Druk 1051 (z 10.10.2012 roku) zmienia ustawę z grudnia 2010 roku o wdrożeniu niektórych przepisów UE w zakresie równego traktowania. Pierwsze moje zastrzeżenie dotyczy zapisu mówiącego, że nowelizacja dokonuje w zakresie swojej regulacji wdrożenia licznych unijnych dyrektyw. Jako prawnik, stanowczo protestuję przeciw praktyce, którą stworzyła przynależność Polski do UE traktowania polskich ustaw jako aktów wykonawczych, czyli podrzędnych do różnego rodzaju regulacji unijnych. Ustawy w polskim systemie konstytucyjnym są (powinny być) wyrazem woli suwerena polskiego, muszą być samoistnym wyrazem woli Polaków. Polskie ustawy muszą regulować nasze sprawy w sposób pierwotny, a nie jedynie wykonywać cudze interesy, zewnętrze, z Unii Europejskiej. I właśnie ustawa z grudnia 2010 roku, już wykonująca unijne dyrektywy, nie wyraża woli polskiego społeczeństwa, polskiego suwerena. Po wejściu do Unii, ustawy służą wdrażaniu obcych systemów wartości, a ostatnio ideologii lewacko-genderowej. Jako prawnik zawsze przeciwko temu protestowałam, przeciwko zmianie charakteru polskich ustaw po wejściu do UE.

Druk 1051 wprowadza kolejne lewackie i genderowe nowinki obyczajowe do polskiego systemu prawnego opartego na tradycyjnych, chrześcijańskich wartościach. Posłowie lewaccy PO i PSL zdają się nie rozumieć, jak groźne pojęcia i sytuacje wprowadza nowela ustawy z 2010 roku. W istocie, wprowadzone do ustawy z 2010 roku zwroty „płeć”, „tożsamość płciowa”, „ekspresja płciowa”, „orientacja seksualna” stworzą w polskim systemie prawnym podstawy dla  nieograniczonego terroryzowania większości Polaków, wyznających tradycyjne wartości. Ustawa i obecna nowelizacja idą w kierunku wywrócenia polskiej obyczajowości, oswojenia z patologią i wymuszenia dla niej nie tyle tolerancji, co ochrony i uznania ponad obowiązujące normy.  Polskie prawo, w tym ustawy, są wykorzystywane do niszczenia aksjologii polskiego prawa przez lewacko-genderowe pomysły, których wdrożenie w prawie państw członków wymusza i finansuje UE.  Lewaccy posłowie z Ruchu Palikota cieszą się jednak z tej nowelizacji – podoba im się system wartości unijnych, które chcą przeforsować w Polsce. Przy druku 1051 kolejny raz mamy do czynienia z głęboką ingerencją w polską obyczajowość, a jednocześnie –  z realizacją unijno-lewackich szaleństw i wariactw, co pozostaje w sprzeczności z wartościami chronionymi przez polską konstytucję.

Ustawa służy wdrożeniu pewnej ideologicznej i obyczajowej „zbrodni”. Trzeba pamiętać, że projektu nie poprzedzono żadnymi konsultacjami społecznymi. Nowela jeszcze bardziej zaostrzy karalność każdego naszego sprzeciwu czy naturalnego, zgodnego z naszą obyczajowością zachowania wobec obyczajowej patologii. Umożliwi terroryzowanie nią większości społeczeństwa. Propozycje zawarte w druku 1051 są przejawem czystego ideologicznego szaleństwa. Jest oczywiste, że nie wolno nikogo dyskryminować ze względu na płeć, rasę, pochodzenie, narodowość czy wyznanie. Ale projekt chce rozszerzyć karalność także za domniemaną dyskryminację ze względu na ekspresję płciową, tożsamość płciową i orientację seksualną. To szaleństwo. Wyraźnie widać, że różnego rodzaju lewaccy projektodawcy kierują się dziś wyłącznie problemami swego „siedzenia”, skupiają się wyłącznie na swojej seksualności i nieograniczone swobody w tym zakresie chcą uregulować prawem. Jednocześnie zmuszając większość, nie tyle do tolerancji patologii, ale również do uznania ich za chronioną normę.

Płeć, orientacja seksualna, tożsamość płciowa i ekspresja płciowa (te dwa ostatnie pojęcia zostały dopisane w nowelizacji) – dowodzą  głębokich kompleksów środowisk lewackich. Czym te poszczególne pojęcia się od siebie różnią? W ustawie brak ich odpowiednich, jasnych  definicji. Wskazane rozumienia są całkowicie nieobiektywne, dowolne i pozwalają je zastosować wobec każdego i w każdej sytuacji. Jedynym możliwym do zaakceptowania kryterium jest płeć obiektywnie, naukowo, medycznie zdefiniowana. Inne określenia są wytworem patologicznego pojmowania świata, które usiłuje się wdrożyć do polskiego systemu prawnego.

Ustawa już uchwalona z 2010 roku w połączeniu z obecnym projektem nowelizacji w jeszcze większym stopniu narusza polską konstytucję. Przede wszystkim nie można wprowadzać karalności za działania nienazwane wyraźnie w ustawie. Nie można karać za działania wymienione „w szczególności” albo „przykładowo”. Katalog czynów zabronionych pod groźbą kary na mocy jakiejkolwiek ustawy musi mieć charakter zamknięty, a nie otwarty, jak ma to miejsce w przypadku omawianego projektu (określenie „w szczególności”). Podstawową zasadą prawa jest, iż „nie ma zbrodni bez kary” (Nullum crimen sine lege). Projekt narusza tę zasadę, pozwalając karać za czynności niewymienione w ustawie, które dowolnie wyinterpretować będą mogli lewacy, heterofobii (jak  Robert Biedroń czy Krzysztof Bęgowski, obecnie Anna Grodzka) i sąd. Narusza to fundamentalne zasady prawa i ochrony praw człowieka, gdyż otwiera furtki przewrażliwionym środowiskom lewackim i heterofobom dla nieograniczonych możliwości poszerzenia zakresu karalności dowolnych działań, które nie będą się im podobały.  Jeśli coś nie jest jasno zdefiniowane i nazwane jako przestępstwo, to nie może być karane jako przestępstwo.

Projekty równościowe manipulują i nadużywają pojęcia równości wobec prawa, powołując się przy tym na art. 32 Konstytucji RP. Lewactwo, nie tylko w Polsce, nadało pojęciu równości wobec prawa znaczenie zupełnie inne, niż tradycyjne. Równość wobec prawa w znaczeniu tradycyjnym oznacza takie samo traktowanie ludzi (niezależnie od płci, statutu majątkowego, etc.) względem danego przepisu. Każdy, kto spełnia wymogi przepisu, w jednakowym stopniu mu podlega. Urzędnik, mając wyraźny przepis, nie może na przykład traktować jednych lepiej, a innych gorzej, do jednych stosować dany przepis, do innych nie. Równość wobec prawa polega na tym, że każdy – bez względu na płeć czy kolor włosów – podlega tym samym regułom. Jednakże środowiska lewackie i genderowe od dawna forsują rozumienie równości jako równość w treści prawa. To rozumienie ma charakter czysto ideologiczny, gdyż z takich właśnie poza-naturalnych powodów środowiska lewackie chcą w treści prawa, w jego brzmieniu i jego regulacjami zrównywać status zjawisk i rzeczy w naturze nierównych i różnych. Na przykład wbrew naturze status kobiety i mężczyzny, osoby zdrowej i chorej, etc. Ideologiczne zrównywanie dokonuje się poprzez ciężką dyskryminację i w istocie różnicowanie. Oczywiście, takie prawo nie przełamie praw naturalnych, wprowadza jedynie zamęt do systemu prawnego. Jest to przy tym zjawisko niezwykle groźne i stwarza możliwości poważnych i groźnych naruszeń praw niepatologicznej większości. Odwoływanie się przez polskie lewactwo (RP, SLD, PO i niekiedy PSL) do art. 32 Konstytucji RP jest bezczelne, jest manipulacją tym przepisem. Polska konstytucja, chroniąca równość oparta jest na logice praw naturalnych. Nie może być wykorzystana jako podstawa dla ochrony zjawisk patologicznych i żądania zrównywania ich z normami medyczno-naturalnymi. Patologie się leczy, a nie przyobleka w formę prawną. Patologia nigdy nie będzie równała się naturalności i normalności, nie może więc oczekiwać ochrony konstytucyjnej.

Żądać równości wolno, ale wobec prawa i w zgodzie z aksjologią konstytucji. Projektowana zmiana ustawy z 2010 roku znacznie rozszerzy zakres patologii w życiu społecznym i gospodarczym, właśnie ze względu na skrajnie ideologiczny charakter projektowanych rozwiązań i możliwość nieograniczonej, swobodnej interpretacji przez środowiska heterofobicznei lewackie.

Język całej nowelizacji (druk 1051) jest nieprawdopodobnie bełkotliwy, definicje w nim zawarte są niejasno sformułowane i sprzeczne z obowiązującymi kanonami prawa. Przestępstwo, aby zostało ukarane, musi być precyzyjnie i jasno zdefiniowane. Nie można karać za coś, co jest tylko potencjalne (mogłoby by być, gdyby) albo podlega swobodnym interpretacjom. Na przykład przez „dyskryminację bezpośrednią” projekt rozumie sytuację, w której ze względu na płeć, orientację seksualną, tożsamość płciową lub ekspresję płciową „na skutek pozornie neutralnego postanowienia, zastosowanego kryterium lub podjętego działania występują lub mogłyby wystąpić niekorzystne dysproporcje lub szczególnie niekorzystana dla niego sytuacja, chyba że postanowienie, kryterium lub działanie jest obiektywnie uzasadnione ze względu na zgodny z prawem cel, który ma być osiągnięty a środki służące osiągnięciu tego celu są właściwe i konieczne”. Czy ktoś byłby w stanie precyzyjnie powiedzieć, za co można być karanym „dyskryminując pośrednio”? To jest bełkot, który wysila się na definicje, ale pozostaje poza możliwością logicznej oceny jej sensu. Jednocześnie, nie daje możliwości obrony osobie osaczonej przez heterofobów i lewaków. Ludzie zachowujący się patologicznie, zaburzeni seksualnie narzucają swój punkt widzenia innym, twierdząc, że ktoś byłby inaczej traktowany, gdyby nie jakaś ekspresja płciowa. To tylko domysły pozostające na marginesie prawdopodobieństwa. Trzeba mieć nadzieję, że posłowie nie dopuszczą do uchwalenia tego nieprawdopodobnego bubla i nadużycia legislacyjnego.

Prócz „dyskryminacji pośredniej” i „bezpośredniej” wprowadza się jeszcze „dyskryminację wielokrotną”, „dyskryminację przez asocjaję” czy „dyskryminację przez asumpcję”, których równie bełkotliwe definicje pozwolą karać za prawdopodobieństwa traktowania  w porównywanych sytuacjach „z powodu powiązania tego podmiotu z podmiotem posiadającym jedną lub kilka cech…”. To wyraz ciężkiej choroby (językowej i logicznej) autorów. Trudno to komentować. Jestem zdumiona, że takie gnioty przechodzą w pierwszym czytaniu przez polski Sejm. Osobiście wyrażałam swój stanowczy sprzeciw.

Ustawa o równości z 2010 roku  pozwala wyłączyć jej stosowanie w przypadku kościołów i instytucji z nimi związanych. Jednakże nowelizacja z druku 1051 pozwoli zarzucić kościołowi dyskryminacyjne traktowanie osób zaburzonych seksualnie, gdyby na przykład instytucja kościelna nie chciała zatrudnić osób ze specyficzną „ekspresją płciową” czy homoseksualisty do nauczania w szkole katolickiej lub nauczania katechezy w szkole. Wystarczyłoby, że środowiska lewackie powiedzą, że ograniczenie dostępu do prowadzenia zajęć w takiej placówce stanowi dyskryminację, u podstaw której leżą inne przyczyny, niż religia, wyznanie lub światopogląd. Nie ma nic łatwiejszego niż udowodnienie, że taka dyskryminacja miała miejsce. Tym bardziej, że obowiązek dowodu projekt przerzuca na osobę oskarżaną. Projektowana nowelizacja stanowić będzie głęboką ingerencję w sferę autonomii i nauczania Kościoła, jak również w sferę działania innych podmiotów. Bardzo szkodliwe jest również nałożenie obowiązków na organy administracji do wprowadzania programów równego traktowania w rozumieniu środowisk lewacko-genderowych.  Demoralizacja poparta strukturami państwa fundamentalnie narusza prawa rodziców i demoralizuje całe społeczeństwo. Powszechnie wiadomo bowiem, na czym „równościowe programy” forsowane w szkolnictwie polegają. Pani Szumilas i Rajewicz, naruszając konstytucję, demoralizują dzieci polskich rodziców, oswajając je i nakazując akceptować, a nawet wyróżniać seksualne patologie. Środowisko pana Biedronia i jego kolegów chodzi po szkołach i z przyzwoleniem wielu dyrektorów, swymi „ćwiczeniami z tolerancji” w istocie molestują psychicznie dzieci, narażając je na ciężkie przeżycia, które zgłaszają rodzicom.

Ustawa z 2010 roku i jej nowelizacja (druk 1051) świadczy o ciężkiej patologii przede wszystkim władzy, totalnej nieświadomości społecznej i głupocie posłów, którzy tego typu regulacje wprowadzają w życie.  

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk