Tomasz Poller, portal Fronda.pl: Pojawił się właśnie apel Swietłany Cichanouskiej, kandydatki na urząd prezydenta Białorusi, o nie wychodzenie na protesty. Przeczytany został przez nią z kartki. Zmuszona? Szantażowana? A może mówi to z przekonania? Jak Pan Minister odniósłby się do tej sytuacji.

Witold Waszczykowski, były szef MSZ, obecnie europoseł: To tylko dodaje więcej kolejnych pytań do tej postaci, bo przecież mieliśmy takich pytań mnóstwo w czasie kampanii wyborczej. Osoba ta szybko zdobyła duże poparcie, nie mając przecież żadnego programu politycznego. Startowała z takim programem, że jak wygra, to zorganizuje nowe wybory, bardziej demokratyczne, uczciwsze niż te, które były organizowane. Zaraz po ogłoszeniu wyników występowała z apelami, aby nie eskalować konfliktów, potem okazało się, że nie uznała wyników, ogłaszając że to ona jest zwycięzcą, potem okazuje się, że nagle pojawiła się na Litwie. Są różne komentarze, że dostała ultimatum, że to władze ją wywiozły, itd... Ta postać, jak zaczęła zagadkowo, tak widać kończy zagadkowo. I w dalszym ciągu mamy więcej pytań, niż odpowiedzi.

Od jakiegoś czasu przewijała się taka narracja, która znów zaczęła być popularna, a która teraz brzmi mniej więcej tak: "Popierajmy Łukaszenkę, bo jest on jedynym gwarantem niezależnej Białorusi. A zamieszki eskaluje Moskwa." Jest kilka osób, które w ten sposób ostatnio się wypowiadały. Jak by Pan to skomentował?

Nikt z międzynarodowego obozu demokratycznego nie popiera Łukaszenki, nikt nie wspiera jego władzy, natomiast realia są twarde. Jeśli on rządzi od 26 lat i jeżeli chcemy mieć kontakt z tym krajem, to musimy mieć kontakt także z Łukaszenką. Tak jak utrzymujemy kontakty z krajami, takimi, jak jak Chiny, Korea Północna, itd. Jeśli chcemy dotrzeć do opozycji, bardzo rozbitej, rozczłonkowanej, to musimy również uwzględniać oficjalne struktury państwowe, na czele których stoi Łukaszenka. Problem polega na tym, że na razie w tamtym społeczeństwie nie widać alternatyw. Na chwilę uczepiliśmy się pewnej nadziei, że alternatywą będzie pani Swietłana, która szła tutaj bardzo dobrze, ale wgląda na to, że się wycofała. I w dalszym ciągu zostaliśmy z przywódcami, nie mającymi żadnego poparcia na Białorusi. Dodam, że ja również byłem tym, który podjął cztery lata temu kontakt z Łukaszenką. Powiem jeszcze raz, nie oznacza to poparcia, natomiast uważam, że trzeba próbować pokazywać Łukaszence, że on ma alternatywę, pokazywać, że on nie jest skazany na wchłonięcie przez Rosję. I rolą Polski jest, żeby te kontakty utrzymać. Większość państw Unii Europejskiej chętnie machnęłaby ręką na Białoruś. Bo co? Bo: mała gospodarka, 10 mln ludzi, żadnych wielkich bogactw, żaden wielki rynek, na którym można się wzbogacić. Dla nas natomiast jest to ważny partner.

Choćby ze względu na położenie.

Tak, ze względów geopolitycznych. Jest to kolejny bufor, separujący nas od Rosji, jako jeden z graczy, który może okazać się ważny także w kontekście relacji polsko-ukraińskich. Nie możemy sobie pozwolić na pomijanie czy marginalizowanie relacji z Białorusią.

Zapytam, choć może się to wydawać wróżeniem z fusów, jakie realne poparcie Cichanouska mogła otrzymać w wyborach? Próbowano to przecież badać, niektóre komisje rzetelnie liczyły głosy, działacze społeczni różnymi metodami starali się poziom tego poparcia określić.

Nie ma kryterium, ażeby to sprawdzić. Od lat na Białorusi nie funkcjonują żadne niezależne instytucje badania opinii publicznej. Jeden profesor, który chciał taki think tank wprowadzić, parę lat temu wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Nie ma obserwatorów zagranicznych, którzy przy ostatnich wyborach także nie zostali oni dopuszczeni. Z kampanii wyborczej, z wieców można wnioskować, że miała ona znaczne poparcie społeczne. Na te wiece, które były blokowane przez Łukaszenkę, a które były organizowane gdzieś na peryferiach miast, docierały olbrzymie tłumy. Gdyby to były wolne wybory, to jestem przekonany, że na pewno by je wygrała.