Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Do Sądu Najwyższego wpłynęły dwa wnioski o kasację w Pana sprawie, w której został Pan wcześniej uniewinniony. Trzech sędziów SN miało 10 maja zbadać zasadność skargi kasacyjnej, co mogłoby spowodować rozpoznanie całej sprawy od nowa. Z wnioskiem o uchylenie prawomocnego wyroku SO w Warszawie wystąpił prok. Andrzej Michalski  w im. Prokuratury Krajowej oraz obrona L., skazanego na 4 lata więzienia. Jeden wniosek o kasację, Prokuratury Krajowej, ze względów formalnych wycofano. Dlaczego machina prawna próbowała Pana zniszczyć, mimo prawomocnego wyroku uniewinniającego?

Wojciech Sumliński, pisarz, dziennikarz śledczy: Żeby całą rzecz wyjaśnić, to trzeba opowieć tę historię od samego początku , w telegraficznym skrócie, ale jednak od początku. Mamy rok 2008. Prokurator Andrzej Michalski, bardzo ważny prokurator Prokuratury Krajowej i prokurator Jolanta Mamej, także bardzo ważna prokurator Prokuratury Krajowej oskarżają mnie o płatną protekcję. To oskarżenie wywołuje szereg kolejnych oskarżeń, sprawa jest absolutnie prestiżowa, mówią o tym wszystkie media w Polsce. Jestem wyprowadzany w kajdankach na oczach wszystkich mediow, pokazują to wszystkie telewizje, robi sie to z tego gigantyczny spektakl. Gdy idę w kajdankach, konwojuje mnie ośmiu funkcjonariuszy ABW z długą bronią a przed sądem stoją reporterzy - jedna wielka pokazówka.

Wypuszczają w obieg informacje, że dowody są niepodlegające dyskusji, prokurator Andrzej Michalski bryluje w mediach. Straszliwa nagonka - to państwo wiecie - doprowadza do mojego załamania.

Mija czas. Mamy rok 2011. Składam kolejne skargi na to, jak prokurtaorzy w tej sprawie postępują, jak działa Andrzej Michalski - zwłaszcza on. Nazywam ich postępowanie bandyckim. Sędzia Piotr Gonciarek, z Sądu Rejonowego dla Warszawy - Woli bada sprawę i w marcu 2011 roku wydaje werdykt - to, co zrobiła prokuratura w tej sprawie to jest coś, czego sąd nie widział nigdy w życiu - tak mówi sędzia Piotr Gonciarek. To jak postępowano z oskarżonym Sumlińskim, to są rzeczy niebywałe, metody znane może tylko w niektórych krajach za naszą wschodnią granicą. I dalej padają bardzo mocne słowa - proszę uważać na to, co powiem: to prokuratura wykonywała wszystkie polecenia ABW, a nie ABW pracowało pod nadzorem prokuratury.

Zawsze jest tak w uczciwych śledztwach, że prokuratura jest gospodarzem sprawy i zleca policji, CBA czy ABW różne działania śledcze. W tej sprawie - stwierdza sąd - to prokuratura była narzędziem w rekach ABW. Tak stwierdza sąd i określa działanie Michalskiego jako porażające, bezprecedensowe, szokujące - używa bardzo mocnych słów. I na koniec sąd stwierdza, że wystąpi do prokuratorów, żeby Andrzejowi Michalskiemu odebrać immunitet prokuratorski i posadzić go na ławie oskarżonych, bo nie dał oskarżonemu najmniejszych szans na uczciwy proces i na uczciwą obronę.

Czy po tej zapowiedzi sądu coś się zmienia?

Od tego momentu Andrzej Michalski znika z tej sprawy, nie ma go. Prokuratorzy - oczywiście jego koledzy - no bo wiadomo, że poszli tu blokiem - robią wszystko, żeby nie uchylić mu immunitetu, ani Jolancie Mamej. Trwa przepychanka między sądem a prokuraturą, trwa to prawie dwa lata. Ostatecznie udaje się uchylić immunitet prokuratorski Andrzejowi Michalskiemu, ale nie na mój wniosek, tylko na wniosek sądu. Ma siedzieć na ławie oskarżonych. Ja w tym momencie tracę go z oczu, ale prokuratorzy robią wszystko, żeby umniejszyć jego winę.

Niech pani zadrze kiedyś z bardzo wysokim rangą prokuratorem, to pani zobaczy, co z panią zrobią i jak idą blokiem.

Od tego momentu Andrzej Michalski znika z tej sprawy, nie ma go w tym procesie, nie ma go na ani jednej rozprawie, przychodzi na nie jego przełożony, prokurator Majewski, przychodzą jego koledzy prokuratorzy, ale jego samego nie ma. Nie pojawia sie od tego momentu w tej sprawie nigdy więcej na żadnej rozprawie sądowej, w której on jest przecież gospodarzem i oskarżycielem. Nie pojawia się - bo sam ma problem.

Mamy rok 2015, zostaję uniewinniony przez sąd pierwszej instancji - Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli, gdzie sędzia stwierdza, że w tej sprawie trzeba zbadać udział jeszcze innych osób i wymienia te osoby: Bronisław Komorowski, Krzysztof Bondaryk i Paweł Graś. Mnie uniewinnia i skazuje Aleksandra Lichockiego na cztery lata więzienia.

To jest istotne w kontekście tego, o co pani pyta. To byla podwójna porażka prokuratury, bo trzeba wiedzieć, że od pierwszej sprawy prokuratoura działa ręka w rękę z Aleksandrem Lichockim: jego winę umniejszano ze wszystkich sił, ze mnie natomiast robiono wielkiego bandytę. Tymczasem sąd widział rzecz całą zupelnie inaczej.

Na czym polegało szatańskie - jak Pan o tym mówi- odwrócenie tej historii?

Na tym, że Aleksander Lichocki był koniem trojańskim, co powtarzałem od początku. Proszę sobie wyobrazić sytuację - na ławie oskarżonych siedzą dwie osoby oskarżone o to samo: Sumliński i Lichocki. Lichocki mówi: ja się do wszystkiego przyznaję, Sumliński mnie w to wkręcił. Prokuratura mówi: pan Lichocki jest niewinny, no może trochę jest winny, bo dał się wmanipulować - ale tak naprawdę wszystkiemu jest winien Sumliński.

Czyli Lichocki, były szef kontrwywiadu PRL, który takich jak ja "zjadał" na śniadanie i zapominał po pięciu minutach - on mi się ,,dał wkręcić'' - tak twierdziła prokuratura. I dalej: pan Lichocki jest ofiarą Sumlińskiego, my nic od niego nie chcemy, pan Lichocki niech zapłaci 50 tysięcy odszkodowania i w ogóle go nie chcemy widzieć w tym procesie, niech on sobie stąd idzie, nie musi w nim uczestniczyć, bo to Sumliński jest winien.

Pan Lichocki ma zapłacić 50 tysięcy, bo się ,,biedak'' dał zmanipulować, a Sumliński ma iść do więzienia na kilka lat, bo tak chce prokuratura. Na pierwszej rozprawie prokuratur składa wniosek, by Lichockiego zwolnić z uczestnictwa w procesie, by w ogóle tu nie przychodził, bo to Sumliński jest oskarżony. Na szczęście sędzia nie zgadza się na to. Proces trwa pięc lat, ostatecznie sąd stwierdza - to nie Lichocki jest ofiarą Sumlińskiego, tylko to Sumliński jest ofiarą Lichockiego, bo to Lichocki był modus operandi tej całej historii, z jakimś udziałem Komorowskiego, Bondaryka , Grasia i Tobiasza, ale to trzeba wyjaśnić w oddzielnym postępowaniu. I to Lichocki ma iść do więzienia na cztery lata.

Prokuratura protestuje: Lichocki ma być wolny! Wpłaci 50 tys. zł a Sumliński ma iść do więzienia. Jednak sąd stwierdza inaczej. Od pierwszego dnia prokuratura idzie ręka w ręke z Lichockim - to jest to, na co zwraca uwagę mój adwokat, Waldemar Puławski, dzisiaj szef prokuratury wojskowej, który mówił o tym, że to jest pierwsza sprawa - a ma kilkudzisięcioletnie doświadczenie - w której prokuratura jest adwokatem oskarżonego, ale tylko jednego skarżonego - Aleksandra Lichockiego, za którym stoi już od pierwszego dnia.

Czy to oznacza, że pokuratura współpracowała z Lichockim, a Lichocki z prokuraturą, która posadziła go na ławie oskarżonych?

Na tym polegała ta szatańska historia, to szatańskie odwrócenie: miałem na tej samej ławie oskarżonych współoskarżonego, który jednakowoż będąc oskarżonym współgrał z oskarżycielami. Rozumie pani, w jaki sposób to utrudniało moją sytuację?! W grudniu 2015 roku sąd rozpoznaje po ponad pięciu latach procedowania to szatańskie odwrócenie sytuacji - i wbrew temu, co chce prokuratura - skazuje Lichockiego a mnie uniewinnia.

Prokuratura się odwołuje i Lichocki się odwołuje. Prokuratura w odwołaniu żąda, żeby Lichockiego wypuścić, a Sumlińskiego skazać. W efekcie sprawa trafia do Sądu Okręgowego w Warszawie, sądu drugiej instancji i 1 września 2016 r. ten sąd, z bardzo mocnym uzasadnieniem uniewinnia mnie po raz drugi. Sędzie przyznaje, że sąd pierwszej instancji rozpatrzył to bardzo wnikliwie i stwierdza: mieliśmy prawdę przed oczami od początku, ale ona była dobrze zakryta, bo dobrze to zrobiono tę mistyfikację, dobrze zamaskowano prawdę.

A zatem zrobiono dobrą mistyfikację - tak stwierdza Sąd Okręgowy i Lichockiego ponownie skazuje na cztery lata więzienia, mnie zaś uniewinnia już prawomocnie. Potwierdza zatem w stu procentach to, co ustalił sąd pierwszej instancji - zostaję uniewinniony z bardzo mocnym uzasadnieniem. Także sąd drugiej instancji wskazuje na to, że trzeba wyjaśnić udział w tej sprawie Komorowskiego, Bondaryka i Grasia, bo Lichocki nie działał sam. Sąd skazuje go na cztery lata więzienia. Jest to wyrok prawomocny, jesteśmy w państwie, w którym występuje dwuinstancyjność - czyli wyrok w drugiej instancji jest prawomocny.

Czyli Pan został  uniewinniony?

Uniewinnił mnie sąd pierwszej instancji, uniewinnił mnie sąd drugiej instancji. Lichockiego skazał w pierwszej instancji i w drugiej instancji. Sprawa jest jasna i wydaje się zamknięta. Ale nie dla prokuratora Michalskiego. Bo oto nagle dowiaduję się, że prokurator Andrzej Michalski ,,powrócił z zaświatów'', pojawia się znowu. Nie było go przez wiele lat w tej sprawie, ale teraz jest znowu i kieruje sprawę do Sądu Najwyższego, domagając się kasacji, zwrócenia sprawy do Sądu Okręgowego, czyli sądu drugiej instancji.

I znowu, idzie ręka w rękę z Lichockim. Co ciekawe prokurator Andrzej Michalski wraca tam, skąd przyszedł - znowu jest prokuratorem Prokuratury Krajowej, jak w momencie, gdy mnie oskarżał. Nie śledziłem jego historii, ani tego, jak się dalej jego proces toczył. Wiedziałem tylko, bo docierały do mnie słuchy, że prokuratorzy robią wszystko, żeby zminimalizować winę swojego kolegi - prokuratora, wręcz go wybronić i jak widać to się zapewne udało, bo prokurator Andrzej Michalski wraca do tej historii. W jakiej roli powraca? W roli kogoś, kto składa wniosek, jest gospodarzem sprawy - no bo był od początku, chociaż nigdy nie uczestniczył osobiście w żadnej rozprawie - z tych względów, o których powiedziałem. Każdy gospodarz sprawy ma prawo złożyć wniosek kasacyjny do Sądu Najwyższego, więc Michalski zachowując się tak, jakby toczył ze mna jakąś prywatna wojnę, z tej furtki korzysta. Lichocki zgłasza wniosek do Sądu Najwyższego o kasację - i znowu prokuratura, w osobie Andrzeja Michalskiego działa ręką w rękę z Lichockim.

Dla mnie zdumiewającą rzeczą jest, że ten łotr o kamiennym sercu, prokurator Andrzej Michalski i jemu podobni ludzie, mogą robić takie rzeczy przy pełnej swiadomości, że robią to niewinnym ludziom. Może gdyby przeżyli kiedyś sami coś takiego, co gotują innym ludziom, coś by w życiu zrozumieli. Dla mnie są to ludzie o kamiennych sercach, pozbawieni sumień i odrobiny empatii. Prokurator Michalski miał pełną świadomość, od początku, że ja nigdy niczego złego w tej historii nie zrobiłem, ale to była dla niego bardzo prestiżowa sprawa, w której kilkakrotnie poniósł porażkę.

W 2011 roku, w za czasów ,,głębokiej'' Platformy Obywatelskiej sędzia Piotr Gonciarek określa jego działania, jako całkowicie sprzeczne z prawem, działania porażające, szokujące, bezprecedensowe o standardach znanych tylko w niektórych krajach za wschodnią granicą Polski. W 2015 r. drugi sąd podsumowuje pracę Michalskiego, nie pozostawiając na pracy prokuratury suchej nitki i mnie uniewinniając. W 2016 roku robi to trzeci sąd, wyrokiem prawomocnym i jest to Sąd Okręgowy w Warszawie, znów mnie uniewinniając. Dla prokuratora Andrzeja Michalskiego ta sprawa stała się sprawą absolutnie prestiżową, on ją chyba traktuje rzeczywiście tak, jak powiedziałem wczesniej - jako jakąś prywatną wojnę.

Czyli dwa wyroki uniewinniające Pana nie zamknęły sprawy?

Nie. Prokurator złożył wniosek do Sądu Najwyższego, by skasować wyroki uniewinniające i wrócić sprawę do poprzedniej instancji. Co ja mogę o tym powiedzieć? Wydawało mi się, że gdy zapadł wyrok sądu drugiej instancji - czyli wyrok prawomocny - dla mnie ta traumatyczna historia się kończy, a wraz z nią dziewięć lat chodzenia po sądach, dziewięć odebranych lat z życia... Nie będę wszystkiego opowiadał, ile kosztowało to mnie i moją rodzinę, ale naprawdę nikomu nie życzę podobnych doświadczeń. Przeszukań, nagonki, oskarżeń, kłamstw, podłości. Dla mnie było to zdumiewające, że tacy ludzie jak Andrzej Michalski są nadal w - nazwijmy to - "nowej prokuraturze". Nastąpiły pewne zmiany i wydawałoby się, że tacy ludzie nie powinni mieć w tej nowej rzeczywistości racji bytu, tymczasem prokurator Michalski wrócił do miejsca, z którego wyszedł.

Wyszedł z Prokuratury Krajowej i dziś znowu jest w Prokuraturze Krajowej. No i bardzo chciał kontynuować swoją misję umilania mi życia, mając pełną świadomość, że niczego złego w tej sprawie nie zrobiłem, ale oczywiście chciał wykorzystać wszystkie możliwości, by mnie ciągać po sądach tak długo, jak tylko to będzie możliwe. 10 maja miało się odbyć posiedzenie w Sądzie Najwyższym, po jego wniosku kasacyjnym. I zapewne się odbędzie, ale dotyczyć będzie juz tylko pułkownika Lichockiego, bo na szczęście inni prokuratorzy z Prokuratory Krajowej dostrzegli bezpodstawność wniosku złożonego przez prokuratora Michalskiego i wbrew jego stanowisku wycofno kasację dotycząca mojej osoby. To pokazuje, że są jednak ludzie w prokuraturze, którzy wierzą w to, że prawo ma chronić, a nie niszczyć. Cóż - Andrzej Michalski z pewnością do nich nie należy...

W efekcie, po tych strasznych zawirowaniach, dla mnie ta sprawa już się zakończyła. Była to sprawa, w której miałem przeciwko sobie wszechwładzę rządzących, najważniejszych do niedawna ludzi w kraju i bardzo ważnych prokuratorów. To, że nawet mając takich przeciwników można wygrać, jest kolejnym potwierdzeniem, że z Bożą pomocą nie ma rzeczy niemożliwych. Jak powiedziałem - dla mnie ta historia dobiegła końca, ale wiem, że nigdy o niej nie zapomnę, ponieważ jest dla mnie zobowiązaniem na resztę mych dni – zobowiązaniem, by bez względu na to, co przyniesie los, zawsze podążać drogą prawdy, bo to dobra droga zmienia człowieka - nie cel.

Dziękuję za rozmowę