Rozporządzenie zostało podpisane przez panią premier 11 lutego, a weszło w życie 9 marca. „To, kto zostanie powołany na ćwiczenia, zależeć będzie od wystąpienia potrzeb Sił Zbrojnych RP w zakresie przeszkolenia żołnierzy rezerwy posiadających nadane przydziały mobilizacyjne oraz dla żołnierzy rezerwy i osób przeniesionych do rezerwy niebędących żołnierzami rezerwy, którym planuje się nadać takie przydziały” – czytamy.

Dotychczas na krótkie szkolenia (1-10 dni) mieli być wzywani tylko ci, którzy mieli za sobą służbę czynną i przeszli do rezerwy. Obecnie w kamasze może zostać powołany każdy. W praktyce tak się jednak nie stanie.

Wojsko do przeszkolenia będzie potrzebowało w pierwszej kolejności ochotników i tych, którzy już się na wojsku znają – czyli rezerwistów. W dalszej kolejności będą szkolone osoby młode, czyli z przedziału wiekowego 19-40 lat. Mobilizacja starszych roczników będzie zależała od sytuacji międzynarodowej. Ochotnicy nie kwapią się jak do tej pory do pójścia w kamasze.

Plany Ministerstwa Obrony w zakresie tzw. zasobów ludzkich są zbieżne ze strategią modernizacji armii i zwiększania wydatków na obronność. Są to zamierzenie ambitne. Dzisiejsza prasa donosi, że resort zwrócił się do amerykańskiego departamentu obrony o możliwość zakupu pocisków samosterujących typu tomahawk, które posiadają wyłącznie USA i Wielka Brytania. Jest to bardzo skuteczna broń, sprawdzona m.in. na wojnie w Iraku.

Aby obsługiwać takie nowoczesne urządzenia trzeba specjalistów, a tych w armii brakuje. Nowoczesną bronią będą się oczywiście zajmowali zawodowcy. Rekrutom przewidziano mniej ambitne działania. Decydenci uznali najpewniej, że z podstawowym wyposażeniem armii warto się zapoznać osobiście. Tak na wszelki wypadek.

Tomasz Teluk