Po spotkaniu prezydentów Rosji i Białorusi w Soczi wiadomo, że dotychczasowy model współpracy obu państw na dobre przechodzi do historii. Mińsk traci energetyczne korzyści z sojuszu z Moskwą, więc tym bardziej nie opłaca się kontynuować integracji z Rosją. Nowe rynkowe reguły współpracy oznaczają, że Białoruś będzie musiała zacisnąć pasa, zmniejszyć wydatki socjalne, podnieść ceny i podatki. Na dłuższą zaś metę nieuniknione stają się rynkowe reformy. W polityce zagranicznej Mińsk będzie demonstracyjnie szukał zbliżenia z Zachodem i Ukrainą, jednocześnie nie naruszając podstaw swego sojuszu z Rosją i udziału w takich organizacjach jak Euroazjatycka Wspólnota Gospodarcza.


Alaksandr Łukaszenka nie zdołał w Soczi wywalczyć zniżki na ropę. Kreml utrzymał twarde stanowisko wobec białoruskiego sojusznika: zniżki na węglowodory, ale w zamian za pogłębioną integrację. Łukaszenka się na to nie zgodził, więc warunki dostaw ropy i gazu zmieniają się na niekorzyść Białorusi. Właściwie to chodzi o koniec faktycznego dotowania białoruskiej gospodarki przez Rosję. 1 stycznia 2020 roku Moskwa wstrzymała dostawy ropy na Białoruś, ponieważ nie udało się osiągnąć porozumienia w sprawie cen i dostaw surowca. Obecnie Mińsk dostaje więc tylko niewielką ilość surowca tak, aby zapewnić funkcjonowanie swoim rafineriom. Jednocześnie poszukuje alternatywnych źródeł surowca.

Dotychczas Białoruś kupując ropę bezcłową, płaciła 17 proc. taniej, niż wynosi cena rynkowa. Wprowadzane w rosyjskim sektorze naftowym zmiany (tzw. manewr podatkowy) powodują wzrost ceny ropy dla Mińska, przez co Białoruś traci dochody z eksportu paliw wytworzonych w jej rafineriach. Rosja stopniowo zmniejsza (docelowo do zera) poziom ceł eksportowych, a wprowadza podatek od wydobycia surowca. Mińsk chciał od strony rosyjskiej rekompensaty i uwzględnienia tego faktu podczas ustalania warunków dostaw. Rosja się na to nie zgadza. Mińsk zaproponował więc, by z kontraktów usunięto premię dla firm – dostawców, dzięki czemu udałoby się obniżyć cenę surowca i zrekompensować jej wzrost, spowodowany przez tzw. manewr podatkowy. Strona rosyjska nie zgodziła się i na to. Po rozmowach Łukaszenki z Władimirem Putinem w Soczi (7 lutego) wicepremier Rosji Dmitrij Kozak poinformował, że dostawy ropy naftowej na Białoruś będą się odbywać w oparciu o warunki komercyjne, które nie będą zależne od ilości kupowanego surowca. Strona białoruska ma się teraz indywidualnie umawiać na dostawy z poszczególnymi rosyjskimi koncernami. Białoruś będzie więc kupować w tym roku od Rosji ropę w cenie stanowiącej 83-85 proc. poziomu ceny rynkowej – powiedział 10 lutego w Mińsku białoruski wicepremier Dzmitry Krutoj. W efekcie kontynuowania manewru podatkowego już w 2024 roku Białoruś będzie płacić Rosji cenę rynkową. Także w przypadku dostaw gazu Białoruś zapłaci więcej, niż dotychczas. – Rosja w 2020 roku utrzyma cenę gazu dla Białorusi na warunkach z roku poprzedniego – poinformował wicepremier Rosji Dmitrij Kozak. Ale ustalenie dotyczy tylko tego roku. Na dodatek de facto Białoruś będzie płaciła więcej. Formalnie cena pozostaje na poziomie 127 dolarów za 1000 m³, ale dotąd Mińsk dostawał częściową rekompensatę w ramach mechanizmu rozliczeń za ropę – nawet 500 mln dolarów rocznie.

Po szczycie w Soczi należy więc oczekiwać dalszego ocieplania relacji Łukaszenki z Zachodem. Na kierunku wschodnim integracja zostaje zamrożona. Białoruś czekają trudne czasy w gospodarce, ale zarazem utrwali się jej niepodległość. Ostatnie badania pokazują, że sojusz z Rosją wybrałoby 40 proc. Białorusinów, ale na UE stawia już aż 32 proc. Zmiany w nastrojach nastąpiły w ciągu ostatniego roku – w dużym stopniu dzięki też nowej linii białoruskiej telewizji, która regularnie krytykuje Rosję.

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.
[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]