Kobieta heroicznie postanowiła poświęcić swoje życie dla poczętego w jej łonie dzieciątka. Lekarzom udało się uratować przedwcześnie urodzoną maleńką Dottie Mae. Obie, matka i córka, zostały umieszczone na oddziałach intensywnej terapii. Na początku stan Stacie zdawał się poprawiać, ale po trzech tygodniach uległ nagłemu pogorszeniu i lekarze poinformowali rodzinę kobiety, że wkrótce umrze.

 

W jednym z wywiadów, brat Stacie, Ray Phillips, opowiedział o pierwszym spotkaniu kobiety z córeczką. Początkowo lekarze powiedzieli matce, że nie będzie w stanie utrzymać na rękach swojego dziecka. Dwie pielęgniarki znalazły jednak sposób, by przetransportować noworodka (który wciąż był w inkubatorze) i pokazać go matce.

 

- Mała Dottie Mae leżała na jej piersi i obie po prostu na siebie patrzyły. Nikt nic nie mówił. Wokół panowała tylko cisza – wspomina brat zmarłej kobiety. - To był po prostu jeden z takich idealnych momentów w życiu – dodaje.


Ray i jego żona Jennifer, którzy mają już własne dzieci, postanowili zaopiekować się córeczką Stacie.

 

Takich historii jest zapewne całe mnóstwo. Nie pisze się o nich na pierwszych stronach gazet, bo heroizm, na jaki decydują się takie matki wydaje się być czymś anachronicznym. Przecież „kobieta ma prawo do swojego brzucha!”, przecież „powinna ratować siebie w pierwszej kolejności”. Oczywiście, nie uważam, że przyszłą matkę, która decyduje się jednak na podjęcie terapii trzeba potępić. To indywidualne decyzje, z których nie mamy prawa nikogo rozliczać.

 

Ale heroizm matek, które kosztem własnego życia ratują dzieciątko poczęte w swoim łonie, jest postawą, której należy się najwyższy szacunek. Misterium życia i śmierci, przed którym pozostaje nam tylko klęknąć w pokorze.

 

Marta Brzezińska/LifeSiteNews