Samozwańczy "Król TVN", Kuba Wojewódzki dołożył solidną "cegiełkę" do obrzydliwych drwin z katastrofy smoleńskiej. Dlatego wyznanie, które poczynił w rozmowie z portalem Onet.pl jest dość zaskakujące. Showman stwierdził, że 10 kwietnia 2010 r. przeżył prawdziwą traumę. 

"Ja nigdy w życiu – i zaznaczam to grubą czcionką – nigdy w życiu nie byłem emocjonalnie tak blisko Jarosława Kaczyńskiego jak wtedy. Byłem u siebie na Powiślu, wieczorem miałem grać spektakl. Zdołałem tylko zadzwonić do Michała Żebrowskiego, który łamiącym się głosem rzucił krótkie: „Dzisiaj nie gramy”. Odparłem, że to w pełni zrozumiałe. Siedziałem w domu i przez osiem godzin nie wstałem sprzed telewizora. Byłem w traumie"- wspomina dziennikarz. 

Cóż, nie przeszkodziło to najwyraźniej Wojewódzkiemu wraz z byłym już kompanem, Michałem Figurskim, natrząsać się z lidera PiS i "sekty smoleńskiej", jak liberalny salon określał tych, którzy nie wierzą w oficjalną, rosyjską wersję. Pokazała to chociażby prześmiewcza piosenka "Po trupach do celu". Ludzie, którzy na sam dźwięk słowa "Smoleńsk" wybuchają śmiechem lubią tłumaczyć, że nie drwią z samej katastrofy, ale z tego, "co zrobił z nią PiS". W tej haniebnej sytuacji niemały udział ma właśnie telewizyjny gwiazdor, który nawet zapytany na ulicy o godzinę musi opowiedzieć o tym, jak bardzo nie lubi PiS. Nie zabrakło tego również i w cytowanym teraz przez nas wywiadzie dla Onetu. Kuba Wojewódzki wieszczy "zjazd prawicy do zajezdni historii" po wyborach w przyszłym roku. Na potwierdzenie swoich słów wypowiedział stek komunałów.

"Sam dobrze wiesz, że dziś prawo do bycia Polakiem jest prawem jedynie do bycia patriotą na ich własną modłę. Hasło „Bóg, honor, ojczyzna” genialnie sprawdza się na pomnikach i świetnie brzmi w memuarach naszych dziadków, ale dziś jest cholernie zmanipulowane. Jest wyprute z ludzkich i historycznych niuansów, a w dodatku zawłaszczone przez ludzi, którzy mają problem ze zrozumieniem samych siebie, choć biorą się za tłumaczenie świata innym. Żyjemy karykaturą historii"-stwierdził showman. Celebryta zaatakował również Kościół, twierdząc, że to ta właśnie "instytucja" najbardziej obraża uczucia religijne. 

"Nikt nie mówi o obrażaniu naszych uczuć demokratycznych. A doświadczamy tego codziennie. Jeśli próbujemy definiować pole konfliktu politycznego poprzez mapę podziału na lewicę i prawicę, to trzeba zacząć od tego, że ci ludzie z prawicą nie mają w ogóle nic wspólnego"-stwierdził. Jak przekonywał Wojewódzki, "prawica to przede wszystkim szacunek do praw, organów państwa, tradycji". PiS natomiast określił mianem "moherowych bolszewików". 

Sądząc po tego rodzaju desperackich i niezwykle przy tym wtórnych wypowiedziach, wydaje się, że do "zajezdni historii" bliżej raczej Wojewódzkiemu i jego pozycji "autorytetu młodych, wykształconych i z wielkich ośrodków"...

yenn/Onet.pl, Fronda.pl