Kanadyjczycy analizują dane z dwuletnim opóźnieniem, tak więc zestawienie uwzględnia statystyki za 2012 r. Zgodnie z nimi sytuacja naszego kraju poprawia się. W 1990 r. zajmowaliśmy dopiero 104 miejsce, a jeszcze w zeszłym roku dopiero 60. W tym roku – 48 miejsce należy uznać za bardzo dobry wynik.

Co prawda liczba biurokratów w Polsce wzrasta, ale równolegle umacnia się system ochrony praw własności, swoboda przepływu kapitałów, handlu i technologii. Wzrasta także liczba regulacji, za sprawą obowiązków unijnych. Niemniej ekonomiści oceniają pozytywnie to, co dzieje się w naszym kraju, nie znając wszelkich niuansów. Przedsiębiorcy zapewne polemizowaliby z nazwaniem naszego krajem takim, w którym panuje wolność gospodarcza.

W zestawieniu prowadzi nękany protestami społecznymi Hong Kong, przed Singapurem, Nową Zelandią, Szwajcarią, a następnie – uwaga – Mauritiusem, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Kanadą, Australią, Jordanią, Chile i Finlandią.

Umieszczenie tak wysoko w rankingu takich krajów jak Mauritius, ZEA, Jordania czy Chile może budzić kontrowersje i kwestionować tę formę klasyfikacji, zwłaszcza w porównaniu z analogicznym rankingiem prezentowanym przez Heritage Foundation, gdzie ww. kraje nie występują na czołowych pozycjach.

Inne potęgi gospodarcze plasują się na dalekich miejscach. Japonia jest dopiero 23., Niemcy 28, Indie 110. a Chiny 115. Klasyfikacja może więc przeczyć tezie, jakoby w Chinach panował wolny rynek, czy, że do bycia potęgą gospodarczą jest on niezbędnie potrzebny. Jak widać, choćby na przykładzie Japonii czy Niemiec, interwencjonizm i bogactwo mogą iść w parze.

Najbardziej zniewolone gospodarczo kraje to Kongo, Burundi, Czad, Iran, Algieria, Argentyna, Zimbabwe, Korea Północna, Kuba i Wenezuela. Kuba i Korea Północna w ogóle nie były klasyfikowane ze względu na niedostępność danych.

Tradycyjnie, jako libertarianie, autorzy raportu próbują wiązać pomyślność obywateli z maksymalizacją osiąganych dochodów, tak jakby pieniądz był miernikiem najwyższych wartości. Zauważają więc, że średni dochód na głowę mieszkańca może być nawet 6-krotnie wyższy w bogatych krajach.

Niestety dogmat, że powinnością jednostek i państw jest nieustanne podnoszenie wolumenu konsumpcji, a miarą szczęśliwości jest stan, gdy „stać cię na więcej”, rzutuje na większość tego typu rankingów.

O rzeczywistej sytuacji obywateli nie mówią one zbyt wiele. Dla rodzin ekononiczna stabilizacja jest z pewnością dużo cenniejszym dobrem, zarówno od teoretycznego zwiększania zakresu wolności, jak i statystycznego podnoszenia poziomu bogactwa.

Tomasz Teluk