutaj. Nie moją mocą dokonuje się uzdrowienie. To moc głoszonego Słowa Bożego. Podczas całych rekolekcji chciał zejść z pierwszego planu, aby nikt nie widział jego, ale Jezusa. – Bo jeżeli przyjechaliście tutaj z telewizji, prasy, radia i skupiacie się na ojcu Bashoborze, to tracicie czas. Bo ojciec Bashobora nie może was zbawić! I Ojciec Święty Franciszek też tego nie może, ani Jan Paweł II, który niedługo zostanie ogłoszony świętym – podkreślał o. John.

A jednak chorzy na rozmaite choroby i borykający się z problemami przyjeżdżają tłumnie… I znajdują to, czego szukali. – Od dawna mam bóle głowy, ale w czasie modlitwy tutaj przeszła ta dolegliwość – wyznaje jedna kobieta. – Pogubiłem się w życiu, straciłem wiarę, ale tutaj na nowo odnalazłem Jezusa – dzieli się inny mężczyzna. – Przyjechałam prosząc o uzdrowienie męża z depresji i odbudowanie naszej relacji. Podczas rekolekcji odczułam niesamowitą bliskość Jezusa – dzieli się Ania. Przyjechały również osoby, które już na rekolekcjach na Stadionie doświadczyły uzdrowienia. – Trzy lata temu spadłam z pociągu i potłukłam kręgosłup. Po kilku tygodniach zaczęły się komplikacje. Na studiach pielęgniarskich, w pewnym momencie, gdy dźwigałam pacjenta zgięłam się i już nie wyprostowałam. Półroczna rehabilitacja okazała się bezskuteczna. Coraz gorzej chodziłam i w pewnym momencie już w ogóle nie stawałam na nogach. Okazało się, ze mam szereg powikłań, m.in. wypadniecie dysku i poprzeczne ustawienie kości. Lekarze nie chcieli nawet podjąć się leczenia. Konieczna była operacja. Od stycznia planowałam wyjazd na rekolekcje na Stadionie. W tym czasie miałam wiele wątpliwości, ale ostatecznie namówił mnie chłopak, który jest praktycznie niewierzący: „Ty wierzysz i nie pojedziesz?” - zapytał. I pojechałam. Miałam założony pas ortopedyczny, chodziłam o kulach i cały czas przyjmowałam leki przeciwbólowe, które jednak nie pomagały. Na początku spotkania o. John modlił się za osoby, które cierpią na choroby kręgosłupa. Wtedy ból zaczął ustępować. Trwało to około kwadransa. Po tym czasie poprosiłam chłopaka, aby zdjął mi gorset. Wszystko było w porządku i tak czuję się do dzisiaj. Czekam już tylko na wyniki lekarskie – opowiedziała swoje świadectwo Edyta.

- Tylko Jezus jest uzdrowicielem! – dokończył o. John. – W Jego ranach jestem uzdrowiony. To nie jest psychologia, to nie są emocje. To jest prawda. Kiedy Słowo Boże chwyta nas za serce, jesteśmy zbawieni od grzechu. Jednak to nie wystarczy. Dopiero zaczęliśmy „podróż zbawienia”, wzrastanie dzień po dniu. I jesteśmy tutaj, ponieważ naszym życiem jest Jezus Chrystus. Biblia mówi: „Jeśli uwierzysz, zobaczysz chwałę Boga”. I my ją dzisiaj tutaj oglądaliśmy.

Natalia Podosek