Wbrew zapowiedziom Ewy Kopacz, polscy podatnicy dołożą do podtrzymywania bankrutującej Grecji. Może być to suma nawet blisko 1,3 mld złotych, która powiększy budżetową dziurę, nadmuchiwaną przez desperackie ruchy odchodzącego ugrupowania.

 

Premier publicznie zapewniała, że to oni (Niemcy i Francja) będą dawały kasę dla Grecji. Niemniej Polska także będzie musiała łożyć na podtrzymanie greckiego systemu finansowego. Oficjalnie mówi się o kwocie 200-300 mln euro.

 

Oczywiście nie będzie to suma przeznaczona na dożywianie biednych dzieci i opiekę na staruszkami, lecz kwota, która automatycznie zniknie w czarnej dziurze skonstruowanej przez banksterów. Dlatego polski rząd, zamiast dawać nasze pieniądze za nic, powinien zostać pierwszym z klientów funduszu inwestycyjnego prywatyzującego grecki majątek. W ten sposób ziścilibyśmy odwieczne mocarstwowe marzenia o posiadaniu zamorskich kolonii.

 

Z zapowiadaną sumą moglibyśmy stać się właścicielami nawet kilkunastu z 6 tys. greckich wysp. A niektóre są naprawdę piękne! Weźmy na przykład Lihnari Peninsula, położonej dziesięć kilometrów od zachodniego Koryntu. Może i mała, ale kosztuje tylko równowartość 3 milionów euro. Albo wyspę Gaia na Morzu Jońskim za tą samą cenę. Są też większe, niezamieszkałe terytoria gotowe na kolonizację np. wyspa Św. Tomasza (1,2 mln metrów kwadratowych, 45 minut morską taksów z Aten) za 15 mln euro, albo trzy razy większa Omfori za 50 milionów.

 

Takie zamorskie terytoria mogą być rozwijane przez rodzimych inwestorów – firmy developerskie, turystyczne, oczywiście za pomocą dotacji europejskich, bez których teraz podobno trudno zrobić cokolwiek.

 

Naturalnie zawsze istnieje ryzyko, że jedyne, co tam mogłoby powstać to partyjny ośrodek dla organizowania konwencji wyborczych, ale zawsze można by go szybko przekształcić w karcer dla polityków, jeśliby nagle zabrakło miejsca w ojczyźnie.

 

Tomasz Teluk