Rzeczpospolita” dotarła do „Wykazu obiektów upamiętniających żołnierzy i partyzantów sowieckich na terenie Polski", który sporządziła Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. To robocza lista używana dla wewnętrznych potrzeb instytucji, która w Polsce odpowiada za realizację międzyrządowego porozumienia z Rosją podpisanego w 1994 r. Na jego mocy próba usunięcia każdego z obiektów nim objętych musi być konsultowana z Radą, a potem z Ambasadą Federacji Rosyjskiej. Jak powstała lista?

-Pytania rozesłaliśmy do urzędów wojewódzkich, a te kierowały je do gmin. Ostatnie pisma wpłynęły do nas w 2010 r. – tłumaczy Artur Zawadka z Wydziału Krajowego ROPWiM.

Z deklaracji wynika, że w Polsce jest 306 pomników, obelisków, tablic i obiektów techniki wojskowej (czołgów, armat), które sławią Armię Czerwoną lub jej poszczególnych dowódców (lista nie obejmuje obiektów na cmentarzach). Najwięcej takich miejsc pamięci jest w województwach: śląskim (37), wielkopolskim (36) i zachodniopomorskim (33). Najmniej w świętokrzyskim. Zachowały się tam tylko dwa miejsca upamiętnień. Pięć zostało w kujawsko-pomorskim, a dziesięć w warmińsko-mazurskim.

– Cała ówczesna propaganda skupiała się wtedy na tym, że zwycięstwu nad faszyzmem zawdzięczamy odzyskanie ziem zachodnich – mówi w rozmowie z „Rz” historyk, Andrzej Fiszke. Przypomina, że te tereny w pierwszych miesiącach i latach po wojnie były niemal bezludne. – Stacjonowali tam Sowieci i to też tłumaczy małą liczbę pomników na Warmii i Mazurach, gdzie zgrupowania wojsk nie były tak duże – mówi Friszke.

Inne zdanie w tej sprawie ma dr Piotr Gontarczyk. Według niego liczba stawianych pomników zależała bardziej od aktywności lokalnych władz komunistycznych.

– Tam była ludność napływowa, wykorzeniona. Łatwiej było postawić pomnik, bo komuniści byli jedynymi organizatorami życia społecznego – przekonuje Gontarczyk.

Ab/rp.pl