Fronda.pl: Rafałowi Trzaskowskiemu udaje się odzyskać elektorat utracony przez Małgorzatę Kidawę-Błońską. Jak ocenia Pan początek jego kampanii?

Poseł Arkadiusz Czartoryski: Początek kampanii Trzaskowskiego jest naznaczony dwoma elementami. Po pierwsze, cała zgromadzona wokół Platformy Obywatelskiej tzw. totalna opozycja z ogromnymi nadziejami rzuciła się w euforii do pomocy swojemu kandydatowi. Do tego stopnia, że zaczęli nielegalnie zbierać podpisy. Natomiast, nawet jak na standardy Platformy Obywatelskiej, bardziej zaskakujący moim zdaniem jest drugi element, mianowicie jego pierwsze programowe wystąpienie. Tym wystąpieniem kandydat KO na samym progu swojej kampanii pokazał, że chce razem ze swoją ekipą z powrotem doprowadzić Polskę do sytuacji, w której będziemy w Europie krajem kategorii B. Wcześniej, kiedy Trzaskowski powiedział, że „po co nam budować lotnisko między Łodzią a Warszawą, skoro buduje się lotnisko w Berlinie”; wielu uważało, iż było to z jego strony przejęzyczenie, jakaś niezręczność czy zwykła głupota. Dziś wprost mówi on o tym, że chce zatrzymać Centralny Port Komunikacyjny. To oznacza, że po prostu chce Polskę doprowadzić do roli państwa drugiej kategorii. Państwa, które zawsze będzie skazane na korzystanie z dużych portów komunikacyjnych w krajach Europy Zachodniej.

Dla mnie, jako dla posła z Ziemi Ostrołęckiej, ze Wschodniego Mazowsza, zatrzymanie  wielkiego programu budowy linii kolejowych z miejsc do tej pory wykluczonych (chociażby Łomży i Ostrołęki), oznacza zwyczajnie dalsze wykluczenie komunikacyjne. To wykluczenie wielkich obszarów Polski, w tym Polski Wschodniej.

Tak więc, ten element programowy, w mojej ocenie, jest pomysłem zakrawającym o zdradę narodową.

Trzaskowski zobowiązał się też do wstrzymania przekopu Mierzei Wiślanej. To strategiczna inwestycja  nie tylko dla polskiej gospodarki, ale też bezpieczeństwa państwa i uniezależnienia się od Rosji. Co oznaczałoby jej przerwanie, gdyby kandydat KO rzeczywiście miał wygrać wybory i do tego doprowadzić?

Deklaracja Rafała Trzaskowskiego ws. przekopu Mierzei Wiślanej oznacza, że sojusznika zyskuje Rosja. Do tej pory w Europie tylko Rosja próbowała tę inwestycję zatrzymać. Dzisiaj Putin zyskuje sojusznika w kandydacie na prezydenta największej polskiej partii opozycyjnej.

Sytuacja, w której kandydat na prezydenta właściwie wprost zapowiada, że będzie niszczył polską gospodarkę, zdarza się w Polsce chyba po raz pierwszy po 1989 roku.

Wróćmy jeszcze do kontrowersji wokół zbierania podpisów poparcia dla Rafała Trzaskowskiego, które zgodnie z przepisami może się odbywać dopiero po ogłoszeniu wyborów i zarejestrowaniu komitetu. Kiedy te podpisy są już nielegalnie zbierane, Senat znowu opóźnia prace nad ustawą o wyborach prezydenckich. Czy decydując się na kolejną obstrukcję, opozycyjni senatorowie chcą właśnie dać Trzaskowskiemu czas na zebranie wymaganych podpisów?

Bez wątpienia opozycja, która dysponuje w Senacie większością, liczy na to, że jakieś elementy, np. związane z epidemią koronawirusa i dotykającymi gospodarkę obostrzeniami, przyniosą dla niej pewne korzystne efekty. Liczą po prostu na to, że im gorzej w polskiej gospodarce, tym dla nich lepiej. I dlatego właśnie, jak tylko mogą, opóźniają dzień wyborów. Ale srodze się pomylą. Polska gospodarka już dziś dźwiga się po związanym z pandemią kryzysie. Wszystkie wskaźniki pokazują, że jesteśmy krajem, który w Europie najlepiej radzi sobie z wychodzeniem z tego kryzysu.

Tak więc Platformie przyświeca właśnie ten cel, aby wszystko możliwie najbardziej opóźniać. Opóźniać, żeby dać Trzaskowskiemu czas na kampanię i zbieranie podpisów. Tyle, że sami są sobie winni, bo czasu na kampanię mieli bardzo dużo, ale zdecydowali się na zmianę kandydata. Zmarnowali zwyczajnie wiele miesięcy kampanii prowadzonej przez Małgorzatę Kidawę-Błońską. Teraz chcą mieć czas na Trzaskowskiego i dlatego znowu starają się opóźnić wybory. Niestety, robią to kosztem Polski. To, co robi marszałek Grodzki i jego ekipa w Senacie, przewlekanie wymaganych przez konstytucję terminów, nie służy demokracji, nie służy harmonijnemu rozwojowi kraju i nie służy Polakom. Nie możemy przez wieczność zajmować się sprawą wyborów! One się musza odbyć, bo kończy się kadencja urzędującego prezydenta.

Natomiast do łamania prawa, jakiego Koalicja Obywatelska dopuszcza się zbierając podpisy dla Rafała Trzaskowskiego, politycy PO zdążyli nas już przyzwyczaić.

Kolejny raz zmieniając zdanie w kwestii wyborów, teraz opozycja stanęła na stanowisku, wedle którego powinny one odbyć się dopiero po zakończeniu kadencji prezydenta Andrzeja Dudy. Marszałek Tomasz Grodzki w wywiadzie dla „Super Expressu” wprost stwierdził, że podołałby pełnieniu obowiązków prezydenta, jeżeli ten urząd zostałby opróżniony po 6. sierpnia. Skąd w ogóle pojawił się pomysł, że to marszałek Senatu miałby pełnić obowiązki prezydenta?

To pojawiło się w głowie marszałka Grodzkiego, który swoim zachowaniem, nawet gestykulacją rąk pokazuje, że zwyczajnie do głowy uderzyła mu przysłowiowa „sodówka”. Niestety, jak widać, działa ona czasami też w głowach marszałków i Tomasz Grodzki jest tego przykładem. W głowie się mu coś takiego uroiło, że on mógłby pokierować państwem. Jak do tej pory, nie radzi sobie z kierowaniem Senatem, który nie spełnia swoich zadań i nie uchwala koniecznych dla Polski ustaw, ale marzy mu się przywództwo w kraju. Najpierw niech wytłumaczy się przed swoimi pacjentami, bo są pacjenci, którzy twierdzą, że wyciągał do nich rękę po kopertę.

Rozmawiał: Karol Kubicki