Oglądaliście w tym roku żywą szopkę? A może sami taką zbudowaliście? Jeśli tak, to zgadzacie się na męczarnie zwierząt, jesteście niewrażliwi, mało świadomi i uczycie dzieci negatywnych zachowań. O co chodzi? Ano o to, że obrońcy praw zwierząt uznali, że trzeba stanąć w obronie wykorzystywanych wołków i osiołków. Te same przecież na swój los się nie pożalą. A wiadomo, taka szopka to istne tortury dla zwierząt. Święty Franciszek przewraca się w grobie jak to słyszy.

Tradycja żywych szopek sięga średniowiecza. W 1223 roku po raz pierwszy taką zbudował we Włoszech Biedaczyna z Asyżu. Chciał w ten sposób pokazać prostotę, ubóstwo i pokorę, które towarzyszyły przychodzącemu na świat Chrystusowi. Żywe szopki mają nie tylko cieszyć oko, one przede wszystkim mają edukować. Żywe zwierzęta urealniają szopkę, pozwalają uzmysłowić sobie, w jakich warunkach na świat przyszedł Boży Syn. Bo to nie ludzie, a zwierzęta były świadkami tych niezwykłych narodzin. Rzecz niepojęta dziś dla nas rodzących swoje dzieci w sterylnych salach szpitalnych.

Nie mam wrażenia, że przez te kilkanaście dni zwierzęta są w jakiś szczególny sposób męczone czy wykorzystywane. Są elementem dekoracji, tak jak coraz częściej tym elementem są rodziny z niemowlęciem. Na szczęście ani rzecznik praw obywatelskich, ani rzecznik praw dziecka jeszcze w tej sprawie nie interweniowali, że ktoś wykorzystuje w niecnych, religijnych celach dorosłych i dzieci. Ale może to tylko kwestia czasu, bo o dobro szopkowych zwierząt już upominają się ich obrońcy. Aspekty historyczne czy religijne ich nie interesują. Ich zdaniem żywe szopki to jeden ze sposobów wykorzystywania zwierząt. One cierpią, są narażane na stres, chorują, dzieje im się wielka krzywda, a dzieci uczą się ich instrumentalnego traktowania. Dlatego świadomi rodzice powinni omijać takie szopki szerokim łukiem, bo a nuż dziecko będzie chciało popatrzeć na owcę czy osiołka, podać im siana, pogłaskać. A to wszystko przecież przedmiotowe traktowanie zwierząt. Tak przynajmniej uważa Stowarzyszenia Empatia. Z kolei przedstawiciele Fundacji Viva! Akcja Dla Zwierząt podkreślają że żywe szopki to wyłącznie stres dla zwierząt. Szopki są najczęściej bardzo prowizorycznymi konstrukcjami, niedającymi zwierzakom schronienia przed zimnem. Jest tam brudno, nikt nie sprząta, a zwierzęta są głodzone.

Jeśli faktycznie zwierzętom w szopkach dzieje się krzywda, to może warto zawalczyć o edukację i poprawę warunków, ale żeby od razu dążyć do zakazu budowania takich szopek, to już naprawdę przesada. A już argument o instrumentalnym traktowaniu zwierząt jest chyba najmniej trafiony. Czy instrumentalnie nie jest traktowany pies wyprowadzany na smyczy albo chomik zamknięty w terrarium? A co z rybkami w akwariach czy domowymi kotami. Podobnie zoo. Czy kiedy idę z dziećmi do ogrodu zoologicznego, to również uczę dzieci przedmiotowego traktowania zwierząt? Czy może dzięki temu dzieci mogą poznać gatunki u nas nie występujące, o których mogą jedynie czytać w książkach? I tak samo z szopką. Żywa szopka nie ma na celu męczenia zwierząt, a zupełnie coś innego. Nikt tam zwierząt nie torturuje. Tak jak nie będę przepraszać za zjedzonego dorsza, czy wkrojonego do sałatki śledzia, tak też nie widzę powodu, żeby przepraszać za żywą szopkę i obecność w niej prawdziwych zwierząt.

A może to całe gadanie o prawach osłów czy owiec to wstęp do większej rewolucji, która zaczyna mieć już miejsce na Zachodzie. Najpierw w imię praw zwierząt zakażemy żywych szopek, potem szopek w ogóle, nawet tych sztucznych, bo przecież państwo ma być świeckie, a nie uprzywilejowane dla jednej grupy religijnej. A potem dowiemy się, że nie wolno obchodzić Bożego Narodzenia, a jak ktoś się wyłamie, to do więzienia. To nie wymysły. Tak już się dzieje. A że świeckość państwa to ostatnio temat na czasie, naprawdę nie zdziwię się, jak ktoś wpadnie na pomysł, by zakazać budowania szopek. Szopek, które przypominając o narodzeniu Jezusa, być może obrażają uczucia religijne tych, którzy wolą „świętować” Winter Holidays.

Małgorzata Terlikowska