Para lesbijek z Ohio zdecydowała się na zabieg in vitro. Chciała mieć białe dziecko, ale bank nasienia przez pomyłkę skorzystał z próbki od czarnoskórego dawcy. I skutecznie przeprowadził procedurę zapłodnienia.

 Przeżyłam szok bo okazało się, że w czasie rozmowy telefonicznej mówimy o próbce nasienia z innym numerem. Pytali czy prosiłam o próbkę od dawcy, który jest Afroamerykaninem. – Nie – odpowiedziałam. – Numer 380 – to miało być dziecko z włosami blond i niebieskimi oczami, podobne do mojej partnerki Amandy. Wtedy usłyszałam: my tu mamy wpisane nr 330, dawca Afroamerykanin – relacjonuje matka dziecka.

Kobieta zapowiada, że urodzi dziecko i będzie je otaczać miłością, ale domaga się przed sądem 50 tysięcy dolarów odszkodowania. – Dziecko na pewno otoczę miłością, ale złożyłam pozew, żeby ktoś poniósł odpowiedzialność oraz żeby taka sytuacja się nigdy już nie powtórzyła – mówi Jennifer Crambler.

No cóż, pozostaje się cieszyć, że postępowcy nie wpadli na "najprotsze" rozwiązanie lansowane przez cywilizację śmierci, czyli p prostu zabicie dziecka o złym kolorze skóry. Tak czy inaczej powyższa historia to kolejny już przykład na całkowicie błędne założenia, na jakich ufundowany jest system in-vitro. Dzieci traktowane są po prostu jak produkty, odarte z godności i podstawowego prawa do posiadania dwojga rodziców.

ed/CNN Newsource/x-news