Nie chcę odrzucać dobrych intencji ojca Ludwika Wiśniewskiego. Kościół w Polsce nie jest idealny i można, a nawet niekiedy trzeba go krytykować, gdy jest za co. Jest także prawdą, że często – z obawy przez reakcją wewnętrzną, a także przed skutkami – ludzie Kościoła odstępują od takiej krytyki, co w efekcie sprawia wrażenie, jakby nie widzieli niepokojących procesów. I stąd byłbym ostatnim, który miałby krytykować dominikanina za samą chęć naprawiania tego, co nieudane.

Ale… - i tu zaczynają się zastrzeżenia – trudno też nie zauważyć, że ojciec Ludwik Wiśniewski daje się wykorzystywać – nie do naprawiania Kościoła, ale do jego przemodelowywania na modłę „Gazety Wyborczej”. Jego wypowiedzi nie służą temu, by lepiej głosić Ewangelię, ale by zrezygnować z głoszenie tego, co współczesnemu światu wydaje się nieodpowiednie, czy niezgodne z duchem Ewangelii (co wcale nie oznacza, że rzeczywiście jest niezgodne).

Trudno tego nie dostrzec w ostatniej, wtorkowej wypowiedzi dominikanina na Uniwersytecie Warszawskim. On mówi o tym, żeby zrezygnować z wymuszania zmian prawnych, a Katarzyna Wiśniewska już tylko dopowiada, że chodzi o prawne uregulowanie kwestii in vitro. I choć sam dominikanin tego nie powiedział, to niestety trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że jego wypowiedź będzie służyła jako usprawiedliwienie tym wszystkim, którym nie zależy na obronie życia ludzkiego, i którym fakt, że w Polsce w lodówkach przebywa sześćdziesiąt tysięcy osób, w ogóle nie robi różnicy.

Podobnie wykorzystywane będą wypowiedzi na temat tego, że Kościół ma zrezygnować z języka wykluczania i potępiania. Nie wiem, czy ojciec Ludwik ma tego świadomość, ale gdyby tak się stało, to Kościół musiałby zrezygnować z nauczania wszystkich (poza ostatnim) soborów powszechnych. W każdym z nich znajdują się bowiem potępienia i wykluczenia tych, którzy nie wierzą tak jak Kościół. Nie ma zatem powodów, by to, co sprawdzało się przez dwa tysiące lat – nagle dla potrzeb mediów – zostało odrzucone. A nawet mocniej: jednym z powodów kryzysu w Kościele na świecie jest fakt, że Stolica Apostolska w zasadzie zrezygnowała z wykluczania niewierzących czy nieortodoksyjnych teologów, księży, a nawet biskupów. W efekcie wierni nie wiedzą, w co wierzyć, bo co ksiądz to zmiana teologii i doktryny. Skutek jest zaś taki, że każdy wierzy, w co chce. Takiej wspólnoty chciałaby zresztą „Gazeta Wyborcza”. I to właśnie jej marzeniom – podkreślam jeszcze raz: mam nadzieję, że nieświadomie – służy obecnie ojciec Ludwik Wiśniewski, który w ten sposób niszczy swoją wielką legendę. Na co aż żal patrzeć.

Tomasz P. Terlikowski

/