Portal Fronda.pl: Co takiego wydarzyło się w przedszkolu nr 13 w Rybniku-Chwałowicach?

Tomasz Teluk*: Przedszkole uczestniczyło w programie finansowanym z europejskiego funduszu społecznego, którego główną treścią była implikacja ideologii gender. Mimo zapewnień, jakie dyrektorka złożyła na początku roku szkolnego, że przedszkole nie dopuszcza takich treści do swojego programu nauczania, okazało się, że „13” będzie realizowała program, w ramach którego dzieci są poddawane tego typu indoktrynacji. To spotkało się bardzo dużym oporem rodziców, którzy rozpętali aferę wokół tej sprawy. Zresztą, to nie pierwszy taki przypadek, kiedy dochodzi do podobnych sytuacji. Mój kolega ma dzieci w jednym z warszawskich przedszkoli i spotkał się z taką samą metodologią. Tam dzieci były wprost bombardowane treściami o charakterze seksualnym. Dopiero po interwencji rodziców zaprzestano tego typu działań.

Pani dyrektor z „13” tłumaczy jednak, że w ogóle nie chodziło o żadne skandaliczne treści, miał to być po prostu "równościowy program”. Czy Pan posiada informację, co rzeczywiście znajdowało się w tym programie?

Rzeczywiście nie było tam treści w typie „pornstudies” czy kwestii związanych bezpośrednio z seksualnością. Było to jednak tzw. miękkie gender – dzieci miały przynosić misie, które raz przebierały w sukienki, innym razem – w ubranka dla chłopców. Rozmywano pojęcie płci, wyraźnie sugerując, że dzieci mogą ubierać się, jak chcą. Były także pokazywane książeczki pt. „Gdybym była chłopcem, gdybym była dziewczynką”. Znajdowały się tam treści, które zmieniały tradycyjne znaczenie bohaterów bajek – Kopciuszek był określany „Kopciuchem”, a rycerzy zastępowano rycerkami. W programie nie było treści, które mogły wywoływać skandal, ale tzw. miękkie gotowanie żaby. Był to pewnego rodzaju wstęp do bardziej wyszukanej indoktrynacji.

Jak Pan ocenia fakt, że dla dzieci, których rodzice protestowali przeciwko programowi równościowemu nie znalazło się miejsce w „13”?

Nie traktowałbym tego jako przejaw bitwy ideologicznej. Tu zadecydowały – moim zdaniem – bardziej praktyczne przyczyny. Wiadomo, że fundusze europejskie są bardzo atrakcyjnym źródłem finansowania dla placówek publicznych, więc szkoda z nich zrezygnować. Łatwiej jest wyrzucić dzieci, których rodzice protestują przeciwko tego typu zajęciom i zrealizować program, za który otrzymuje się pieniądze, niż rezygnować z kwestii finansowych. Programy takie trzeba bardzo skrupulatnie rozliczać, być może dyrekcja bała się, że w razie jakiejś kontroli zostanie zakwestionowana realizacja projektu. Bardziej wiązałbym tą decyzję z kwestiami finansowymi niż narzucaną rodzicom ideologią.

Not. MBW

*Tomasz Teluk - szef Instytutu Globalizacji

Afera gender w przedszkolu. „Tatusiu, też możesz chodzić w sukience”