Fronda.pl: Kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi rozpoczęła się na dobre. Po stronie Koalicji Obywatelskiej i Rafała Trzaskowskiego mieliśmy do czynienia z wieloma atakami wymierzonymi w polityków PiS. Kandydat KO groził między innymi, że jeśli zostanie prezydentem, nie ułaskawi tych, którzy „łamali prawo” chcąc zorganizować wybory w maju. Mówił też o „wypalaniu żelazem” tego, co zrobiło Prawo i Sprawiedliwość. Co dla PiS może oznaczać ewentualne zwycięstwo Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich?

Senator Jan Maria Jackowski: Wygrana kandydata KO nie tylko dla Prawa i Sprawiedliwości, ale dla w ogóle Polski i Polaków oznaczałaby przede wszystkim powrót do stylu rządzenia, jaki widzieliśmy już wcześniej, gdy premierem był Donald Tusk.

To znaczy?

Co innego wówczas mówiono, a co innego robiono. Najlepszym chyba przykładem takich rządów Platformy jest kwestia podniesienia wieku emerytalnego. To także szereg innych posunięć antyspołecznych, z jakimi mieliśmy do czynienia, gdy u władzy byli koledzy Trzaskowskiego.

Wygrana kandydata KO oznaczałaby też wprowadzanie ideologii liberalnej, czyli podziału Polaków na tych, którzy są silni, zdrowi i bogaci oraz pozostałą resztę, wraz z domieszką lewicowo-lewackiej inżynierii społecznej. To także styl rządów, który oparty jest na inwestowaniu w największe aglomeracje miejskie z równoczesnym pozostawianiem samym sobie pomniejszych miasteczek i terenów wiejskich. To przyczynia się do zapaści cywilizacyjnej.

W sferze wartości natomiast oznaczałoby to wprowadzenie Polski na drogę progresizmu, łącznie z legalizacją homozwiązków, a w przyszłości zapewne realizacją „planu Rabieja” - przyznaniem tego typu parom prawa do adopcji dzieci. To wszystko stanowiłoby odejście od zbudowanej na fundamencie chrześcijaństwa tradycji kultury Polski.

Rzecznik prasowy sztabu prezydenta Dudy Adam Bielan ujął rzecz następująco: w wyborach prezydenckich Polacy będą wybierać między „Polską plus” i „Polską minus”. Zgadza się Pan z tą opinią? Co powinniśmy przez to rozumieć?

Polska plus” to program solidaryzmu społecznego i polityki wyrównywania szans. To stwarzanie możliwości rozwojowych dla każdego, bez względu na to, w jakim miejscu Polski mieszka. „Polska plus” to wszelkie programy społeczne wspierające Polaków. „Polska minus” natomiast oznacza budowanie jej w oparciu o ideologię liberalną oraz odejście od polityki solidaryzmu społecznego i wyrównywania szans i podziału Produktu Krajowego Brutto solidarnie – na całe społeczeństwo. Gdyby Rafał Trzaskowski został prezydentem, beneficjentami rozwoju Polski byłyby tylko pewne wybrane grupy.

Tymczasem Tomasz Siemoniak z Platformy Obywatelskiej zapewnia Polaków, że jeśli Trzaskowski wygra, współpraca z rządem PiS będzie możliwa. To kolejna obietnica bez pokrycia?

Niewątpliwie tak. Rafał Trzaskowski widocznie zorientował się, że bycie totalną opozycją oznacza zwrócenie się tylko w kierunku najtwardszego, antypisowskiego elektoratu, a więc na poziomie kilku procent. Teraz próbuje swój elektorat poszerzać, między innymi tego typu deklaracjami.

Gdyby wybory rzeczywiście Trzaskowski wygrał – żadnej współpracy z rządem nie będzie?

Moim zdaniem nie. W momencie, w którym Rafał Trzaskowski miałby realny wpływ będąc głową państwa, niewątpliwie prowadziłby politykę obstrukcji. Wystarczy spojrzeć na obecne działania większości senackiej. Marszałek Tomasz Grodzki stwierdził przecież, że nie będzie „brał udziału w kampanii wyborczej Andrzeja Dudy” i Senat tym samym nie będzie spieszył się z procedowaniem zapowiedzianego przez PiS świadczenia wakacyjnego. To najlepiej dowodzi, że Platforma jest po prostu zacietrzewiona antypisowsko. Doprowadza to do tego, że z powodu niechęci PO do PiS i prezydenta Andrzeja Dudy cierpieć mają polskie dzieci. To pokazuje ich sposób myślenia o dobru wspólnym i Polsce. Jest także inny, niezwykle istotny aspekt, który wiązałby się z wygraną Rafała Trzaskowskiego i nie możemy o nim zapominać. Chodzi o jego działania na arenie międzynarodowej.

Może Pan to rozwinąć?

Mielibyśmy wówczas do czynienia z wprowadzeniem instancji międzynarodowych do rozstrzygania wewnętrznych konfliktów w Polsce, w czym Trzaskowski jest „recydywistą”. To on przecież osobiście nanosił poprawki na pierwszą rezolucję antypolską, podjętą w Parlamencie Europejskim. Sam się tym zresztą chwalił…

Rafał Trzaskowski zasłynął też w ostatnim czasie krytyką jeśli chodzi o wielkie inwestycje realizowane w Polsce, jak Centralny Port Komunikacyjny czy przekop Mierzei Wiślanej?Jak Pan to skomentuje?

Przede wszystkim musimy wiedzieć o tym, że nierealizowanie tych wielkich projektów inwestycyjnych oznaczałoby, że Polska wypada z globalnego wyścigu, który trwa obecnie zarówno w Europie, jak i na całym świecie. Te inwestycje są po prostu niezbędne, aby Polska mogła dokonać skoku technologicznego i cywilizacyjnego oraz była krajem, który może skutecznie rywalizować nie tylko na scenie europejskiej, ale i szerzej. Takie projekty jak Baltic Pipe, a więc uniezależnienie nas od dostaw gazu z Rosji, czy Via Baltica lub Via Carpathia to wielkie projekty infrastrukturalne, przeciwko którym niektórzy protestują. Sądzę też, że nigdy nie możemy być pewni, że nie stoi za nimi lobbing interesów gospodarczych innych krajów niż Polska. Tego do końca nie wiemy, ale tak może być to odbierane przez część opinii publicznej, której zależy na rozwoju naszego kraju.

A Trzaskowski? Dlaczego w ogóle krytykuje budowę CPK i przekop Mierzei?

Tego nie wiem. Pozostawiam to już w kontekście mojej poprzedniej wypowiedzi domysłowi czytelników.

 

Rozmawiał Damian Świerczewski