Jeździ Ojciec po całym świecie, głosząc Ewangelię. Czy usłyszał Ojciec jakieś konkretne Boże wezwanie do podjęcia takiej posługi?

O. J.Vadakkel: Podczas nauki w seminarium zastanawiałem się, co chciałbym robić jako kapłan, ponieważ Matka Teresa mówi, że wspaniałą rzeczą jest, jeżeli kapłani mają w swoim powołaniu wezwanie do jakieś misji. Ja zawsze pragnąłem głosić Słowo na całym świecie. Takie było moje wewnętrzne pragnienie. Jednak długo zachowywałem je w ukryciu – modliłem się do Ducha Świętego, aby dał mi wizję. W seminarium było to jak małe ziarno, a potem widziałem, jak ono coraz bardziej wzrasta dzięki łasce Bożej. Moje zgromadzenie także rozpatrywało ten mój charyzmat. W Indiach mamy takie centrum, w którym wyznaczono mnie dyrektorem. Sprawowałem tę funkcję przez kolejnych dziesięć lat. Głosiłem konferencje dla rodzin, młodzieży, kapłanów, sióstr zakonnych. Potem moja wspólnota wysłała mnie na studia doktoranckie, a po nich dostałem błogosławieństwo od papieża i biskupów do prowadzenia mojego zgromadzenia. Ale ja pragnąłem rozszerzyć tę misje na cały świat. Zacząłem więc zakładać  grupy modlitewne, a później znalazłem dla nich koordynatorów z różnych krajów. To wszystko działo się na przestrzeni 6 lat. Mam w tej chwili jedno centrum w Holandii, jedno w Niemczech. W obu centrach odbywa się całodzienna adoracja, tam prowadzę rekolekcje i stamtąd jeżdżę do różnych krajów.

A więc Ojca posługa rozwijała się etapami, a Pan powoli ją prowadził…

- Nie powiedziałbym, że powoli, ale stopniowo. Bardzo pragnąłem, aby moja posługa zakorzeniona była w Kościele, abym miał błogosławieństwo biskupów i kongregacji. I mam obecnie  różne zezwolenia – mojej kongregacji, biskupów, Benedykta XVI i papieża Franciszka. Mam również relikwie bł. Jana Pawła II, Maksymiliana Kolbego, św. Faustyny. A najpiękniejsza jest relikwia apostoła Pawła. Ciekawa historia wiąże się także z jej otrzymaniem. Miałem sen, że błogosławię ludzi relikwiami i usłyszałem wtedy apostoła Pawła. I później je otrzymałem.

Ojca posługa jest wiec bardzo głęboko ugruntowana w Kościele i w relacji ze świętymi…

Tak, chcę być w centrum nauczania Kościoła. Bardzo ważna dla mnie jest również Eucharystia, zakorzenienie w Biblii i Matka Maryja. To są moje korzenie. Tematyką moich studiów stało się zdanie z Ewangelii Św. Łukasza: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, aby już zapłonął”.  Co oznacza ten ogień, jak on płonie? Coraz wyraźniej Duch Święty dawał mi wizję mojej misji. Czynił to poprzez różne sygnały. Pewnego dnia śniłem o wielkiej rzece pełnej ryb, a na jej brzegach było mnóstwo ludzi. Trzymali oni rozciągniętą sieć rybacką, a wewnątrz było mnóstwo ryb. Wierzę, że to, co wtedy ujrzałem, ten połów ryb symbolizował ludzi, którzy się nawrócą. Potem pojawiła się dokładna wizja mojej misji. Miałem sen, w którym Benedykt XVI wygłaszał jakąś mowę, a Jan Paweł II błogosławił monstrancją. Moją misją jest więc połączenie nauczania Kościoła i miłości do Eucharystii. W czasie snu widziałem też jak modlę się za ludzi, a w moje ręce wstępuje moc i wtedy zrozumiałem, że jest to charyzmat uzdrawiania. I teraz Bóg tak działa, że uzdrowienia mają miejsce, ludzie doświadczają podczas mojej posługi działania Ducha Świętego.

Czy Ojciec doświadczył jakichś trudności w posługiwaniu?

- Od początku to nie było dla mnie proste ze względu na język i kulturę. Modliłem się za Europę i miałem nadzieję, ze Duch Święty mi pomoże. I otrzymałem  taki dar, że  gdziekolwiek pojadę, czuję się jak u siebie, nie tęsknie za moim krajem, ludzie są dla mnie bardzo dobrzy. Gdy prowadzę doradztwo i zatrzymuję się u jakiejś rodziny, to oni piorą moje rzeczy, zajmują się mną i wtedy mam czas, aby słuchać ludzi i modlić się za nich. Tak wiec uważam,  że kapłan nie powinien rzucać sieci tylko w Kościele, bo wiele „grubych ryb”  jest poza Kościołem. Jeżeli ktoś nie chodzi do kościoła to musimy wyjść do niego. Jezus chodził do ludzi. Ja kocham moją misję i nie traktuję jej jako obowiązku.

Podczas głoszenia przez Ojca Słowa Bożego ludzie doświadczają licznych uzdrowień, uwolnień i rozwiązania najtrudniejszych problemów małżeńskich i rodzinnych…

- Następuje przede wszystkim bardzo dużo pojednań w rodzinie. Dla przykładu w Krakowie przyszła do mnie kobieta mówiąc, że ma wielkie problemy z mężem, który ją zdradza. Pomodliłem się za nią i potem on posłał jej jakąś piękną wiadomość i w końcu się pojednali. Na innych rekolekcjach pewien mężczyzna dał świadectwo, jak Pan przemienił jego serce.  Był w małżeństwie ponad 20 lat. Po 10 latach jego uczucie do żony wygasło i od 10 lat przeżywał trudności. W czasie konferencji Jezus dał mu nową miłość do niej. Innym razem przyszedł do mnie młody mężczyzna wyznając, że rozstał się ze swoją dziewczyną i nie widzi możliwości pojednania. Powiedziałem, aby do niej zadzwonił. On to zrobił, ona przyjechała, pomodliliśmy się razem i teraz są małżeństwem. I jeszcze jedno doświadczenie Bożego działania, którego nigdy nie zapomnę. Kobieta, która była 25 lat po rozwodzie, po rekolekcjach pojednała się ze swoim mężem i „na nowo” wyszła za niego.

Pomimo jednak tych namacalnych dowodów, jak Bóg działa przez Ojca posługę, niektóre osoby uważają ją za „szarlatańską” , mówią, że jest to niepotrzebne rozbudzanie emocji, działanie na podświadomość… Co Ojciec o tym myśli?

- Niektórzy ludzie mają wątpliwości. To nie jest złe. Te wątpliwości są dobre. Doprowadzą ich one do zobaczenia rzeczywistości. Apostoł Tomasz też je miał, ale kiedy Jezus do niego przyszedł, doświadczył żywego Boga.

Wiele osób doświadcza podczas modlitwy na rekolekcjach uzdrowienia, ale nie wszyscy… Czy osoby które nie zostają uzdrowione mają mniejszą wiarę?

- Ja jestem tylko instrumentem w posłudze uzdrawiania. To nie ja uzdrawiam, tylko Jezus. Jednak On przychodzi nie tylko z uzdrowieniem fizycznym, ale także duchowym i emocjonalnym.

Często Ojciec przytacza w swoim nauczaniu słowa z Księgi Jeremiasza: „Wołaj do mnie, a odpowiem Ci…” My wołamy, wołamy, ale często nie słyszymy żadnej odpowiedzi. Czy to znaczy,  że Bóg się z nią opóźnia, czy raczej my nie potrafimy jej usłyszeć?

-  Jego odpowiedź nie dokonuje się tylko przez słowa, ale także przez czyny. Czasami jednak Bóg się opóźnia. Jezus był na krzyżu i modlił się, ale nie dostał wtedy żadnej odpowiedzi. Nic się nie stało. Na trzeci dzień jednak zmartwychwstał…

W Piśmie Św. jest także zdanie: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa Moje w Was, proście o cokolwiek chcecie, a to Wam się spełni”. Z drugiej strony Słowo Boże mówi, że Bóg spełni prośby, ale tylko te, które są zgodne z Jego wolą. Czy więc mamy uparcie i „do bólu” prosić o to, co chcemy, czy raczej mówić: Jak Ty chcesz?

- Są dwie bardzo wyraźne wskazówki w Biblii na ten temat. W Ewangelii Łukasza czytamy: „Proś, a otrzymasz, szukaj, a znajdziesz…” I w opowieści przytoczonej przez Jezusa kobieta błaga o miłosierdzie, a On nalega aby prosić, nie ustawać i ona otrzymuje to zmiłowanie, ponieważ prosi. Ale problem jest w tym, że ludzie często proszą o rzeczy materialne. Wiele z nich jest powodowanych egoizmem. Dlatego musimy prosić najpierw o Ducha Świętego, bo im bardziej On będzie działał, to tym bardziej będą nas interesowały sprawy Królestwa Bożego. W Ewangelii  Łukasza czytamy: „Jeżeli będziecie szukać Królestwa Bożego to wszystko inne będzie Wam dodane”.

Ojciec mówi także bardzo dużo o znaczeniu wiary w otrzymywaniu odpowiedzi na nasze prośby. Czy można postawić znak równości pomiędzy naszą wiarą a Bożą odpowiedzią? Czy Jezus jest w stanie „przeskoczyć” nasz brak wiary?

- Też. Wiara jest ważna, ale miłosierdzie może wiele zakryć. Mogę dać taki przykład, który to zobrazuje. Dawniej, kiedy szliśmy po wizę to dostawaliśmy pieczątkę do paszportu. Teraz już tego nie ma. Dają nam jakiś osobny dokument. Bóg może działać na różne sposoby. Jednak obserwuję w Polsce i wielu krajach, że ludzie wierzą w Boga i chodzą do kościoła, ale z nastawieniem: „Jeżeli nie pójdę to zostanę ukarany… Idę na niedzielna mszę św., bo to jest moja odpowiedzialność…” Wiele osób w taki sposób rozumuje. W Starym Testamencie ludzie chodzili w lęku, ale to była tylko pierwsza część tęczy. Ta tęcza przechodzi w Nowy  Testament. I w Ewangelii Jana czytamy: Ja się chcę zaprzyjaźnić z tobą. On jest królem, ale stał się jednocześnie moim przyjacielem. I chodzi o to, aby ludzie chodzili do kościoła nie z przymusu i powodowani lękiem, ale z tą świadomością, że są kochani. Wiara w Boga jest bardzo ważna, ale jeszcze ważniejsza jest miłość do Niego. Nie jest dobrze, jeśli żona wierzy swojemu mężowi, ale już go nie kocha.

Często wiec nie doświadczamy Bożego działania, bo mamy zły obraz Boga?

- To nie jest zły obraz, ale obraz oparty na Starym Testamencie. W Nowym Testamencie jest inaczej. To jest tak, jak z tęczą. Nie możemy być tylko skupieni na jej początku. Takie jest moje spostrzeżenie, że ludzie jednak wciąż myślą w sposób starotestamentalny.

Jeździ Ojciec po różnych krajach głosząc Ewangelię. Czy widzi Ojciec jakąś zależność między danym krajem a  wiarą ludzi?

- Widzę Ducha Świętego działającego na różne sposoby. Na przykład W Holandii ludzie są bardzo oddaleni od Boga, więc zapraszam ich na konferencję, rozmawiamy i modlimy się. Wielu ludzi przychodzi na adorację na długi czas. To jest jeden sposób. W Niemczech także wiele osób przychodzi na adorację w ciągu dnia, a nawet w nocy.

Czy są jakieś narodowości szczególnie zamknięte na działanie Ducha Świętego?

- W niektórych można zaobserwować bardzo słabą wiarę. Całe narodowości są mało otwarte na działanie Ducha Świętego, ale zawsze mają również wspaniałych ludzi, w których płonie niesamowity ogień. I moją misją jest zgromadzić ich, aby wspólnie rozpalili wielki ogień w tych krajach.

Jak to się dzieje, że chociaż w Polsce chodzimy do kościoła, modlimy się, to jednak często nasza wiara jest oziębła? Nie widać jej w życiu… Nie zawsze doświadczamy Bożego działania i Jego cudów pomimo tego, że Jezus jest zawsze ten sam w Najświętszym Sakramencie?

- Ja myślę bardzo pozytywnie. Ludzie przychodzą do kościoła, jest wiele osób szukających Królestwa Bożego. W innych krajach niewielu jest praktykujących, ale w Polsce mnóstwo. Ludzie uczęszczają do spowiedzi, przyjmują sakramenty. Wierzę, że Jan Paweł II i siostra Faustyna coś zakorzenili w Polsce, zaszczepili jakieś głębokie duchowe korzenie.

Na koniec mam jeszcze pytanie, co możemy zrobić, aby odnowić naszą wiarę i doświadczać Boga działającego w naszym życiu?

- Kiedy prosimy o Ducha Świętego, to On wzmacnia naszą wiarę, wzmacnia naszą nadzieję, naszą radość, pokój i przynosi owoc, którego potrzebujemy, a którego nie możemy zdobyć na zewnątrz. I ten owoc rośnie w nas.

Dziękuję za spotkanie.

Rozmawiała Natalia Podosek

o. Joseph Vadakkel – charyzmatyczny kapłan głoszący słowo Boże na całym świecie, zakonnik w zgromadzeniu Kongregacji Misyjnej od Najświętszego Sakramentu w Indiach, dyrektor ośrodka rekolekcyjnego w Manili na Filipinach, ukończył doktorat na Uniwersytecie Nauk Społecznych w Manili.