Jeden z najgłośniejszych procesów ostatnich lat zakończył się uniewinnieniem Wojciecha Sumlińskiego. W ten dzień zwycięstwa prawdy rozmawiamy z dziennikarzem śledczym i pisarzem o jego odczuciach, o znaczeniu tej sprawy, a także o przyszłości, w tym o sprawach dotyczących Bronisława Komorowskiego. 

Jak się Pan dziś czuje po ogłoszeniu wyroku? Jakie uczucia towarzyszą Panu na końcu tej wieloletniej walki?

Był to bardzo długi i bardzo trudny marsz. Przeszedłem bardzo długi odcinek drogi. Jeszcze kawałek przede mną, ale dziś mam poczucie, że to co najgorsze, mam już za sobą, ja i moja rodzina mamy to za sobą. Dzisiejszy dzień był przełomowy. Cała sprawa ciągnęła się od 13 maja 2008 roku, przez lata pojawiało się zresztą wiele zarzutów w wielu różnych sprawach, jednak wszystko budowane było na kanwie tej sprawy. To była matka wszystkich moich problemów. Dla mnie jest to szczególny dzień. Przyznam, że wręcz jest to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.

Co Pan zrobił najpierw po ogłoszeniu wyroku?

Cała ta historia zaczęła się 13 maja 2008 roku w dzień Matki Boskiej Fatimskiej. Tę sprawę zawierzyłem właśnie Matce Bożej. Dlatego dzisiaj po ogłoszeniu wyroku udałem się wraz z rodziną do Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Podlasiu, by podziękować jej za opiekę. Przy okazji za pośrednictwem Państwa portalu chciałbym podziękować też wszystkim tym, którzy byli przy mnie przez cały ten czas, wspierali przy wszystkich procesach. Przepraszam ich, że nie uczyniłem tego od razu, ale przede wszystkim chciałem udać się właśnie do tego Sanktuarium, by przede wszystkim podziękować Matce Boskiej. Nie mam bowiem wątpliwości, że to ona mnie przez wszystko przeprowadziła. Jednak tym wszystkim ludziom, którzy nie uwierzyli w to, że jestem człowiekiem zdeprawowanym, złym, niegodziwym i cały czas przy mnie byli, również z całego serca dziękuję. Jeszcze raz podkreślę, ten dzień był dla mnie bardzo trudny, ale też bardzo piękny.

Wiara była więc dla Pana niezwykle ważna w tej wieloletniej walce?

Dawno temu idąc za słowami jednego z moich przewodników duchowych, uwierzyłem, że z Panem Bogiem nadzieja nie umiera nigdy. Ten dzień jest tego potwierdzeniem. Pod warunkiem, że zawierzy się Panu Bogu, można wygrać nawet ze służbami specjalnymi.

To była niezwykle trudna walka, z wyjątkowo groźnym przeciwnikiem…

Jest bardzo trudno wygrać ze służbami specjalnymi. Jak wiadomo, mają one nieograniczone możliwości dokonywania manipulacji, fabrykowania dowodów i niszczenia ludzi na wiele sposobów. Wydawało mi się, że tak po ludzku jestem bez szans. To tak jakby ktoś stał przed lwem, a do obrony miał tylko kamień. Jednak jak się okazuje, kiedy zawierzy się Panu Bogu, wszystko jest możliwe, nawet zwycięstwo ze służbami specjalnymi. Dlatego też ten dzień jest jednym z najważniejszych dni w moim życiu.

Jak możemy dokładnie opisać znaczenie dzisiejszego wyroku?

Chodziło tu nie tylko o moje życie i życie mojej rodziny, ale też o wszystkie sprawy, którymi się zajmowałem. Miałem świadomość, że gdybym został skazany choćby łagodnym wyrokiem, choćby wyrokiem w zawieszeniu, wszystkie sprawy, którymi się zajmowałem, uległyby podważeniu. Podważona zostałaby wiarygodność wszystkiego, czym się do tej pory zajmowałem. Jakie bowiem znaczenie mają działania dziennikarskie, czy reporterskie przestępcy? Żadne. Miałem więc świadomość, że stawką tej sprawy jest nie tylko moja wolność, ale także wiarygodność wszystkich spraw, którym poświęciłem wiele lat mojego życia.

Możemy więc stwierdzić, że zakończona sprawa była też zwycięstwem prawdy w tej nierównej walce?

Tak bym to ocenił. Było to w pewnym sensie zwycięstwo prawdy nad kłamstwem, prawa nad bezprawiem, sprawiedliwości nad niesprawiedliwością. Była to trudna sprawa, jako że czasami jest tak, że mamy prawdę przed oczami, ale nie potrafimy jej dostrzec. Służby specjalne potrafią sprawiać, że wydaje się, że istnieje jakaś rzeczywistość, której faktycznie nie ma. W tej sprawie zrobiono tak wiele razy. Dokonano szeregu przestępstw. Prokuratorzy, który brali w niej udział na początku – Jolanta Mamej i Andrzej Michalski – popełnili w tej sprawie wiele przestępstw, co sąd dawno temu ocenił, odebrano im immunitety prokuratorskie. Co zrobili ich koledzy prokuratorzy? Awansowali ich. Z jednej strony chciano ich postawić przed sądem, a prokuratura „poszła bokiem”. Jest to pewnego prokuratorska mafia, nie waham się użyć tego słowa.

Zwycięstwo jednego człowieka w takiej batalii faktycznie wydaje się nierealne.

Tu akurat trafiło na mnie, czyli na dziennikarza, który był jakkolwiek znaną osobą. Ale przecież takie rzeczy dzieją się w stosunku do biednych zwykłych ludzi, którzy nie mają żadnych możliwości obrony. Moja sprawa stała się głośna, dlatego ja się broniłem, broniło mnie też wiele innych osób. Ale jeżeli przeciętny śmiertelnik trafi w tygle tej machiny, nie miałby szans. Ta machina jest w stanie zniszczyć każdego, kto wejdzie jej w drogę, nie patrząc, czy to przestępca, czy nie przestępca. Tak nie może być.

O jakich jeszcze faktach należy pamiętać, mówiąc dziś o tej zakończonej sprawie?

Niezwykły jest udział w tej historii najważniejszych osób w państwie. Bronisław Komorowski – ówczesny marszałek sejmu i późniejszy prezydent, szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych Paweł Graś, Krzysztof Bondaryk – szef ABW – ci trzej ludzie spotkali się z prowokatorem z WSI nieżyjącym już dziś pułkownikiem Leszkiem T. Co to za spotkanie? Pogawędka grupy przyjaciół? Czy też spotkanie przestępczej sitwy knującej przeciwko legalnie działającej państwowej instytucji, jaką była komisja weryfikacyjna WSI oraz przy okazji przeciwko mnie, próbując mnie zniszczyć? Przecież po tym spotkaniu nie pozostał żaden ślad, nie sporządzono żadnej notatki. Ja pytam – cóż to było za spotkanie?  

Gdy dwaj oficerowie WSI przyszli do Bronisława Komorowskiego z przestępczą propozycją zdobycia w sposób legalny i nielegalny najbardziej tajnego dokumentu w Polsce – aneksu do raportu WSI – co im odpowiedział? Jak zeznał w prokuraturze: „Wyraziłem zainteresowanie ich propozycją”. Wyobraźmy sobie inną sytuację. Dwóch ludzi przychodzi do wysokiego rangą urzędnika państwowego i mówią mu, że są w stanie wydobyć z najbardziej strzeżonego banku w Polsce wyjątkowo cenny diament. Ten urzędnik mówi: „Wyraziłem zainteresowanie ich propozycją”. Przecież to jest wyrażenie zainteresowania wzięciem udziału w przestępstwie. A cóż znaczy jakiś diament w porównaniu do najbardziej tajnych akt dotyczących bezpieczeństwa naszego kraju? Przecież to są rzeczy niebywałe.

Czy teraz tamte sprawy mogą znaleźć swój dalszy ciąg?

„Wyrażenie zainteresowania” taką propozycją to podżeganie do przestępstwa. Dlatego też jeszcze w 2009 roku złożyłem wniosek do prokuratury w związku z tą sprawą, argumentując go na wiele sposobów. Chyba dlatego prokuratura nie zdecydowała się go odrzucić. Nikt nie chciał się podpisać pod odrzuceniem wniosku, który zawierał tak wiele dowodów na przestępczą działalność Bronisława Komorowskiego. Ale też nikt oczywiście nie zdecydował się go przyjąć, jako że Bronisław Komorowski był wtedy marszałkiem sejmu, czyli drugą osobą w kraju, a niedługo potem został prezydentem. Co zrobiła prokuratura? Zawiesiła wniosek, uznając, że rozpatrzy tę sprawę, kiedy moja sprawa, w której byłem oskarżony w procesie karnym, zostanie rozpatrzona przynajmniej w pierwszej instancji. Dziś jest ten dzień. Zostałem uniewinniony.

W związku z tym będę pytał prokuratorów z prokuratury okręgowej dla Warszawy Woli, co zamierzają zrobić z moim wnioskiem z roku 2009, odnośnie którego napisali, że zajmą się sprawą po zakończeniu mojej sprawy w pierwszej instancji. To się właśnie stało, toteż czekam na działania panów prokuratorów w stosunku do Bronisława Komorowskiego.

Myśli Pan, że teraz w nowej sytuacji politycznej, w sytuacji, kiedy Bronisław Komorowski nie jest już pierwszą osobą w państwie, prawda ma szansę zwyciężyć również w tej sprawie?

Poruszam się tu bardzo ostrożnie, bo mam świadomość, że ta hydra ma wiele głów. Uważam, że w tej chwili nasza sytuacja wygląda, jak sytuacja kogoś, kto marzył o budowie własnego domu, a nie miał ani narzędzi, ani funduszy na jego budowę. Uważam, że dziś mamy te narzędzia, jednak pozostaje rzecz najtrudniejsza – zbudować dom. Widać, że kiedy odbywa się choćby próba tej budowy, od razu podnosi się skowyt, zaczynają się ataki i podłości. Mówiłem już dawno, że odsunięcie Komorowskiego i Platformy od władzy byłoby wielką sprawą. Jednak dopiero trzeci krok – odebranie narzędzi tajnym służbom – będzie najważniejszy. Odebranie narzędzi tym, którzy tak naprawdę trzymają w rękach tysiące ludzkich istnień, ci, co do których często nie wiemy, kim tak naprawdę są, którzy w wielu przypadkach wywodzą się jeszcze z PRL, którzy obsiedli nasz kraj i stworzyli sobie państwo w państwie. Widać na jaki opór trafiły działania zmierzające do wykonania tego trzeciego kroku. Podejrzewam, że ten opór będzie narastał. Warto zaobserwować, że każde działanie, które próbuje naruszyć interesy tej przestępczej sitwy, spotyka się z wielkim atakiem. Możemy to przyrównać do sytuacji, kiedy stoimy przed wielką górą i widzimy jej szczyt. Wejście na ten szczyt wydaje się niemożliwe, ale jeżeli będziemy działać krok po kroku, uda się nam ten cel osiągnąć. To tylko kwestia czasu.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW